REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Negocjacje rządu z górnikami? Im dłużej trwają, tym więcej kasy pochłonie PGG

Plan rządu był taki: umowa społeczna z górnikami podpisana do końca marca, a na początku kwietnia notyfikacja Komisji Europejskiej. Ale niestety, negocjacje utknęły w martwym punkcie i będą kontynuowane po świętach wielkanocnych. A zasada teraz jest już taka: im dłużej będą trwać, tym więcej kasy pójdzie na utrzymanie PGG przy życiu.

01.04.2021
10:11
metan-gornicy-rzad-protesty
REKLAMA

W grudniu 2020 r. rząd był przekonany, że z górnikami dogada się najdalej w lutym, tak żeby w marcu zacząć negocjacje z KE.

REKLAMA

W lutym powinniśmy być gotowi do prenotyfikacji, a z końcem marca powinniśmy mieć komplet dokumentów - i taki jest dzisiaj harmonogram

– przekonywał wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń.

W lutym sami związkowcy mówili o podpisaniu umowy społecznej z rządem w marcu.

Mamy deadline do końca marca - stwierdził przewodniczący górniczej „Solidarności” Bogusław Hutek.

Ale potem zaczęły się pojawiać punkty sporne. W połowie marca już można było się domyślać, że umowa społeczna z górnikami jednak nie będzie na czas. 

Zgoda na 95 proc. to tyle samo co na 5 proc.

– tak rządowy zapał gasił Wacław Czerkawski, szef śląskiego OPZZ.

Umowa społeczna? Rozmowy po świętach

Teraz nie dość, że jest pewne, że do podpisania umowy społecznej między rządem a górnikami dojdzie najwcześniej w kwietniu, to w dodatku wcale nie wiadomo, czy w ogóle to nastąpi. Do tej pory nie udało się czegokolwiek ustalić. Najpierw rząd pokazał swoje propozycje, potem zrewanżowali się związkowcy. Ale wychodzi na to, że obie strony nie zrobiły od ostatniego czasu nawet kroku do przodu. 

Nie będzie zgody na ostatnie propozycje związkowców dotyczące umowy społecznej dla górnictwa

– stwierdził jednoznacznie Artur Soboń na antenie TOK FM

Jednocześnie ten sami wiceminister aktywów państwowych, który jeszcze nie tak dawno chciał kończyć rozmowy w górnikami w lutym, teraz twierdzi, że nie ma co się spieszyć. Rozmowy na spokojnie mają być kontynuowane już po świętach. 

Przyspieszenie tego procesu, co jest nam podpowiadane przez pewną część opinii publicznej, jest szkodliwe dla samego procesu

– uważa Soboń.

Punkty sporne rządu i górników

Od początku negocjacji obie strony nie mogą się dogadać, jeżeli chodzi o indeksację wynagrodzeń, formę osłon socjalnych oraz gwarancje zatrudnienia. W pierwszych dwóch sprawach porozumienie wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Resort aktywów państwowych proponuje na przykład indeksację samej jednorazowej odprawy, które mają być na poziomie 120 tys. zł netto. Jeżeli chodzi zaś o gwarancje zatrudnienia rząd proponuje system, w którym zatrudnieni na dole górnicy mogliby pracować w swoich kopalniach do emerytury. Jeżeli w tym czasie dojdzie do likwidacji - górnicy będą przenoszeni do kolejnego zakładu. W scenariuszu, w którym i ten idzie pod nóż - górnicy mogliby skorzystać z wcześniejszego przejścia na emeryturę. Ostatnią możliwością jest sięgnięcie po odprawę.

I innych gwarancji zatrudnienia raczej górnicy od rządu nie dostaną. Przedstawiciele MAP nie raz wszak zwracali uwagę, że takie gwarancje zatrudnienia wyłącznie dla jednej branży zawodowej byłby po prostu sprzeczne z Konstytucją RP. Ale górnicy patrzą na to z zupełnie innej strony.

Mamy swoje, znacznie krótsze, analizy, które mówią, że to możliwe i zgodne z konstytucją. I przy takim rozwiązaniu obstajemy

– nie ma wątpliwości Wacław Czerkawski.

Ten spokój to blef

Odpowiedzialny w rządzie za transformację energetyczno-górniczą Artur Soboń teraz dwoi się i troi, żeby pokazać, że atmosfera rozmów z górnikami jest co najmniej dobra, a też nie ma się co spieszyć. Bo przecież materia delikatna bardzo i łatwo w takiej gonitwie poplątać nogi. Tyle tylko, że to bardziej pobożne życzenia niż jakaś taktyka negocjacyjna. Stawiam orzechy przeciwko dolarom, że obecnie w Ministerstwie Aktywów Państwowych nikt tak żarliwie jak o rychłe zakończenie negocjacji z górnikami się nie modli. I wcale nie o osławiony strach przed paleniem opon na ulicach Warszawy chodzi. Tempo nadaje wyłącznie rachunek ekonomiczny.

REKLAMA

Ten zaś jest tragiczny. Największa spółka węglowa w UE - PGG potrzebuje pilnej kroplówki od państwa. A że dłużej nie można było czekać, ryzyko braku na pensje górników było zbyt realne, to Polski Fundusz Rozwoju pożyczkę w wysokości 1 mld zł dla PGG szybko klepnął. Chociaż nikt na oczy nie zobaczył programu restrukturyzacji spółki, od którego szef PFR Paweł Borys od miesięcy uzależniał zgodę na pożyczkę. Ale jak słyszymy - PGG na te pieniądze zasłużyła. Artur Soboń przekonuje, że górnicza spółka spełnia wszelkie warunki programu pomocowego dla firm, które ucierpiały przez pandemię. 

Tyle że ten 1 mld zł dla PGG, to kropla w morzu potrzeb górniczej spółki, która ubiegły rok miała zamknąć na dwumiliardowym minusie. Nikt nie ma wątpliwości, że najdalej po wakacjach z tych pieniędzy nie zostanie ani złotówka. Przecież wypłata 14. pensji dla zatrudnionych w PGG to był wydatek rzędu 300 mln zł. I co dalej? Rząd ma jedną alternatywę, tę samą z którą się nagle tak nie spieszy. Trzeba podpisać z górnikami umowę społeczną, a potem ją przepchnąć w Komisji Europejskiej. Tam zaś znajdzie się stosowny zapis o dotowaniu polskiego górnictwa kwotą nawet 2 mld zł rocznie przez pierwsze lata transformacji przynajmniej. I tak właśnie znajdą się pieniądze na górnicze wypłaty. A co jak Bruksela na takie dotowanie do węgla się jednak nie zgodzi? Przecież wielu ekspertów przestrzega od miesięcy przed takim scenariuszem. Wtedy najpewniej będzie płacz i zgrzytanie zębami a górnicy usłyszą, że tracą właśnie pracę i pieniądze przez złą UE.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA