REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

8 mila - recenzja filmu

W gęsto zadymionym od fajek pubie widzisz na tzw. scenie dwóch stojących naprzeciwko siebie gości. Jeden jest czarny, drugi - biały. Prowadzący, stojący między jednym a drugim, pyta czarnego przez mikrofon czy wybiera orła, czy reszkę. "Reszka" - odpowiada. Rzut monetą. Czarny wygrał. "Kto zaczyna?" - pyta prowadzący. "On" - pada odpowiedź. DJ z tyłu zaczyna swoją rolę - puszcza jedną z płyt. Prowadzący oddaje mikrofon białemu - "Niech rozpocznie się walka"

11.03.2010
16:29
Rozrywka Blog
REKLAMA

"8 mila" jest filmem o białym chłopaku żyjącym w Detroit, poza granicą tytułowej dzielnicy. Są to w głównej mierze slumsy, w których żyć muszą biedni Afroamerykanie, a także niektórzy biali. Głównie jednak ósmą milę zamieszkują osoby koloru czarnego, których marzenia nie zdołały się spełnić. Nasz bohater, o słodkiej ksywce "Rabbit", zmuszony jest mieszkać jeszcze dalej - w przyczepie kempingowej razem z matką, co jest - dla bohatera - totalnym dnem dna. Zerwane kontakty z dziewczyną, przegrana batalia organizowana przez kumpla, w dodatku idiota, którego trzeba znieść w jednym domu, a którego matka nie zamierza wyrzucić, tylko dlatego, że go ślepo kocha. Ale nie o dramatyzm w tym filmie chodzi. Głównym jego założeniem są organizowane przez "Future", przyjaciela Jimmy'ego "Rabbita" bitwy raperskie, z góry uważane przez czarnych za ich własność. Jednak "Future" widzi w białym chłopaku potencjał, a finalowa walka z Papa Doc'iem ma pokazać czy biały równie dobrze potrafi rymować, co czarni.

REKLAMA

Film jest po części biografią Eminema, odtwórcy głównej roli. Nie chciano jednak dokładnie odwzorowywać jego przeszłości, więc lekko ją ubarwiono. Jimmy w większej połowie filmu włóczy się z czarnymi kolegami po ulicach Detroit. Na dodatek nie ma kasy, zerwał z dziewczyną, która szantażuje go domniemaną ciążą, a także śpi u matki, a ta ma niewiele starszego od niego faceta, którego on wprost nienawidzi. Jednak Jimmy'ego to nie zniechęca, pragnie otworzyć własne studio nagraniowe, a także wygrać pojedynek z Papa Doc'iem.

Same pojedynki swoją drogą zostały zrobione doskonale. Bit, rap, ocena. Teksty, pisane tutaj przez samego rapera, moim zdaniem stoją na dobrym poziomie. Widać pomysłowość Eminema, zaangażowanie w produkcję, a efekt wyszedł świetny. Ocenianiem bitew nie zajmują się ani przeciwnicy patrzący naprzeciwko siebie, ani prowadzący show, a publiczność. Jeśli publika głośniej wykrzyczy jednego rapera, drugi odpada. Statyści, grający role publiczności mieli zapewne niezłą zabawę oglądając prawdziwego rapera podczas tej sceny. Nie ma to jak bitwa na żywo i za darmo. W materiałach dodatkowych umieszczonych na DVD pokazano ucięte walki Eminema z niektórymi osobami właśnie z publiczności. Wpierw przechodzili kwalifikację, a trójka najlepszych mogła stoczyć bitwę z samym raperem. Szkoda, że nie dodano tego do filmu, ale zapewne spowodowano zostało to tym, iż na nagranie całej tej walki tychże osób z publiczności mieli zaledwie... jeden dzień.

REKLAMA

Aktorzy swoje role zagrali w miarę dobrze, jednak nie wszyscy spisali się pozytywnie. Sam Eminem niekiedy grał dobrze, gdzie indziej mógł zagrać lepiej. Do pozytywnych stron jego gry zaliczyć mogę bitwy (chociaż nie powinienem, bo rapowanie jest jego domeną i dlatego wyszło mu to świetnie), a także role w których opiekował się swoją młodszą siostrą. Widać, że ojcostwo u Eminema czasem się przydaje ;-) Poza samym raperem nie jest tak źle. Osobiście twierdzę, że równie dobrze zagrał Mekhi Phifera w roli "Future", a także Kim Basinger, jako matka "Rabbita". W jednej scenie naprzeciwko siebie stają Xzibit i sam Eminem, i podczas oglądania tego momentu szkoda było, że Curtis Hanson nie wrzucił "X'a" do roli Papy Doc'a, albo jednego z raperów, z którymi Eminem toczy walkę. Wyszłoby to wtedy bardzo efektownie, a przede wszystkim Xzibit o wiele lepiej się spisał podczas tego krótkiego ujęcia z Eminemem, niż reszta aktorów, która grała swoje role podczas finałowej sceny.

Reasumując, film można polecić nie tylko fanom Eminema, ale również szerszej grupie odbiorców. Nie każdy aktor mógł w tej produkcji popisać się swoją grą, jednak jeśli można przymknąć na to oko, wyjdzie z tego dobry film. Nie osiągnął co prawda sukcesu, ale może się spodobać, a przede wszystkim jest to pierwszy dobry film opowiadający o muzyce hiphopowej. Dodatkowym atutem jest muzyka, napisana przez samego Eminema - Lose Yourself, nagrodzona Oscarem w roku 2002. Zresztą zasłużonym, więc za samą muzykę doliczam plusa. Fanom Eminema na pewno filmu polecać nie trzeba, jednak tym, którzy go nie widzieli, zachęcam.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA