REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Ascension to the Throne

Rosyjskie 1C nadal trwa w swojej masowej ekspansji na zachodni rynek. Było You Are Empty, w przestworzach latał IL-2 Sturmovik a nad naszym globem na dobre rozgorzała walka w realiach Star Wolves II. Tym razem dla odmiany dostaliśmy coś zgoła innego, taką małą hybrydę gatunkową.

11.03.2010
16:01
Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Ciężkie nastały czasy dla Króla Airath; wojowniczego Aleksandra. Jego królestwo zamieniło się w wielkie pogorzelisko, żołnierze zostali rozbici w pył a sam król zdradzony i pozbawiony tronu. Wysłany za pomocą złowieszczej magii do odległej krainy Oganthar musi odzyskać dawną siłę, pozyskać nowych sojuszników oraz powrócić do swego domu i odbić go z rąk nieprzyjaciela. A zadanie to nie należy do najłatwiejszych. Dosyć powiedzieć, że mieszkańcy Ogranthar nie tylko nie poznają króla Aleksandra, na dodatek mają go za zwykłego włóczęgę i rabusia. Odbudowanie swojej pozycji jak widać nie będzie zbyt proste.

REKLAMA

Szybka instalacja, wgląd w minimalistyczną i jakże skromną instrukcję, ustawienie wszystkich opcji i już mogę gr…. Opcji?! Tych jest w AttT tyle, co kot napłakał. Regulacja częstotliwości myszki, zaawansowane opcje graficzne, klawiszologia… trudno doszukać się w tej grze takich rarytasów. No cóż, skąpe ustawienia to jeszcze nie gwóźdź do trumny, prawda? Lekko zniechęcony rozpocząłem rozgrywkę, aby po chwili zastanowić się, czy nie był to przypadkiem jeden z największych błędów tego miesiąca. Jak się potem okazało… nie tak do końca :)

Intro (o ile można tak nazwać tego potworka) raczej nie powala. Nie dość, że jakość materiału filmowego należy do wątpliwych, to zawartość sama w sobie również powoduje pobłażliwy uśmiech na twarzy. Na długo wejdzie mi w pamięć scena przedstawiająca rycerza, którego wroga strzała dosięga prosto w czaszkę. Efekt był mniej więcej podobny do obrażeń spowodowanych strzałem z obrzyna :). Takich smaczków znalazło by się więcej, ale wolę skoncentrować się na samej grze, także do dzieła!

To, co od razu uderza po rozpoczęciu rozgrywki to grafika. Pierwsze, co przyszło mi na myśl to porównanie do sławetnego Gothika. Zadziwiające, czas płynie nieubłaganie, ale AttT najwyraźniej w świecie nic sobie z tego nie robi. Pod względem graficznym produkcja przedstawia się po prostu archaicznie i albo to GeForce 8800 GTS jest za słaby, aby wygenerować cuda niewidy stworzone przez rosyjskich programistów (w końcu coś jest na rzeczy, wymagania minimalne wcale takie minimalne nie są), albo to oni odwalili najzwyczajniejszą w świecie kaszankę.

No, skoro pierwsze, niezbyt przyjemne wrażenie mam już za sobą to czas rozejrzeć się po okolicy. Podziwiając mężnie napięte ciało mego herosa (które nie wiedzieć czemu skojarzyło mi się z workiem ziemniaków) ruszyłem przed siebie w nieznane. Tutaj ku mojemu zdziwieniu Aleksander dał popis swoich umiejętności. Porusza się szybciej niż rodzimy "maluch" w średniej kondycji, gibiąc się przy tym w przód i tył niczym trafiony kręgiel. Nie mam pojęcia gdzie nauczył się tak biegać, nie wiem też, dlaczego ma takie kłopoty z równowagą, w każdym razie wybuchłem szczerym śmiechem… inaczej się nie dało. Męką samą w sobie było zwyczajne przemieszczanie się po terenie. Uwierzcie mi, musicie nabrać niezłej wprawy, aby nauczyć się skutecznie poruszać po świecie gry.

Podczas penetracji pobliskiego lasu w pełni doceniłem zubożałość silnika graficznego. Trawa, drzewa, krzewy, kamienie czy wrogowie… wszystko to materializuje się jakieś 10 metrów przed naszą postacią (maksymalne ustawienia graficzne). A uwierzcie mi, potrafi to nieźle namącić w głowie. Widziana z daleka stepowa kraina okazuje się gęstym lasem, zamczysko z kolei wygląda nie przymierzając jak wielki prostokąt. Przynajmniej jest we właściwych barwach. Cienie, refleksy świetlne, ziarnistość… a gdzie tam! Twórcy postawili na "Oldsql" i kurczowo trzymali się swojej wizji aż do creditsów. Może to i fajne oraz budzi wspomnienia, ja jednak poproszę wersję nieco zmodernizowaną.

Po przyłączeniu do armii (pobliskie wioski to prawdziwa wylęgarnia rebeliantów) kilku chłopów ruszyłem na pierwszego lepszego przeciwnika noszącego nieprzyjacielski sztandar. Teren na jakim znajdowała się grupka wrogo nastawionych istot zawsze symbolizuje płonące koło. Jeżeli wejdziesz w jego obręb program zapyta się, czy chcesz podjąć walkę, czy może zrezygnować. Odpowiedź wydała mi się oczywista. Po wydaniu rozkazu do ataku rozgrywka zmieniła się diametralnie. Na ziemi pojawiły się znane większości graczy hexy (siatka geometrycznych figur rozciągnięta na płaszczyźnie znana chociażby z Heroesów), wynajęte przeze mnie jednostki pojawiły się przy mym boku, a idea gry ze "zwiedzaj, rozmawiaj, atakuj" zamieniła się w taktyczną, turową strategię w stylu Disciples. Klik, klik, klik. Spoglądałem w lekkim niedowierzaniem na monitor. Zostałem rozgromiony. Jak się okazało, tuż przed samą potyczką program sam wykonał autosave (strasznie przydatne rozwiązanie, brawo!) więc ponownie ruszyłem do boju. Wynik tak samo bez zmian. Moje wojsko ludowe raz za razem zostawało wyrżnięte w pień. "A niech mnie…" myślałem sobie wczytując po raz enty ekran potyczki. Gra nie należała do najłatwiejszych, jak to zdołał już nas przyzwyczaić aktualny rynek.

Wtedy to do mnie dotarło. Pomimo topornej grafiki czy powielonych rozwiązań starcia w Ascension to the Throne dają dużą, naprawdę dużą porcję frajdy. Oprócz bohatera przyjdzie nam pokierować również wynajętym/zdobytym wojskiem, które w przeciwieństwie do serii Heroes nie składa się z pojedynczego awatara i zsumowanej liczby ataku, ale tak jak to ma miejsce chociażby w serii Medieval gotowych oddziałów realnie oddających liczebność wojska, jednocześnie zachowując się jak jeden byt. Sam Aleksander to z kolei bohater, który potrafi awansować, z poziomu na poziom zwiększając swoje cechy. Jest to zadawane obrażeń, wytrzymałość, odporność magiczna czy siła zaklęć. Niestety, nasz przystojniak ma to do siebie, że niezależnie od stanu bitwy to właśnie jego śmierć zawsze oznacza dla nas koniec. Trochę jak z szachami. Na całe szczęście Aleksandra wesprą również inni bohaterowie niezależni, którzy wybijają się na tle całej watahy przeciętnych wojaków. Niestety, pozostali herosi nie potrafią awansować tak jak my, toteż oczywistym jest, że po pewnym czasie stają się po prostu bezużyteczni. Zwłaszcza, że poziomy w AttT rosną niczym grzyby po deszczu.

Jeżeli chodzi o towarzyszące nam jednostki, mamy tutaj do czynienia z przeciętnym "kanonem" fantasy. Niskie krasnoludy, brudni ale potężni ludzie, śmierdzący nieumarli, demony jak i naturalny zwierzyniec… jest sztampowo, ale muszę przyznać, że wykonanie tychże sojuszników jak i przeciwników to robota na medal. Większość oddziałów charakteryzuje się specjalnymi zdolnościami niedostępnymi dla innych jednostek. Łucznicy potrafią szyć do wroga z daleka, wojownicy mają ogromną wytrzymałość, wilki niesamowitą szybkość i zasięg a wiedźmy skromną, ale jakże przydatną gamę zaklęć. Jest bardzo zróżnicowanie, a to ogromny plus, bowiem szeroki wybór jednostek z ich unikatowymi cechami pozwala nam na dostosowanie swych oddziałów do własnej, ulubionej taktyki. Żeby nie było zbyt łatwo, nigdy nie będziesz narzekał na zbyt dużą ilość mord do wykarmienia. Liczba sojuszniczych jednostek jest ograniczona w zależności od twoich punktów autorytetu. Wraz z awansowaniem oraz podejmowaniem prawych decyzji masz ich coraz więcej, co za tym idzie, możesz rekrutować większą liczbę wojska. To właśnie autorytet jest najważniejszym czynnikiem naszego bohatera i bez ogromnej puli na koncie nie mamy nawet co zabierać się do bardziej zaawansowanych podbojów. Po prostu nie starczy nam ludzi.

No właśnie, walki. Jak już wcześniej wspomniałem, nie należą one do tych najłatwiejszych, zwłaszcza na początku. Pomimo tego (a może dzięki temu!) dają kolosalną frajdę. Dawno już zwycięstwo nad wrogimi oddziałami nie smakowało mi tak dobrze. Satysfakcja gwarantowana. Wszystko opiera się na turowym systemie (w przeciwieństwie do zwiedzania świata w czasie rzeczywistym) który spisuje się bardzo dobrze. Choć nie ma co marzyć o potyczkach na gigantyczną skalę, to 200 jednostek zaciekle walczących ze sobą i tak robi wrażenie. Zwłaszcza, jak na turówkę. Po każdej zwycięskiej walce zyskujemy złoto i punkty doświadczenia, które wypełniają pasek awansu na następny poziom. I tak w kółko, aż do epickich potyczek gdzie nasz Aleksander jest w stanie wybić całe oddziały jednym machnięciem miecza. Od niechcenia oczywiście. Najbardziej obawiałem się, że system przyjęty przez twórców po pewnym czasie zacznie mnie najzwyczajniej w świecie nużyć. Ku mojemu zdziwieniu… nie tym razem! Walki są naprawdę wciągające!

Pod względem rozgrywki w trybie rzeczywistym jest już nieco gorzej. Plenery (wioski, lasy, miasta, góry) są po prostu szpetne i nic tego nie zmieni. Zadania powierzane nam przez napotkanych ludzi również nie są zbyt ciekawe i w 80 % ograniczają się do wybicia pobliskiego oddziału. Zdarzają się też perełki typu eskorty czy konkurs picia piwa, ale powiedzmy sobie szczerze… czuć tutaj jakikolwiek powiew świeżości? Ja czuję tylko zapach odgrzewanych pomysłów. Choć tyle dobrze, jest nieco bardziej złożenie niżeli gdybyśmy mieli przedzierać się ciągle przez nowych, bezpłciowo jednorakich wrogów. Przynajmniej mamy namiastkę społeczeństwa z ich problemami… słabą bo słabą, ale jednak.

Warto napisać kilka słów o muzyce, bo w porównaniu do oprawy graficznej ta stoi na przyzwoicie wysokim poziomie. Co prawda podczas rozgrywki nie doświadczymy raczej muzycznych "dziełek sztuki" pokroju ścieżki dźwiękowej do Final Fantasy, Neverwinter Nights czy Heroes V, jest za to po prostu dobrze. Muzyka podnosi emocje zamiast irytować, a jest na tyle dobrze wpasowana, że nie musimy układać własnej play listy z winampa. Perełką jest natomiast utwór w menu, który mocno zapadł mi w pamięć. Na tym polu Rosjanie odwalili kawałek porządnej roboty.

REKLAMA

Czas najwyższy przejść do ostatniej składowej jaką jest nasza rodzima polonizacja. Ta wykonana jest dosyć… średnio. Rażących błędów oczywiście nie znalazłem, ale przeraźliwie często dało się natknąć na klejnociki typu "pomóż mi wypełnić zemstę!" Można przyczepić się również do samej czcionki, która jest po prostu brzydka i nieestetyczna. Nie to, że litery się zlewają, wbrew przeciwnie. Czasem odstępy pomiędzy kolejnymi znakami wyglądają jak kilkukrotne spacje. Na całe szczęście, o ile Wać pan nie jesteś polonistą, to nie przeszkodzi Ci to w odbiorze. Co oczywiście nie znaczy, że nie mogłoby być lepiej.

Jaka tak naprawdę jest więc ta gra? Cóż, bardzo nierówna. Brzydka grafika i sztampowość idzie tutaj w parze z cholernie ciekawym pomysłem hybrydy gatunkowej jak i świetnych potyczek w turowym trybie. Przeciętna fabuła kontrastuje z ciekawością wywołaną zwiedzaniem świata oraz podbojami nowych terenów a dobra muzyka idzie z kolei w parze z okropną animacją. Mimo wszystko nie żałuję czasu spędzonego z Ascension to the Throne. Wszystko to za sprawą ciekawego połączenia dwóch różnych typów gier. Twórcy z 1C mieli strasznie dobry koncept na grę, gdyby tylko nie nawalili z niektórymi składowymi… byłby strategiczny hit. A tak? Mamy szaraczka sprzedawanego w promocji cenowej Cenegi. Mogło być lepiej, dużo lepiej! W tej grze drzemie niewykorzystany potencjał i szkoda, że AotT przejdzie bez echa, bowiem jest to produkcja o tyle ciekawa, że polecam ją zarówno fanom Heroes, Disciples czy Spellforce jak i maniakom pierwszego Gothika… za sprawą przedpotopowej grafiki ci ostatni poczują się jak w domu :)

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA