REKLAMA
  1. bizblog
  2. Obserwator Finansowy

Made in China zalewa Niemcy. To uzależnienie może źle się skończyć

Niemcy uzależniły się od Chin do takiego stopnia, że masowo sprowadzają stamtąd części dla branży motoryzacyjnej, komputerowej czy elektrycznej, a także znaczną część surowców strategicznych. Z Państwa Środka pochodzi też większość urządzeń, jak telefony i smartfony, z których każdego dnia korzystają obywatele Niemiec, nie zadając sobie pytania o ewentualne szpiegowanie. Z drugiej strony niemieckie koncerny inwestują miliardy euro w Chinach i to z ogromnym zyskiem. Jednak eksperci przekonują, że niewiele potrzeba, aby nasz zachodni sąsiad poważnie odczuł konsekwencje tej azjatyckiej „przyjaźni”.

30.03.2023
14:16
Made in China zalewa Niemcy. To uzależnienie może źle się skończyć
REKLAMA

Autor: Mariusz Tomczak, dziennikarz, politolog specjalizujący się w zagadnieniach europejskich, Obserwator Finansowy

REKLAMA

Wiele niemieckich firm jest uzależniona od towarów i surowców sprowadzanych z Chin. Rośnie świadomość tego zjawiska i presja, by ograniczyć jego skalę.

Chińska Republika Ludowa jest najważniejszym partnerem handlowym Republiki Federalnej Niemiec od 2016 roku. Z ostatnich danych wynika, że zależność naszego zachodniego sąsiada od Państwa Środka pogłębiła się. W 2022 roku deficyt w wymianie handlowej wyniósł kilkadziesiąt miliardów euro głównie z powodu tempa wzrostu importu z Chin. Na razie nie da się jednoznacznie stwierdzić, czy ta tendencja okaże się trwała, a jeśli tak, to na jak długo.

„Dane dotyczące wymiany handlowej nie oddają jednak jakościowego spektrum zależności gospodarczej RFN od Chin. Jednym z jej elementów jest import części” – pisze Lidia Gibadło z Ośrodka Studiów Wschodnich w jednej z analiz. Powołując się na raport Instytutu Badań Ekonomicznych w Monachium, przytacza dane, z których wynika, że aż 46 proc. przedsiębiorstw przemysłowych i 40 proc. firm zajmujących się handlem komponentami pozyskuje je z Państwa Środka. Od zakupu części najsilniej uzależnione są następujące branże: motoryzacyjna (75,8 proc.), komputerowa (71,6 proc.), elektryczna (70,6 proc.), odzieżowa (64,8 proc.) i meblarska (64 proc.). „Dodatkowo Chiny odpowiadają za produkcję 7 proc. komponentów przetwarzanych w takich krajach jak Polska czy Słowacja, a następnie wykorzystanych do produkcji końcowej w RFN” – podkreśla.

Ogromne ryzyko

Analizy Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii wskazują, że ok. 80 proc. przenośnych komputerów jest sprowadzanych do Niemiec z Chińskiej Republiki Ludowej. Są one również najważniejszym dostawcą telefonów komórkowych. Jak podaje Federalny Urząd Statystyczny, w 2022 roku pochodziło stamtąd trzy czwarte zaimportowanych systemów fotowoltaicznych. Niemiecka gospodarka jest silnie uzależniona od importowania z Chin niektórych metali ziem rzadkich i surowców, w tym także kluczowych dla rozwoju nowoczesnych technologii. Trzy czwarte sprowadzanego z zagranicy litu pochodzi właśnie z tego kraju. Z raportu przygotowanego na zlecenie Ministerstwa Gospodarki przez firmę EY wynika, że znaczna część surowców strategicznych jest importowana tylko z ChRL.

Z kooperacją z Państwem Środka ściśle powiązane są przychody wielu spółek. Ta współpraca stanowi źródło zysków, ale również poważny czynnik ryzyka, gdyby relacje na linii Berlin-Pekin lub Zachód-Chiny zaogniły się, przybierając formę konfliktu politycznego lub wojny handlowej. Negatywy scenariusz mógłby mieć miejsce w razie ataku reżimu komunistycznego na Tajwan, gdyby kraje demokratyczne sięgnęły po rozwiązania podobne do tych, którymi ukarały Rosję po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę. Przerwanie łańcuchów dostaw w wyniku sankcji nałożonych na ChRL miałoby poważne konsekwencje dla naszego zachodniego sąsiada.

Te niemieckie firmy inwestują w Chinach

Za większość europejskich inwestycji w Państwie Środka odpowiada nieliczna grupa wielkich korporacji. W dużej części pochodzą one z Niemiec. Volkswagen, BMW, Mercedes-Benz czy BASF odpowiadają za około jedną trzecią europejskich inwestycji bezpośrednich w Chinach – wynika z raportu Grupy Rhodium. Volkswagen sprzedaje tam więcej samochodów niż w Europie. Należący do tego koncernu inny producent samochodów, Audi, do końca 2024 roku w północno-chińskim Changchun wybuduje zakład, w którym z taśmy produkcyjnej będą zjeżdżać tylko modele elektryczne.

Prezes Mercedes-Benz jako „iluzję” określa pojawiające się tu i ówdzie pomysły „oddzielenia” gospodarki chińskiej od europejskiej czy amerykańskiej. Szef koncernu chemicznego BASF uważa, że Niemcy nie mogą sobie pozwolić na omijanie szerokim łukiem Państwa Środka. Do końca tej dekady BASF planuje zainwestować w tym kraju 10 mld euro, licząc, że wypracuje w ChRL prawie dwie trzecie wzrostu. We wrześniu 2022 roku otworzył duży zakład produkcyjny w Zhanjiang m.in. w obecności wicepremiera Chin.

Jak Chińczycy „zdobyli” Hamburg

W drugiej połowie 2022 roku jedną ze spornych kwestii w niemieckiej koalicji rządowej była planowana sprzedaż udziałów w hamburskim terminalu kontenerowym chińskiemu przedsiębiorstwu państwowemu Cosco – czwartemu największemu operatorowi żeglugowemu na świecie. Obawy wyrażało kilka ministerstw, Federalny Urząd Ochrony Konstytucji, czyli służba kontrwywiadu cywilnego, liczni eksperci, a także wielu polityków związanych zarówno z obecnym rządem, jak i opozycją.

Z otwartą krytyką występowali zwłaszcza Zieloni, którzy wraz z socjaldemokratami z SPD i liberałami z FDP tworzą rząd na czele z Olafem Scholzem jako kanclerzem. Olaf Scholz, wywodzący się z rodziny związanej od pokoleń z Hamburgiem, popierał starania władz tego miasta o sfinalizowanie inwestycji i nie posłuchał krytyków. Wśród osób wyrażających sprzeciw był m.in. wicekanclerz i minister gospodarki Robert Habeck i minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock – oboje są związani z Zielonymi. Robert Habeck ogłosił „koniec naiwności” wobec ChRL, a Annalena Baerbock od dawna nie waha się określać tego kraju jako „rywala systemowego”.

Nowe możliwości czy zagrożenie?

W debacie publicznej mnożyły się pytania, czy rozszerzanie wpływów ChRL w strategicznym sektorze transportu morskiego i infrastruktury portowej zwiększa uzależnienie RFN i stanowi potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa i Unii Europejskiej. Pytano o to, czy przed komunistycznymi Chinami nie otworzą się nowe możliwości prowadzenia działalności wywiadowczej. Zwracano uwagę, że Cosco to firma państwowa, która, inwestując w niemiecką infrastrukturę, będzie realizować interesy coraz mniej przewidywalnego rządu w Pekinie. To może być problemem w przyszłości w związku z deklaracjami przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpinga o potrzebie zmiany ładu światowego.

Ostatecznie transakcja została zawarta, ale Chińczycy nabyli mniej udziałów udziału w spółce obsługującej terminal w porcie niż pierwotnie planowano. Nie będą w stanie samodzielnie zablokować ewentualnych zmian w jej statucie, ale zdobyli cenny przyczółek do dalszej ekspansji w UE.

Nie chodzi o dobro Niemiec

W niemieckich mediach publikowane są materiały wskazujące na zagrożenia wynikające z zależności importowej i eksportowej od komunistycznej dyktatury. Cytowane są opinie, że dywersyfikacja dostaw produktów i surowców to konieczność, a nie „dmuchanie na zimne”. Ostatnio poczytny dziennik „Bild” ostrzegł, że Chińczycy „szpiegują we wszystkich dziedzinach”.

Pojawiają się głosy, że główny cel inwestycji chińskich stanowi raczej uzyskanie dostępu do nowoczesnych technologii i know-how niż dalszy rozwój firm i pomnażanie dobrobytu obywateli RFN, a przejmowanie znanych niemieckich marek wynika z chęci zmiany postrzegania na Zachodzie produktów wytwarzanych w Chinach. Te ostatnie wciąż nie kojarzą się z najwyższą jakością. Sporo ludzi biznesu i polityki irytuje również brak wzajemności w relacjach handlowych – niemieccy przedsiębiorcy nie mogą inwestować w Chinach na takich zasadach jak chińskie firmy w Niemczech.

Olaf Scholz i jego współpraca z Państwem Środka

Wiele głosów krytyki pojawiło się w związku z podróżą kanclerza Olafa Scholza do Chin w listopadzie 2022 roku. W portalu Deutsche Welle ukazał się tekst, w którym jedna z dziennikarek skrytykowała dalsze rozszerzanie współpracy handlowej, mimo oczywistych zagrożeń geopolitycznych. Politykę Berlina określiła jako „balansowanie między dobrem relacji gospodarczych a stanowczością w polityce zagranicznej”, pytając wprost, „czy Niemcy skazują się na nową zależność?”.

W zmianie postrzegania Państwa Środka pomaga Xi Jinping, który ukazuje światu swoje autorytarne oblicze. Przez ostatnią dekadę koncentrował się na osiągnięciu pełni władzy nad partią, aparatem bezpieczeństwa, armią i administracją państwową, co nawiasem mówiąc w dużym stopniu udało mu się osiągnąć. Nie przypadkiem jest określany jako najpotężniejszy chiński przywódca od czasu Mao Zedonga.

Relacje między Niemcami a Chinami do zmiany

Niedawne zestrzelenie, jak utrzymują Amerykanie, chińskiego balonu szpiegowskiego stało się kolejnym pretekstem do zaapelowania do władz w Berlinie o zmianę nastawienia wobec Pekinu. Z komentarzy w niemieckiej prasie wybrzmiewały obawy przed dalszym utrzymywaniem status quo w polityce zagranicznej, polityce bezpieczeństwa i relacjach handlowych z dyktaturą, która odwołuje się do zupełnie innych wartości niż RFN.

Na łamach „Muenchner Merkur” zaapelowano do kanclerza o zmianę dotychczasowego nastawienia wobec Chin. Został skrytykowany za „nadskakiwanie” władzom w Pekinie, co wprawdzie ułatwia niemieckim koncernom pomnażanie zysków, ale w długoterminowej perspektywie może okazać się szkodliwe dla RFN. „Firmy muszą ujawnić zależności od Chin, państwowe gwarancje eksportowe powinny zostać wstrzymane, a chińskie firmy odsunięte od projektów infrastruktury krytycznej. Czas na zwrot w sprawie Chin” – wezwał dziennik z Monachium.

Dywersyfikacja, ale małymi krokami

Nagła rezygnacja ze współpracy z Chinami lub drastyczne jej ograniczenie wywołałyby masę komplikacji. Taki scenariusz, choć możliwy, wydaje się mało realny. „Chcąc pogodzić interesy niemieckich firm z koniecznością zapewnienia większej niezależności i odporności na ewentualne naciski ze strony ChRL, rząd Niemiec będzie prowadził politykę stopniowej ewolucyjnej dywersyfikacji dostaw surowców i poszukiwania nowych rynków zbytu przy jednoczesnym podtrzymywaniu relacji handlowych z Chinami” – pisze dr Łukasz Jasiński, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, na łamach „Biuletynu PISM”.

REKLAMA

Spodziewa się m.in. zbliżenia Niemiec z krajami Azji Południowo-Wschodniej, poszukiwania nowych źródeł sprowadzania surowców (np. z Ameryki Łacińskiej) oraz blokowania chińskich inwestycji w sektorach związanych z nowymi technologiami. Możliwe jest także ograniczanie rządowych gwarancji dla niemieckich firm inwestujących w Państwie Środka, tak by nakłonić je do poszukiwania alternatywnych rynków. „Lawirowanie między koniecznością zwiększania bezpieczeństwa i niezależności technologicznej a chęcią dalszego czerpania korzyści ze współpracy gospodarczej z Chinami przekłada się na sprzeczne kroki podejmowane przez rząd i struktury państwa” – podsumowuje analityk.

Na razie nie wiadomo, dokąd Niemców zaprowadzi polityka lawirowania. Logika sprzeczności może się jednak okazać brzemienna w skutkach.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA