REKLAMA
  1. bizblog
  2. Gospodarka

Inflacja i stopy procentowe. Wielki mecz monetarny Polski, Węgier i Czech

Czas jest wyjątkowy, bo mamy dużo emocji sportowych, zresztą nie tylko w piłce nożnej. Do tego jeszcze w dziedzinie tak bardzo niesportowej, jak polityka monetarna nagle pojawiło się coś, co wygląda trochę jak mecz międzynarodowy. Mecz o to, kto ma rację. Z jednej strony mamy Polaków, którzy uparcie nie podnoszą stóp procentowych, a z drugiej Czechów i Węgrów, którzy właśnie to zrobili i zapowiadają, że to dopiero początek i będą to teraz robić częściej. 

26.06.2021
8:32
Inflacja w Polsce. Trwa wielki mecz monetarny Polski, Węgier i Czech
REKLAMA

Węgrzy i Czesi podnieśli stopy procentowe z przyczyn oczywistych – inflacja rośnie i trzeba jej przeciwdziałać. Polska robi coś zupełnie innego – postanowiła przeczekać, bo RPP wierzy, że to przejściowe. Opinia publiczna na moje oko, przynajmniej w internecie wolałaby rozwiązania czesko-węgierskie, bo się rosnącej inflacji niesamowicie boi, a do tego cierpi z powodu braku możliwości oszczędzania na lokatach bankowych. 

REKLAMA

Ci mniej zaangażowani emocjonalnie cieszą się, bo tak drastycznie różne podejścia do inflacji i stóp procentowych za kilkanaście miesięcy pozwolą stwierdzić, kto dedukował prawidłowo, a kto nieprawidłowo. Jeśli inflacja na Węgrzech spadnie, a w Polsce nie spadnie – okaże się, że nasza RPP straszliwie błądziła. Jeśli u nas też spadnie, pomimo braku podwyżek stóp, okaże się, że generalnie cały ten spór o stopy procentowe był bez znaczenia, a poniekąd zwycięzcą będzie mógł się czuć Adam Glapiński, bo faktycznie okaże się, że wzrost inflacji był tylko przejściowy. 

Jest jeszcze jeden czynnik w całej tej historii bardzo ważny, a mianowicie wzrost gospodarczy i ściśle z nim powiązana sytuacja na rynku pracy i kwestia bezrobocia. Najważniejszym argumentem używanym przez tych, którzy nie chcą podnosić stóp pomimo rosnącej inflacji, nie jest wcale ten, że ona jest zupełnie niegroźna, bo oni przecież też widzą to samo, co cała reszta. Istnieje cała masa danych, poszlak i dowodów na to, że w całej Europie mamy dziś wystrzał inflacji największy od dziesięcioleci. Nie można mówić, że to nic takiego. Kluczowym argumentem jest jednak to, że podwyżka stóp mogłaby podciąć ożywienie gospodarcze i zawrócić gospodarkę ponownie w stronę kryzysu, co ich zdaniem byłoby jeszcze gorsze niż pewien wzrost inflacji (oczywiście w ramach jakichś cywilizowanych granic). 

Rozwód Polski i Czech oraz Węgier w kwestii polityki pieniężnej pozwoli nam sprawdzić także to: czy faktycznie po podwyżkach gospodarka węgierska i czeska zaczną mieć jakieś problemy i będą rozwijać się wolniej niż gospodarka Polski? 

Można to traktować jako taki wielki mecz ekonomiczny, który pozwoli pewne rzeczy wyjaśnić. Końcowy rezultat wcale niełatwo przewidzieć, bo po pierwsze rzeczywistość gospodarcza zawsze jest znacznie bardziej skomplikowana niż podręczniki i internetowe serwisy, które opowiadają „prosto o ekonomii”, co oznacza, że w pogoni za popularnością najczęściej upraszczają na tyle mocno, że zaczynają opowiadać bajki. 

Z jednej strony jest całkiem sporo ekonomistów, którzy są przekonani, że NBP nie docenia powagi sytuacji i będą z tego w Polsce spore problemy. Z drugiej strony są kraje, które zaczęły iść drogą, na którą właśnie weszli Węgrzy z Czechami i jak dotąd nie doszli donikąd. Świetnym przykładem jest tu Brazylia, która w marcu podniosła główną stopę procentową z 2 proc. do 2,75 proc., w maju do 3,5 proc. a w czerwcu do 4,25 proc. Widać wyraźnie, że podeszli do tematu bardzo poważnie. 

W momencie pierwszej podwyżki ostatnie dostępne dane o inflacji za styczeń wskazywały, że jest ona na poziomie 4,6 proc. i było to sporo, bo pół roku wcześniej wynosiła ona tylko 2,3 proc. Można odnieść wrażenie, że sytuacja była trochę podobna do tej w Polsce. My dziś mamy wskaźnik wzrostu cen na bardzo podobnym poziomie. Niestety dziś inflacja w Brazylii wynosi już 8,1 proc. i jest najwyższa od 2016 roku, na razie więc trzy naprawdę duże podwyżki, łącznie aż o 2,25 punktu procentowego nic nie dały. Z jednej strony minęło dość mało czasu i niewykluczone, że zadziałają one później, ale z drugiej strony ci, którzy się na nie decydowali, zapewne mieli nadzieje, że po paru miesiącach od rozpoczęcia cyklu podwyżek inflacja nie będzie rosnąć z miesiąca na miesiąc coraz szybciej. 

REKLAMA

Z drugiej strony stopa bezrobocia urosła im z 13,9 proc. w grudniu do 14,7 proc. w marcu. Ale tu też wyjaśnienie sytuacji jest złożone, bo po drodze Brazylia przeszła przez kolejną sporą falę epidemii koronawirusa, co na pewno miało wpływ na całą gospodarkę i rynek pracy. Jeśli jednak przez tę falę gospodarka zaczynała czuć się gorzej, to po co podnosić stopy procentowe? Popyt na rynku nie mógł przecież jednocześnie spadać (wywołując wzrost bezrobocia) i rosnąć (wywołując wzrost inflacji). Możliwe więc, że ta inflacja była efektem głównie wzrostu cen surowców na świecie i zaburzeń podażowych. Była więc kosztowa, a nie popytowa, a na taką inflację podwyżki stóp niewiele pomagają. 

Ale to kolejne uproszczenie, bo inflacja niekoniecznie musi być albo taka, albo taka. Może być trochę popytowa i trochę kosztowa jednocześnie. Na pierwszą warto reagować, kiedy zaczyna odlatywać zbyt mocno, tę drugą faktycznie warto przeczekać. Co do tej pierwszej to dodatkowy problem polega na tym, że trudno powiedzieć ile to jest „zbyt mocno”. Nic więc tak naprawdę nie jest przesądzone z góry, w związku z czym w kwestii inflacji i stóp procentowych nic nie wiadomo na pewno. Dlatego to będzie taki ciekawy mecz. Martwi tylko to, że w przeciwieństwie do piłki nożnej, tutaj jeśli przegramy, to skutki odczujemy na własnej skórze i nie będą się one ograniczać do poczucia smutku i rozgoryczenia. 

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA