REKLAMA
  1. bizblog
  2. Prawo /
  3. Środowisko

Czesi robili wszystko, żeby o Turów nie bić się w sądach. Polski rząd jest zdziwiony, że w końcu idą do TSUE

Zgodnie z naszymi zapowiedziami rząd Czech zdecydował o zaskarżeniu Polski do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie kopalni Turów. Nasi południowi sąsiedzi próbowali w tej sprawie dogadać się z nami od miesięcy. Polskie Ministerstwo Klimatu i Środowiska od początku grało na przeczekanie, a teraz w resorcie są zdziwieni, że ta taktyka się jednak nie sprawdziła.

23.02.2021
9:18
Turow-kara-rachunek
REKLAMA

W zeszłym roku było organizowane spotkanie w Brukseli. Czesi wysłali przedstawicieli rządu - Polacy nikogo. Były listy, apele - też bez jakiegokolwiek echa. Czesi przy okazji narzekali, że Polacy do rozmów z ich ministrami kierują szeregowych posłów (co już pokazywało naszym południowym sąsiadom nastawienie Polski). Mimo to Praga zdecydowała się na rozmowy ostatniej szansy. Misji podjął się minister spraw zagranicznych Czech Tomas Petricek. Przedstawił stronie polskiej warunki, których spełnienie mogło zastopować skargę do TSUE. Polacy postanowili jednak nie korzystać z tej furtki.

REKLAMA

Niestety, nawet w Warszawie dziesięć dni temu negocjacje nie potoczyły się tak, jak się spodziewaliśmy. Dlatego złożymy pozew

- komentuje Tomas Petricek.

Turów: Czesi skarżą, Polacy się dziwią

Czesi wobec bagatelizowania problemu przez Polskę chcą kuć żelazo, póki gorące. Oprócz skargi na Polskę, która ma trafić do TSUE najpóźniej 15 marca, rząd naszych południowych sąsiadów złoży dodatkowo wniosek o zastosowanie środku tymczasowego. Jego akceptacja oznaczałaby natychmiastowe zakończenie wydobycia węgla w Turowie - do czasu rozstrzygnięcia sporu przed TSUE.

Czesi cały czas podkreślają, że można go rozstrzygnąć za porozumieniem stron. A co na to Polska? Aleksander Brzózka, rzecznik Ministerstwa Klimatu i Środowiska, w rozmowie z PAP wyraził zdziwienie całą sytuacją. Jego zdaniem podjęte ostatnio w Warszawie rozmowy przez Czechów wskazywały, że spór uda się zakończyć polubownie. Czesi widzą sprawę jednak zgoła inaczej. 

„Obywatele Czech nie mogli brać udziału ani w postępowaniu w sprawie pozwolenia na rozbudowę kopalni, ani w sądowej kontroli tej decyzji. Polska nie dostarczyła również stronie czeskiej niezbędnych dokumentów związanych z górnictwem i nie uwzględniła oceny oddziaływania na środowisko”– wylicza pretensje naszych południowych sąsiadów wiceminister spraw zagranicznych Martin Smolek.

Dziwi polskie zdziwienie

Nie do końca wiadomo, na podstawie jakich przesłanek przedstawiciele polskiego resortu mogli pomyśleć, że uda się uniknąć kłótni z Czechami w sądzie. Przecież podczas ostatnich negocjacji w Warszawie strona czeska bardzo wyraźnie wyraziła swoje oczekiwania.

Praga żądała wybudowania muru roślinnego długiego na kilometr (to miało być ustalone już w 2019 r., podczas spotkania reprezentantów kopalni Turów z mieszkańcami Uhelnej), wypłaty odszkodowania za utraty wody pitnej (szkody szacowane są na co najmniej 260 mln zł) i partycypowania Polaków w budowie nowego wodociągu. Odkrywkę w Turowie miałaby też monitorować specjalna, międzynarodowa komisja.

O to, jak przebiegały rozmowy z Czechami, sami pytaliśmy Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które w swoich odpowiedziach słowem nie wspomniało ani o tych warunkach, ani o tym, czy Polska zamierza w ogóle się nad nimi pochylić. Resort stwierdził jedynie w ładnych słowach, że wszystko jest w porządku i nie ma się o co martwić. 

„W procesie negocjacji rozwiązań jesteśmy otwarci na dialog prowadzony w duchu wzajemnego poszanowania i utrzymujemy stałe kontakty ze stroną czeską tak na poziomie roboczym, jak i ministerialnym. Planowana jest dalsza intensyfikacja kontaktów poprzez m.in. posiedzenie wspólnej komisji ds. jakości powietrza w najbliższych tygodniach. Intensywnie współpracujemy z Czechami także w ramach Grupy Wyszehradzkiej w kontekście głównych tematów legislacyjnych na agendzie UE” - przekonywało nas Ministerstwo Klimatu i Środowiska jeszcze w zeszłym tygodniu. 

Polski rząd chowa głowę w piasek?

Skarga Czechów na Polskę do TSUE za Turów to pierwszy w historii UE przypadek dotyczący kwestii środowiskowych. Nasi południowi sąsiedzi utrzymują, że Polska, przedłużając wydobycie węgla w Turowie, naruszyła cztery dyrektywy oraz bezpośrednio Traktat o UE. Pod koniec ubiegłego roku opinie o niestosowaniu się Polski do dyrektywy w sprawie oceny oddziaływania na środowisko wydała także Komisja Europejska. 

W dobie kryzysu klimatycznego absurdem jest uparte trwanie przy wydobyciu i spalaniu węgla. Aż 78 proc. Polaków chce odejścia od węgla do 2030 roku. To nieuniknione, jednak rząd wciąż chowa głowę w piasek

– komentuje Anna Meres z Greenpeace Polska.

Radości z takiego obrotu sprawy nie ukrywają zwłaszcza mieszkańcy przygranicznej Uhelnej. Tam tylko w 2020 r. poziom wód gruntowych obniżył się o 8 metrów, czyli dwa razy bardziej niż Polska Grupa Energetyczna (PGE) zakładała do 2044 r. 

Nasze obawy przerodziły się w strach

– mówi Milan Starec, mieszkaniec Uhelnej.

Turów będzie fedrował do 2044 r.?

Kuba Gogolewski, koordynator projektów w Fundacji „Rozwój TAK – Odkrywki NIE”, zaznacza, że PGE od października stara się przekonywać KE oraz zagraniczne instytucje finansowe, iż celem tego największego wytwórcy prądu w Polsce jest szybka transformacja niskoemisyjna i neutralność klimatyczna w 2050 r.

„Jednocześnie spółka stara się o przedłużenie działania kompleksu Turów do 2044 roku, co jest niekompatybilne z koniecznością całkowitego wygaszenia energetyki opartej na węglu do 2030 roku w krajach OECD. Upór PGE może kosztować spółkę, a tym samym polskich podatników odcięcie od rynków finansowych” - przestrzega Gogolewski.

REKLAMA

Czy jest w takim razie jakakolwiek szansa na uspokojenie sytuacji i tym samym przynajmniej lekką korektę coraz bardziej napiętych stosunków między Polską a Czechami? 

„Uspokoić sytuację może przyjęcie odpowiedzialności za straty oraz określenie przez rząd RP i PGE terminu skrócenia działalności Turowa. Otworzy to możliwość skorzystania przez gminy regionu zgorzeleckiego z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji” - nie ma wątpliwości Radosław Gawilk, prezes Stowarzyszenia Ekologicznego EKO-UNIA.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA