REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Mroczna Rada Sceptyków [publi]

Najwyższy czas ponarzekać. W ostatnich miesiącach gracze dostali zbyt dużo dobrych i dopracowanych gier. Wszystkie kaszanki ukryły się w zaułkach, czekając na sezon ogórkowy, na średniaki nie ma nawet czasu zwrócić uwagi. Nie, kiedy obok nosa przelatuje nam tyle świetnych tytułów. Na całe szczęście Rada Mrocznych Sceptyków znalazła kolejny powód do knowań i wytykania palcem. Tym razem Mroczny Palec Sceptycznej Śmierci trafił na Altaira, bohatera kasowego Assasin`s Creed. Nawet na niego znajdzie się kilka haków, wypomni się kilka potknięć. Ja otrzymałem zaszczyt podsumowania jego nieudolnych aspiracji, bliższego przyjrzenia się jego niezasłużonej sławie.

11.03.2010
21:42
Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Już od dłuższego czasu śledziłem poczynania Altaira, niemal od samego początku przyglądałem się jego karierze. Nie miał łatwego dzieciństwa. Bractwo Zabójców cechowało się wstrzemięźliwością w obdarowywaniu rodzinnym uczuciem. Młody Altair trenował, trenował i wciąż trenował. Miał bowiem nie lada zadanie do wykonania - pokonać pannę Croft oraz Księcia Persji. "Będzie zwinniejszy, będzie jadł ich na śniadanie" - mówili trenerzy młodego zabójcy. Altair miał wykonywać powietrze akrobacje, które przyprawiałyby widzów o szukanie w błocie własnych szczęk. Jego popisy miały być o wiele efektowniejsze od wykonywanych przez aktualnego mistrza tego sportu - perskiego Księcia. O średnich sztuczkach Lary już nawet nie wspominam.

REKLAMA

Jak wielkie było więc moje zadowolenie, gdy spacerując po ulicach średniowiecznego Damaszku oglądałem cień przemykający z jednego dachu na drugi. Wiedziałem, że to był Altair. Spędziłem w tym mieście wiele czasu czekając na niego, już pomału zacząłem tracić nadzieję. W końcu drań się pokazał. Rada Mrocznych Sceptyków odpowiednio wyszkoliła swoich ludzi, toteż udało mi się dotrzymać kroku Altairowi, oczywiście zostając jednocześnie w cieniu. Akrobacje zabójcy faktycznie robiły ogromne wrażenie. Długo zaciskałem zęby z zawiści, oglądając prawdziwy kunszt mężczyzny. Wszystko robił ze wspaniałą gracją. Poruszał się fantastycznie, wydawałoby się, że nie ma dla niego żadnej przeszkody. Wszędzie potrafił się wspiąć, z rozpędu skakał po najcieńszych nawet belkach, jego zręcznościowe przedstawienie zdawało się nie mieć końca. Byłem pod wrażeniem. Altair naprawdę potrafił wykorzystać KAŻDY element otoczenia do swoich karkołomnych akrobacji. Już miałem się poddać, już miałem oddać mu tron "najlepszego akrobaty gier komputerowych" kiedy (ku chwale Mrocznej Rady) zobaczyłem pierwsze zgrzyty. Sztuka Altaira miała bowiem kilka słabości. Po pierwsze, to nie Altair, to nie gracz odpowiadał za te wspaniałe akrobacje. Wszystko robił komputer. Do każdego skoku, wspinaczki, przeskoku, turlania się, łapania, chwytania, wiszenia, spadania przypisany był tylko jeden klawisz. Altair nie musiał się wiec nadto wysilać - po prostu biegł przed siebie, natomiast komputer wraz ze swoimi kumplami skryptami odwalał całą resztę. Nieładnie, prawdziwi akrobaci polegają na własnej sile i zręczności, nie na gotowych animacjach i umiejętnościach generowanych przez komputer.

Drugim minusem, jaki z radością odnotowałem w Dzienniku Sceptycznych Sceptyków była mniejsza mobilność Altaira od swojego konkurenta. Potrafił skakać, wspinać się czy podciągać, ale wszystko to robił (ku mojej ogromnej satysfakcji) słabiej od Księcia. Perski władca skacze dalej, wyżej, jest szybszy, umie biegać po ścianach oraz (co cieszy mnie najbardziej), sami nim sterujemy. Tylko w ten sposób można poczuć adrenalinę. Jeden błąd naszych paluszków, a już spadamy w Bardzo Bardzo Głęboki Dół Bez Dna. Altair natomiast nie musi martwić się takimi rzeczami. Wystarczy, że wciąż będziemy trzymali jeden przycisk (powtarzam, JEDEN) a wszystko skończy się dobrze, nie ma szans na jakikolwiek błąd. No chyba nie tak powinna wygląd gra zręcznościowa, prawda? Mimo wszystko jestem rozdarty. Perski Książę robi wszystko lepiej, wyżej i niebezpieczniej, Altair natomiast wygląda po prostu przecudnie, wykonując swoje świetnie zaanimowane ruchy. Czy warto jednak zrezygnować z trudności na rzecz prostoty i wygody? Nawet pomimo mojego członkostwa w Mrocznej Radzie Sceptyków nie jestem w stanie wyłonić ewidentnego zwycięzcy. Jak już wcześniej wspomniałem, o pannie Croft nawet nie warto mówić. Może, kiedy w końcu zrobi coś z tym okropnym silikonem…

Śledząc Altaira w okamgnieniu rozpracowałem jego system działania. Kolejny moment triumfu dla Rady. Pomimo gigantycznego, zachwycającego nawet mnie świata, działania zabójcy były nad wyraz wtórne. Gdy Altair odkrył jakąś nową lokację (przykładowo ogromne miasto) zawsze wykonywał ten sam szereg składowych. Najpierw szuka najwyższych miejsc, skąd prowadzi obserwację całego terenu. Dzięki temu dowiaduje się o możliwych misjach w danej lokacji. Te natomiast zawsze są takie same. Zabij cel, obij cel, eskorta, dotarcie do punktu na czas, kradzież kieszonkowa, podsłuchiwanie. A co z uniwersalnymi zadaniami? "Przynieś mi kosz jabłek.", "Odnajdź moją krowę", "Sprawdź czy moja żona mnie zdradza." Nic takiego nie uświadczymy. Każdy rodzaj zadań to gotowy szablon nakładany na kolejne lokacje. Kiedy to odkryłem, naprawdę zacząłem współczuć temu biedakowi. Obraca się w pięknym, monumentalnym i ogromnym świecie, los nie dał mu jednak wykorzystać nawet części potencjału leżącego w jego krainie. To tak, jak gdyby grając w GTA bylibyśmy ograniczeni tylko do rozwożenia dziwek na czas oraz kasowania innych samochodów. Zmarnowany potencjał. Przykro mi Altairze, na tej przestrzeni przegrywasz bezapelacyjnie. Mroczna Rada Sceptyków będzie zadowolona. W końcu mają solidny punkt do nagabywania, muhahaha <mroczny śmiech>.

Przyglądając się z ukrycia tej next-genowej szuji od razu rzuciła mi się w oczy jego pycha i zarozumiałość. Altair nie opowiada swojej historii byle komu, o nie. Intel Core 2 Duo, 2 GB RAM-u i GeForce 8800 GTS to tak naprawdę minimalne wymogi, aby obejrzeć sobie wszystko w przyzwoitej rozdzielczości oraz konsolowej jakości. Jeżeli twój ojciec nie jest jednak jednym z najbardziej zamożnych handlarzy biżuteriom w Damaszku nie masz nawet co marzyć o poznaniu obserwowanego przeze mnie zabójcy. A potem ludzie ludziom mówią, że gry na PC się gorzej sprzedają. Nic w tym dziwnego. Wolę wydać 700 zł na konsolę, niż 3000 na PeCeta, nie będąc pewny czy wystarczy na dłużej niż rok. Ajajaj, porobiło się na tym świecie. Mroczna Rada będzie zadowolona. Znowu czeka nas żmudna praca podsycania odpowiednich for dyskusyjnych o "olewaniu klienta przez Ubisoft" i "jak zawsze słabej optymalizacji" tego studia. Muhahaha <znowu mroczny śmiech>, gracze są czasami tak podatni.

Swoją pracę zawsze staram się wykonywać jak najbardziej sumiennie, toteż odnotowałem w swoim kajeciku kolejny błąd Altaira. Jego historia porywa, niestety nie zaprzeczę. Na całe szczęście kończy się tak samo szybko, jak się zaczyna. Losy pyszałkowatego zabójcy można tak naprawdę poznać w jeden dzień. Wystarczy kilka wolnych godzin i silne chęci. Nasi najlepsi agencji już działają w Internecie - "nie po to kupowałem AC, żeby sobie w niego pograć 8 godzin i koniec. Dawniej to gry dłuższe były!", "Skandalicznie krótka, a nawet multi nie ma!", "No ładnie, czyli wychodzi 10 zł od godziny grania?! No to ja podziękuję…". Dobrze, bracia i siostry. Jak mawiał nasz Mistrz - stara śpiewka nigdy nie rdzewieje. "Bo gry to już nie są tak długie, jak kiedyś". Ma Mistrz mistrza, trzeba przyznać. To hasło zawsze było i będzie wspaniale uniwersalne.

REKLAMA

Moja wędrówka za plecami Altaira dobiega już końca. Odnotowałem w kajeciku tyle, na ile pozwoliły mi moje nogi, ledwo nadążające za niesamowitym zabójcą. Assasin's Creed to przy okazji bezapelacyjnie gra roku 2008, jeżeli chodzi o czas potrzebny do wyjścia z gry do pulpitu. Nie chcę tutaj zdradzać pewnych fabularnych zawiłości. Zepsułoby to frajdę tym wszystkim grubym, tłustym, brzydkim i rozpieszczonym dzieciom jerozolimskich bankierów, których stać na maszyny radzące sobie z maksymalnymi detalami, konsoli natomiast nie posiadają, bo ich LCD jest za duży i nawet HDMI nie nadąża za przesyłem obrazu i dźwięku. Mimo wszystko dobra minuta to minimum, aby z Asssasin's Creed się "wyłączyć". Trochę męczące, ponadto naprawdę mało intuicyjne. O tak, gracze będą zgrzytali zębami. Uwielbiamy to, uwielbiamy <zaciera chude dłonie>.

Z workiem na ramieniu i kajecikiem pod pachą w końcu opuszczam Damaszek. Nie jestem jednak specjalnie zadowolony. Mroczna Rada Sceptyków powierzyła mi bardzo poważne zadanie, odnoszę jednak wrażenie, że wywiązałem się z niego raptem połowicznie. Ciężko bowiem psioczyć na grę, która pomimo kilku wad wciąga na długo, oczarowuje od samego początku. Niech w końcu piorun trafi w siedzibę Ubisoftu, tyle razy się już o to modliłem z moimi braćmi i siostrami. Opatrzność najwyraźniej nie chce jednak nas wysłuchać, bowiem ci zadufani w sobie Francuzi wciąż wydają cholernie dobre gry, niech ich szlag. Moje obserwacje to za mało, aby znacząco przyczynić się do poniżenia tej gry, zmieszania jej z błotem. Tym razem to Ubi jest górą, niech jednak pamięta, że Rada wciąż wszystko obserwuje. Kiedyś podwinie się wam noga, nowy Splinter Cell już niedługo. Muahahaha.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA