REKLAMA
  1. bizblog
  2. Nieruchomości

Domy jednorodzinne trafiły na celownik władz. „Spekulanci” sobie tutaj nie pohasają

Zdecydowana większość Polaków, gdyby miała taką możliwość, porzuciłaby mieszkanie w mniejszych czy większych blokach na rzecz w własnego domu. Nie zważając na zapatrywania obywateli, władza przez kilka dni skupiła uch uwagę na swoich działaniach, rozpatrując różne scenariusze ukrócenia tzw. spekulacji na rynku mieszkań. Raz otwierając furtkę do niekontrolowanych zakupów domów jednorodzinnych, raz ją zamykając. Na czym w końcu stanęło?

27.01.2023
12:44
 Rządzący wpadli na pomysł, że uderzą w największe marzenie Polaków: domy jednorodzinne. Geniusze!
REKLAMA

Domy jednorodzinne trafiły pod lupę po tym, jak rząd ogłosił, że zamierza się wziąć za spekulantów. Zapowiedzi, że władza ukróci kupowanie wielu mieszkań pojawiają się już od roku. Naprawdę myśleliście, że mają gotowy pomysł jak to zrobić? Naiwni! Najpierw miało być uderzenie podatkiem PCC, potem ograniczenie zakupów do jednego mieszkania rocznie, ale domów można kupować, ile dusza zapragnie, potem domy też nie, potem ograniczenie metrażu, a na koniec odpuszczenie zwykłym inwestorom i uderzenie w fundusze. A nie, sorry, to nie koniec. To początek zamieszania. A ty sobie, Polaku, zaplanuj przyszłość. Może trafisz.

REKLAMA

Mieszania od dawna są solą w oku rządzących, ale ci kompletnie nie potrafią ruszyć tematu. Tak jak ostatnio. Tym razem wystarczyło kilka dni, żebyśmy poznali kilka wersji rzekomo gotowej ustawy. Zamieszanie było tym większe, że pojawił się temat domów jednorodzinnych. A te we wszystkich badaniach na temat największych marzenie Polaków okupują zawsze najwyższe miejsca…

Właściwie od samego początku można było się zorientować, że coś tu nie gra. W sobotę 14 stycznia premier Morawiecki ruszył temat. Powiedział na antenie radia RMF FM, że rząd zajmie się tymi, co kupują za dużo mieszkań, że może rozwiąże to podwyższoną stawką podatku PCC (od czynność cywilno prawnych). Mówił o limicie 7-8 mieszkań. Ale zaznaczył też:

Nie mamy żadnego bardzo konkretnego projektu.

I nikogo nie zdziwiło, że choć premier mówi, że nic na papierze jeszcze nie ma, zaraz po weekendzie zaczęły wypływać niemal gotowe pomysły. Ponoć nagle był już projekt ustawy, owszem, na papierze i nawet miał wpłynąć do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Minister Rozwoju i Technologii Waldemar Buda zaczął zaś opowiadać, co w nim jest.

Domy jednorodzinnen sobie kupujcie, a nie mieszkania w miastach

A więc na początku projekt ów miał zakładać, że dostanie się temu, kto jest już właścicielem lub współwłaścicielem pięciu mieszkań. Jeśli ów właściciel jedno z tych pięciu mieszkań kupił w ciągu ostatnich 12 miesięcy, albo chce kupić więcej niż pięć lokali, trafi na barierę - rząd mówi stop i pozwala takiemu inwestorowi kupić najwyżej jedno mieszkanie na rok.

Wyłączone z tej zasady miały być sytuacje, kiedy ktoś wchodzi w posiadanie lokalu poprzez dziedziczenie, darowiznę, w skutek wyroku sądowego czy egzekucji zobowiązań - ale to szczegóły.

Drugie narzędzie do zatrzymania spekulantów to podatek PCC od czynności cywilno-prawnych. Dziś płaci się go w przypadku zakupu samochodu czy właśnie mieszkania, ale w przypadku mieszkań jest on należny tylko, jeśli kupujecie na rynku wtórnym. Na rynku pierwotnym, kiedy deweloper wystawia fakturę VAT, kupujący PCC już nie płaci.

Jednak i to ma się zmienić: PCC będzie nakładany w przypadku zakupów na rynku pierwotnym i wtórnym. Ale znów - tylko w przypadku właścicieli pięciu mieszkań, którzy kupują kolejne szóste.

Dla nich również zostanie podniesiona stawka podatku PCC z obecnych 2 proc. do 6 proc. Jaka to różnica? W przypadku mieszkania za 350 tys. zł, to wzrost podatku z 7 tys. do 21 tys. zł, w przypadku mieszkania za 500 tys. zł podatek wzrośnie z 10 tys. do 30 tys. zł, płatny jednorazowo oczywiście.

Ale ministerstwo pozostawiło furtkę. Załóżmy, że dla kogoś to rzeczywiście problem, że może kupić już tylko jedno mieszkanie rocznie. Albo że podatek wzrośnie mu tak, że będzie musiał dorzucić jeszcze ze 20 tys. zł do kosztów tej inwestycji. Co zrobi? Zamiast mieszkań zacznie kupować domy jednorodzinne, które są wyłączone z tych ograniczeń.

A to już taka bzdura, że głowa mała. Przecież wzrost ceny domów, który może być skutkiem tych regulacji, również może przełożyć się na dalszy wzrost cen mieszkań, bo część popytu zniechęcona rosnącymi cenami domów zwróci się w stronę mieszkania tańszego jednostkowo, bo 50-metrowego zamiast 150-metrowego domu.

To nie koniec, domy to takie same maszyny do realizowania funkcji mieszkaniowej jak mieszkania, tylko trochę większe, czyli często potrzebne wielodzietnym rodzinom. Jak ktoś ma czworo dzieci, taniej może mu kupić dom pod miastem niż 100-metrowe mieszkanie w centrum, bo umówmy się, w 50-metrowym raczej się nie pomieści. Tylko jak na rynek domów jednorodzinnych zostaną wypchnięci spekulanci, to może być już mniej kolorowo.

Po co „inwestor” miałby kupować dom - taką nieruchomość jest przecież trudniej wynająć niż choćby kawalerkę? Po to, że wobec ogromnego deficytu jakichkolwiek lokali na wynajem sprytny Polak dom podzieli na kilka osobnych mieszkań i wynajmie kilku niezależnym najemcom.

Domy jednak zostaną zakazane. Nie możecie ich kupować

Minęło zaledwie kilkadziesiąt godzin i okazało się, że domy jednorodzinne też są na cenzurowanym. Dziennikarze RMF FM donieśli bowiem, że projekt zakłada limit metrów kwadratowych, który można kupić, a nie tylko konkretną liczbę mieszkań. Granica ma być postawiona przy 315 mkw. powierzchni mieszkalnej. A to oznacza, że wystarczy mieć 250 metrowy dom i do tego 65-metrowe mieszkanie i już jesteś spekulantem, który dostanie po łapach. A więc albo pięć mieszkań, albo 315 mkw. Zależy, na który limit załapiesz się najpierw.

Wyszło przy okazji, jak rząd ma zamiar sprawdzać, czy mieszkanie które właśnie kupujesz, to twoje pierwsze, trzecie czy dziesiąte. Otóż ten niby gotowy projekt mówi, że kupujący ma składać przed notariuszem oświadczenie pod rygorem odpowiedzialności karnej. A jak skłamiesz i złapią cię na tym pięć lat później? Cała transakcja zostaje anulowana. Wyobrażacie sobie? To oznacza, że sprzedający, który jest Bogu ducha winny, będzie musiał oddać kupującemu pieniądze. To dopiero koszmarek legislacyjny!

Fundusze pod pręgierz, Kowalskiemu z pustostanami odpuszczamy

Kolejne doniesienia o pomyśle, który miał być już ponoć gotowy mówią, że wbrew doniesieniom zaledwie sprzed kilku dni (potwierdzonym przez ministra Budę i samego premiera) restrykcje dotyczące zakupu mieszkań wcale nie będą dotyczyły wszystkich, czyli osób prywatnych i funduszy - ale jedynie funduszy. Czyli wszystko to, co przeczytaliście powyżej, możecie wyrzucić do śmieci, o ile nie jesteście funduszem, który kupuje na raz 100 mieszkań.

Media donosiły, że projekt zostanie podzielony po prostu na dwie części i tyko ta dotyczącą zakupów mieszkań przez fundusze będzie dalej procedowana, a ta dotycząca osób prywatnych, choćby miały i 20 mieszkań, zostanie włożona do legislacyjnej zamrażarki na zawsze. Stamtąd co najwyżej będzie straszyć indywidualnych „spekulantów”.

We wtorek 24 stycznia właściwie przyznał się do tego wprost już sam minister Buda na antenie radia Wnet. Mówił, że projekt, który skierował do KPRM to tylko „projekt bazowy” i rząd dopiero zastanowi się, czy przepisy obejmą tylko fundusze inwestycyjne, czy również osoby fizyczne. 

Wcale nie wiadomo też, czy granicą ma być pięć mieszkań, jak rozpisują się od tygodnia media. Minister tak sobie chlapnął, ale teraz sam przyznaje, że to mogą być równie dobrze cztery albo osiem. Albo wcale żadnej granicy może nie być.

A więc niby jest projekt, ale dalej nic nie wiadomo. Tylko tyle że minister zapewnia, że ograniczenia może i nie obejmą osób fizycznych, ale nie ma mowy, żeby jeszcze w tym roku nie dotknęły funduszy, bo „nie słyszał głosu krytycznego” w tej sprawie. A więc Kowalscy krzyczeli wystarczająco mocno, żeby usłyszał i się ugiął, by im odpuścić?

REKLAMA

Szkoda, że rząd dalej nic nie rozumie. Rynek mieszkaniowy łaknie najmu jak kania dżdżu. Fundusze kupują mieszkania właśnie po to, żeby je wynajmować, więc w ten sposób szkodzimy ciągle raczkującemu w Polsce rynkowi najmu. 

Kowalski za to czasem kupuje, żeby wynająć, a czasem, żeby trzymać lokal pusty i czekać, aż zyska na wartości albo aż dzieci dorosną. Ale Kowalskiemu odpuszczamy. Dziwny jest ten świat.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA