REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka /
  3. Środowisko

Polska coraz bardziej osamotniona. Czesi mają już datę pożegnania z węglem

Z decyzji czeskiej Komisji Węglowej nikt się za bardzo nie cieszy. Ani ekolodzy ani reprezentanci tamtejszych spółek energetycznych. Ale na zmianę stanowiska raczej nie ma co liczyć. Rząd czeski ma rychło to zalecenie przyjąć i wtedy data 2038 r. zacznie funkcjonować oficjalnie.

07.12.2020
15:00
Turow-kopalnia-wegiel-Czechy
REKLAMA

Czesi nie chcą, żeby reszta Europy im uciekła, jeżeli chodzi o proces dekarbonizacji i planują jak najszybciej opracować własną ścieżkę odchodzenia od węgla. W tym celu powołano do życia Komisję Węglową, która przygotowując swoje rekomendacje na stole miała trzy daty: 2033, 2038 i 2043. Zgodnie z przewidywaniami zaproponowano rozwiązanie pośrednie: Komisja Węglową rekomenduje czeskiemu rządowi pożegnanie węgla przeprowadzić najpóźniej w 2038 r. Za taką datą głosowała przeważająca liczba członków Komisji (15 „za”, przy dwóch głosach „przeciw” i dwóch „wstrzymujących się”). Zdaniem Karela Havlíčka, ministra przemysłu i handlu Czech, nie stoi nic na przeszkodzie, żeby rząd te rekomendację przyjął. Przy okazji przyznał, że w następnych latach może okazać się, że tempo żegnania z węglem i tak będzie szybsze. 

REKLAMA

Tylko do 2033 r. zainwestujemy 207 mld koron w nowe zasoby. W tym samym roku, dzięki modernizacji energii, emisja dwutlenku węgla zostanie zmniejszona o 47 mln ton

– przekonuje Havlíček

W sumie do 2050 r. czeskie nakłady na dekarbonizację mają wynieść łącznie 355 mld koron (ok. 60 mld zł), co ma pozwolić na ograniczenie emisji CO2 w najbliższych trzech dekadach o 138 mln t. 

Pożegnanie z węglem zbyt szybkie?

Nie wszyscy u naszych południowych sąsiadów przyjęli te wieści z nadzieją i otuchą. Nie brakuje też takich, którym wskazania komisji Węglowej w ogóle się nie podobają. Wśród nich nie brakuje przedstawicieli czeskich spółek energetycznych, dla których taki harmonogram żegnania węgla jest po prostu za szybki. Za bardziej spontanicznymi rozwiązaniami, opartymi na decyzjach samych inwestorów, opowiada się m.in. Luboš Pavlas, szef Sev.en Energy Group, drugiego co doi wielkości producenta węgla w Czechach. Jego zdaniem tym samym Komisja Węglowa powinna rekomendować datę 2050 r. 

Możemy sobie wyobrazić rok 2045 lub 2040, jeśli warunki są odpowiednie, ale tę indywidualną decyzję należy pozostawić firmom

– przekonuje. 

Luboš Pavlas twierdzi, że elektrownie węglowe cały czas będą potrzebne. Jego zdaniem, kiedy nastaną bardziej pochmurne dni, jak ma to miejsce teraz - zielone elektrownie zupełnie przestaną działać. 

Dlatego nadal potrzebujemy tradycyjnych zasobów  

– zastrzega.

Policzek dla ekologów

Co ciekawe: rekomendacje, które za chwile ma przyjąć czeski rząd, bardzo surowo oceniane są także przez samych ekologów. Marika Volfová, członkini ruchu Limits, przekonuje że takie ustalenia Komisji Węglowej to „policzek dla wszystkich osób, które w ostatnich latach ucierpiały z powodu suszy, fal upałów lub powodzi w Czechach”. 

Nie akceptujemy tej decyzji i będziemy nadal robić wszystko, co w naszej mocy, aby elektrownie węglowe, takie jak Počerady czy Chvaletice, wkrótce przestały niszczyć powietrze i klimat na naszej planecie. To nie koniec, ale nowy początek

– zapowiada działaczka. 

Do odrzucenia wskazań Komisji Węglowej wzywa czeski rząd też Jiří Koželuh z ruchu DUHA. Jego zdaniem ustanowienie pożegnania węgla dopiero na 2038 r. jest decyzją niebezpieczną z punktu widzenia ochrony klimatu, energii i skutków społecznych. Przytacza przy tej okazji badania ekonomistów, które jednocznancznie pokazują, że spalanie węgla już za 10 lat będzie kompletnie nieopłacalne. Z kolei Petr Doubravský z ruchu Fridays For Future uważa, że „to zdrada międzynarodowych konwencji dotyczących ochrony klimatu i wszystkich ambicji, do realizacji których zobowiązały się Czechy”.

Przede wszystkim jest to zdrada młodego pokolenia, które domaga się ratowania swojej przyszłości i którego głosu nie słychać

– wskazuje. 

Czesi dołączają do coraz liczniejszej grupy. A Polska?

REKLAMA

Nasi południowi sąsiedzi robią właśnie pierwszy krok w kierunku dekarbonizacji, dołączając tym samym do innych gospodarek europejskich. Według Międzynarodowego Stowarzyszenia Handlu Emisjami (IETA) źródła węgla w Europie nie są już obsługiwane przez Belgię, Estonię, Islandię, Cypr, Litwę, Łotwę, Luksemburg, Maltę, Szwajcarię i Norwegię. Następnych 12 krajów ma już wypracowaną własną ścieżkę pożegnania z węglem i planuje zrobić to w najbliższych latach: Szwecja i Francja do 2022 r., Irlandia, Włochy, Austria i Wielka Brytania do 2025 r., Holandia do 2029 r., Dania, Finlandia, Portugalia i Hiszpania do 2030 r. i Niemcy do 2038 r.

A gdzie w tym peletonie jest miejsce dla Polski? Niestety, na razie na samym końcu stawki. Nawet podpisane we wrześniu porozumienie rządu z górnikami przewiduje zamknięcie ostatniej kopalni węgla dopiero w 2049 r., czyli długo po tym, jak na taki krok zdecyduje się większość państw UE. W dodatku to nie jest żaden plan dekarbonizacji, a tylko rozpiska dotycząca coraz bardziej nierentownych kopalni i tego, co można jeszcze zrobić, żeby polskie górnictwo rychło nie stało się bankrutem. Dlatego mówi się o łożeniu w pierwszych latach nawet 2 mld zł rocznie na produkcję węgla w naszym kraju. Na to wszystko jednak musi zgodzić się Komisja Europejska.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA