REKLAMA
  1. bizblog
  2. Pieniądze

Nie chcieli przyjąć euro i dziękowali Bogu za złotego. Polacy wkrótce podziękują tchórzom z Wiejskiej

Jeden z największych przeciwników wejścia do strefy euro, prof. Robert Gwiazdowski nagle zmienił front. Euro było złe w czasie pokoju, ale w czasie wojny to nie jest zły projekt – uważa. I proponuje: „Skoro PE przyjął wniosek Ukrainy o przyjęcie do UE, to my złóżmy wniosek o przyjęcie do strefy euro.” Tego chyba nie trzeba komentować.

03.03.2022
11:04
Nie chcieli przyjąć euro i dziękowali Bogu za złotego. Polacy wkrótce podziękują tchórzom z Wiejskiej
REKLAMA

Dziś za bycie poza sferą euro, nie importując wiarygodności Europejskiego Banku Centralnego, płacimy wysoką cenę w postaci wahań kursu walutowego i wzrostu ceny pieniądza

– mówił niedawno na łamach „Rzeczpospolitej” Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
REKLAMA
new TradingView.widget( { "width": 800, "height": 610, "symbol": "FX_IDC:USDCZK", "interval": "1", "timezone": "Etc/UTC", "theme": "dark", "style": "3", "locale": "pl", "toolbar_bg": "#f1f3f6", "enable_publishing": false, "allow_symbol_change": true, "container_id": "tradingview_77e40" } );

Tylko że to był początek stycznia. To nic w porównaniu do tego, co dzieje się ze złotym w ostatnich dniach. I co może stać się z nim dalej. A rozwścieczeni Polacy, którzy ponoszą koszty osłabienia polskiej waluty w ostatnich dniach coraz głośniej pytają: dlaczego do cholery Polska nie jest w strefie euro?

Brakowało naprawdę niewiele. Koniec stycznia 2006 r. Zyta Gilowska, nowa wicepremier i minister finansów w rządzie PiS, na czele którego stał Kazimierz Marcinkiewicz, mówi:

Bez strefy euro jesteśmy bezbronni wobec wahań kursów i wobec intensywnych działań kapitałów spekulacyjnych. Musimy zrobić wszystko, aby przygotować Polskę do przystąpienia do strefy euro. 

Jej zdaniem wątpliwe było, żebyśmy mogli spełnić wszystkie kryteria do 2009 r. Ale już w listopadzie 2007 r. mówiła, że Polska będzie gotowa do spełnienia kryteriów w 2009 r., a do strefy moglibyśmy wejść po referendum w 2010 r. Nic z tego nie wyszło.

Tylko że potem zapał polityków mocno osłabł. Dopiero kandydujący na prezesa NBP Sławomir Skrzypek mówił:

Dyskusja o euro jest dyskusją w sferze poglądów.

Lider opozycyjnej jeszcze wówczas PO Donald Tusk mówił z kolei, że Polska powinna przyjąć euro tak szybko, jak to możliwe i podawał nawet datę: 2013 r. Ale jak wygrał wybory, zmiękł i jak wiadomo, nic w tej sprawie sam nie zrobił, choć Polska spełniała większość kryteriów koniecznych do przyjęcia wspólnej waluty. Potem przyszedł kryzys finansowy, Donald Tusk mówił, że wejście Polski do strefy euro nie byłoby dzisiaj bezpieczne dla polskich obywateli.

Zaczęła się narracja:

Dzięki Bogu, mamy złotego!

W 2015 r. do władzy wrócił PiS jeszcze bardziej sceptyczny wobec przyjęcia wspólnej waluty niż wcześniej . W 2017 r. Mateusz Morawiecki, ówczesny wicepremier, minister rozwoju i finansów, przekonywał, że nie jest w tej chwili w interesie Polski być w strefie euro, bo nie chcemy tracić możliwości prowadzenia niezależnej polityki monetarnej. (sic!)

W 2019 r. Jarosław Kaczyński już szedł na grubo:

Jest cała biblioteka książek, które mówią, jak powinna wyglądać strefa, w której obowiązuje jedna waluta. Unia Europejska tych warunków wyraźnie nie spełnia

– przekonywał Jarosław Kaczyński w maju 2019 r. 

Innym razem oczywiście przed kampanią wyborczą w 2019 r. mówił również:

Czy euro dobrze służy różnym europejskim państwom? Owszem służy, ale Niemcom, Holandii, Belgii. Inni, nawet tak silne państwa jak Francja, na euro tracą, a inne wręcz upadają.

Czy zyskałyby na tym polskie gospodarstwa domowe i kieszenie Polaków? Niezależnie od tego, jaki będzie mechanizm przyjęcia euro, w ten czy inny sposób na tym stracimy.

Mówimy „nie” dla euro, mówimy „nie” europejskim cenom.

Były jednak też próby ośmieszania. Prof. Eryk Łon – do niedawna członek Rady Polityki Pieniężnej z rekomendacji PiS – twierdził nawet, że to złoty mógłby zostać wspólną walutą Europy. Dziś jakoś nie jest nikomu do śmiechu. A winni są wszyscy politycy niezależnie od barw.

Złoty w dużych tarapatach

A teraz jest już za późno. Niewiele możemy zrobić. NBP próbuje interweniować, ale przegrywa z rynkiem. We wtorek rano złoty zaczął się osłabiać, z każdą godziną było coraz gorzej aż w pewnym momencie tracił do głównych walut 2 proc. – tak duże zmiany na rynku walutowym to wielka rzadkość. W pewnym momencie euro kosztowało już 4,8 zł, dolar 4,31 zł, a złoty stał się najsłabszy od 2009 r.

new TradingView.widget( { "width": 800, "height": 610, "symbol": "FX_IDC:CHFPLN", "interval": "5", "timezone": "Etc/UTC", "theme": "dark", "style": "3", "locale": "pl", "toolbar_bg": "#f1f3f6", "enable_publishing": false, "allow_symbol_change": true, "container_id": "tradingview_7aef9" } );

NBP zdecydował się na interwencję. Najpierw słowną, potem zaczął sprzedawać waluty na rynku. Dużo walut, bo ruch złotego w górę był bardzo mocny. Na tyle, że analitycy łudzili się, że pomoże na dłużej, że to początek trwalszego umocnienia i nie zobaczymy w środę euro powyżej 4,72 zł a dolara powyżej 4,23-4,24 zł. Cóż za naiwność! Już późnym popołudniem złoty znów zaczął tracić na wartości.

new TradingView.widget( { "width": 800, "height": 610, "symbol": "FX_IDC:USDPLN", "interval": "5", "timezone": "Etc/UTC", "theme": "dark", "style": "3", "locale": "pl", "toolbar_bg": "#f1f3f6", "enable_publishing": false, "allow_symbol_change": true, "container_id": "tradingview_852fb" } );

W środę znów to samo. Rano osłabił się do dolara najbardziej 21 lat. W tym czasie euro mocno zbliżyło się do rekordowych poziomów z 2009 r., a frank kilka razy z rzędu ustanowił rekord wszech czasów.

NBP na pomoc przyszły posiłki z Ministerstwa Finansów, które postanowiło wymieniać na rynku waluty pochodzące ze środków europejskich, by wspomóc notowania złotego.

A tymczasem Polacy już zaczynają się tak wściekać, że puszczają im nerwy i niektórzy publicyści posuwają się do publicznego wyrażania bulwersujących opinii:

Panika walutowa trudna do opanowania w całym regionie 

I nie, nie tylko Polska ma problem z własną walutą. Inne kraje regionu, które nie są pod parasolem strefy euro, też cierpią. Od momentu ataku Rosji na Ukrainę tracą solidarnie złoty, czeska korona i węgierski forint.

Widać wyraźnie, iż inwestorzy zwiększają awersję do ryzyka w odniesieniu do całego regionu w związku z rozwojem dramatycznej sytuacji na Ukrainie. Nie widząc finału działań wojennych, coraz większą determinację oraz kompletne odrealnienie i brutalność rosyjskich najeźdźców nie wiadomo do czego jeszcze mogą się posunąć. Rynek zwiększa premię za ryzyko materializacji czarniejszych scenariuszy, stąd dość paniczne wyjście z walut całego regionu, które na ten moment wydaje się trudne do opanowania.

-–pisze w środę rano analityk Stooq.pl Jacek Rzeźniczek.
new TradingView.widget( { "width": 800, "height": 610, "symbol": "FX_IDC:USDCZK", "interval": "1", "timezone": "Etc/UTC", "theme": "dark", "style": "3", "locale": "pl", "toolbar_bg": "#f1f3f6", "enable_publishing": false, "allow_symbol_change": true, "container_id": "tradingview_77e40" } );

Rynek walutowy powoli zaczyna ocierać się o zachowania paniczne, stąd zmienność na nim jest ogromna i nie sposób do końca przewidzieć jak będzie się zachowywał.

– uważa z kolei Marcin Kiepas, analityk Tickmill.

Przeciwnicy powiedzą: patrzcie na kraje bałtyckie, które jeszcze bardziej boją się teraz Putina i niby są bezpieczne, bo weszły do strefy euro. Ale za to mają bardzo wysokie odczyty inflacji i nie mogą jej zbijać podnoszeniem stóp procentowych.

W pewnym sensie racja. Wstępne dane za luty pokazują, że Litwa i Estonia miały najwyższą inflację wśród krajów strefy euro – odpowiednio 13,9 proc. i 12,4 proc. I nie mogą nic z tym zrobić, tylko czekać na dalsze decyzję Europejskiego Banku Centralnego.

Tylko co z tego, że Polska mogła, ale długo zwlekała z podnoszeniem stóp i i tak mamy inflację na poziomie 9,2 proc. Gdyby zresztą nie tarcza antyinflacyjna, która nie tylko obniżyła ceny, ale też naszą wiarę w to, że inflacja dzięki rządowi wyhamuje, a wiec oczekiwania inflacyjne – też pewnie mielibyśmy inflację powyżej 10 proc.

Zaraz pewnie zresztą i tak zobaczymy dwucyfrowe odczyty, nie tylko z powodu rosnących cen surowców i zbóż, ale również z powodu bardzo słabego złotego.

Strefa euro? No przecież nie jutro!

Od razu odpowiem tym, co zaczną krzyczeć, że przeliczenie pensji Polaków na euro dziś, czyli po kursie 4,7-4,8 zł by nas zabiło, że to oczywiste, że chyba nikt w tej chwili nie postuluje, żeby wprowadzić Polskę do strefy euro w błyskawicznym, wręcz interwencyjnym trybie z dnia na dzień (to zresztą niemożliwe). Dziś, nawet gdyby była taka wola polityczna, nikt by nas w tym gronie nie przyjął.

Gdybyśmy chcieli przyjąć euro, musielibyśmy sprowadzić inflację do poziomu ok. 4-5%, a kurs złotego do ok. 4,10-4,20. Po wyższym kursie nikt nas nie przyjmie, bo byłby zbyt konkurencyjny dla polskiego eksportu. Na ten moment do tych warunków mamy bardzo daleką drogę

– podkreśla Michał Kulbacki, analityk SpotData.

A więc teraz czekaj, patrz i płacz.

Co można zrobić ze złotym

Na to nie pomogą interwencje walutowe NBP

– podkreśla Maciej Bukowski, prezes WiseEuropa.

I rekomenduje:

  • skokowe podniesienie stóp
  • szybkie ruchy legislacyjne otwierające drogę do KPO
  • zapowiedź wymieniania środków KPO i UE przez rynek
  • porozumienie polityczne wokół wejścia do strefy euro i dogadanie się z EBC

Choćby porozumienie co wejścia do strefy euro miało być swoistą interwencja słowną.

Skoro PE przyjął wniosek UKR o przyjęcie do UE, to my złóżmy wniosek o przyjęcie do strefy euro.

-–pisze Robert Gwiazdowski.

I pisze to chyba całkiem poważnie. Przyznaje, że o ile zawsze był przeciwnikiem wejścia Polski do strefy euro, wojna w Ukrainie zmieniła wszystko i w warunkach wojennych euro nie jest wcale złym projektem.

I nie on jeden. Polacy ostatnio też zmieniali nieco zdanie i to jeszcze zanim Rosja zaatakowała Ukrainę, burząc tym samym porządek gospodarczy Europy. Według Eurobarometru już w połowie 2021 r. poparcie dla wspólnej waluty nieoczekiwanie wzrosło aż o 8 pkt proc., do 56 proc. w porównaniu z połową 2020 r.

Gdyby te badania zrobić dziś, poparcie zapewne byłoby jeszcze wyższe, bo dziś już nawet prof. Gwiazdowski przyznaje:

REKLAMA

Nie obronimy kursu PLN sami, tak jak Ukraina sama nie obroni Kijowa.

A konflikt na Ukrainie może się tlić latami.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA