REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Nieruchomy poruszyciel

Polska kinematografia to w gruncie rzeczy jedna wielka porażka. Filmy nudne, płytkie, powielające schematy z wielkich hitów z zachodu. Aktorzy występujący w nich to raczej gwiazdki, które bardziej się martwią o szum wokół siebie, niż swoją nędzną grą aktorską. Reżyserzy sami nie wiedzą jak przelać swoją wizję na taśmę filmową, a scenariusze, których poziom dorównuje azjatyckim horrorom klasy C, wołają o pomstę do nieba.

11.03.2010
23:30
Rozrywka Blog
REKLAMA

Na szczęście na naszym, rodzimym rynku możemy znaleźć także chwalebne wyjątki. A do której z tych grup należy Nieruchomy Poruszyciel? Muszę przyznać, że ocena najnowszego dzieła Łukasza Barczyka była bardzo trudna. Zwłaszcza przez początkowe uprzedzenia wywołane opinią publiczności po festiwalu Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym. Zebrałem jednak wszystkie siły i pełen optymizmu, ale i też z pewnymi obawami wszedłem do kina.Zaraz też zostałem tego optymizmu pozbawiony, większość obaw się ziściła, a mój umysł został nadwyrężony przez ponad półtoragodzinny zlepek na przemian niezwykle ciekawie zrealizowanych obrazów, jak i kompletnych nieporozumień.

REKLAMA

Zacznijmy jednak od samego początku. Tytuł odnosi się do filozofii Arystotelesa, gdzie Nieruchomy (tudzież Pierwszy) Poruszyciel jest siłą sprawczą, przyczyną ruchu, czymś, co porusza całym światem, pewną odwieczną zasadą. Jednak wzbudzając ruch, powinien sam pozostawać w miejscu. Dlatego też w średniowieczu był utożsamiany ze starotestamentowym Bogiem. Nasuwa się więc pytanie, co kieruje życiem bohaterów? Czy ich poczynania są skazane na porażkę niczym w tragedii greckiej? Czy ta tajemnicza siła nie rzuciła ich w grę, której zasad nie da się złamać, a jednocześnie nie można jej wygrać?

Pojęcie pochodzenia tytułu jest istotne dla samego zrozumienia filmu, bez czego okazałby się ogromnym, niezwykle brutalnym i nierealnym festiwalem przemocy. Nieruchomy Poruszyciel miał opowiadać o miłości, pożądaniu i robi to, ale w sposób zupełnie różny, od tego, jakiego mogliśmy się spodziewać. Historia mogłaby być ciekawa, lecz niestety scenariusz kuleje i nie trzyma się kupy. Na ekranie mamy totalny chaos, który w gruncie rzeczy niczemu nie służy. Można było prościej, a film nic by nie stracił. Sam reżyser przed premierą powiedział, iż premiera nie będzie należała do łatwych i przyjemnych, bowiem niewątpliwie film jest filmem trudnym.

Zresztą miejscami dochodzący do moich uszu cichy śmiech politowania niezbyt dobrze świadczył o poziomie produkcji, lecz pozostaje pewne "ale". Nie można nie docenić filmu za doskonałe zdjęcia i scenografię. Już sama huta szkła stanowi idealne tło dla brutalnego życia Generała (w tej roli Jan Frycz). Niezłym kontrastem jest za to jego sterylne, pozbawione życia mieszkanie. Warto też wspomnieć cztery kąty głównej bohaterki, które podkreślają jej kompletne zagubienie. Lecz aby docenić w pełni te wszystkie smaczki, trzeba obejrzeć film od początku do końca i przeboleć te gorsze chwile.

Zwłaszcza, że Frycz zagrał naprawdę genialnie. Zdecydowanie jego świetne aktorstwo jest zarazem jednym z niewielu atutów tego obrazu. Ten wyraz twarzy, wypranego z uczuć człowieka, tonącego we własnym pożądaniu... To trzeba zobaczyć. Dzięki niemu niektóre sceny zapadną w mojej pamięci na długo. Andrzej Chyra też nie pozostawia wiele do życzenia, chociaż na ekranie widzimy go zdecydowanie za mało. Natomiast już Marieta Żukowska nie poradziła sobie kompletnie. Czuć z daleka, że ta rola ją przerosła, lecz z drugiej strony trzeba przyznać, że reżyser wymagał od niej też bardzo wiele... Chyba za dużo.

REKLAMA

Warto wspomnieć także muzykę (a to już kolejny atut). Duet Milf i Hanna Kulenty spisali się znakomicie, serwując nam psychodeliczną, uderzającą muzykę. Już same dźwięki pochodzące z huty szkła doskonale wprowadzają w klimat filmu. Potrafi także zauroczyć kawałek puszczany w odtwarzaczu przez Roberta, który płynnie przechodzi do tła wydarzeń na ekranie. Widać więc, iż choć z początku narzekałem na film, ostatecznie wymieniłem dosyć sporo zalet. Po wyjściu z sali projekcyjnej pozostał jednak pewien niesmak.

Film sam w sobie nie jest porażką, twórcy jednak zawalili na całej linii i nie wykorzystali tkwiącego w nim potencjału, przez co mamy zaledwie produkcję klasy średniej, poniżej wszelkich oczekiwań, która jedynie szokuje. Nic więcej… Lecz jeśli jesteś wielbicielem ambitnego kina, powinieneś Nieruchomego Poruszyciela sprawdzić. Z sali pewnie wyjdziesz zawiedziony, ale gwarantuję, że przez parę kolejnych dni będzie ciągle powracał do niego w myślach... A o to chyba chodzi. Choć może, po co się zadręczać?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA