REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Opony znów zapłoną na ulicach. Górnicy grożą protestami, jakich nie było od lat. Tu nie chodzi o kasę

Pamiętacie jeszcze palenie opon, rzucanie petard, blokowanie ulicy i oblewanie krwią wizerunków najważniejszych polityków? Tak wyglądały protesty górników w Katowicach i Warszawie jakieś siedem-osiem lat temu. I chociaż wydaje się, że obecnie jesteśmy w zupełnie innej rzeczywistości gospodarczej, to za kilka tygodni możemy przeżywać znowu to samo, albo i jeszcze gorzej. Górnicy są wściekli, mają żal do rządu i grożą protestami, jakich nikt nie widział od 2015 r. Powód? Przed unijną dyrektywą metanową, która zbliża się do nas wielkimi krokami, ostrzegają od lat. I twierdzą, że jeżeli Polska nic z tym nie zrobi, to nasze górnictwo trzeba będzie zwijać już za parę lat.

01.02.2023
9:15
metan-gornicy-rzad-protesty
REKLAMA

Nie, tym razem górnikom nie chodzi o żadne pieniądze i lepsze pensje. Pewnie pół Polski, jak nie lepiej, kojarzy górnicze protesty wyłącznie z żądaniami podwyżek czy dodatkowych osłon socjalnych. Bo ci, owszem, pracują w kiepskich warunkach, ale ciągle im mało. I nie mogą jakoś normalnie protestować, zorganizować przemarsz, pokazać do telewizyjnych kamer plakaty z żądaniami. Musi być za to palenie oponami, rzucanie petard i personalny atak na polityków. Tłumaczenia związkowców, że taka forma jest ostatecznością i tylko przed nią ma jeszcze jakieś obawy rząd - większości Polaków specjalnie nie przekonuje. I ci dalej najzwyczajniej w świecie boją się protestów górników. A ten strach z dnia na dzień staje się większy, im bardziej zbliżamy się do unijnej dyrektywy metanowej. Równolegle o podpisanej ponad 20 miesięcy temu umowie społecznej nikt nie mówi ani słowa. 

REKLAMA

Taka zwłoka może oznaczać, że politycy z Warszawy już dawno „postawili krzyżyk” na górnictwie. Skoro zgodzili się na zabójczy dla gospodarki pakiet unijnych dyrektyw „Fit for 55”, teraz muszą wdrażać jego elementy, więc sprawę notyfikacji umowy społecznej próbują zamilczeć i o niej zapomnieć - przekonuje szef górniczej Solidarności Bogusław Hutek.

Metan, czyli nadchodzi kat polskiego górnictwa

Najbardziej niebezpiecznym elementem pakietu Fit for 55 jest, zdaniem polskich górników, unijna dyrektywa metanowa, nad którą Parlament Europejski ma się pochylić już w marcu. Główny cel określono już we wcześniejszym rozporządzeniu Komisji Europejskiej: zmniejszenie emisji metanu o 30 proc. do 2030 r. Ma w tym pomóc m.in. włączenie emisji metanu do unijnego systemu handlu emisjami ETS. Janusz Olszowski, prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, już parę lat temu wyliczał, że to podniesie koszt produkcji węgla w Polsce nawet o 1 mld zł. 

Nie mamy szans funkcjonować przy takich wysokich kosztach produkcji węgla - przekonywał.

Teraz, z podobnymi argumentami, dołączają też górnicy i mówią wprost: jak dyrektywa metanowa przejdzie - jest po nas. 

Wszystko ze względu na drakońskie kary, które będą musiały odprowadzać przedsiębiorstwa emitujące metan w ilości większej od dopuszczonej przez Brukselę. Można też założyć, że skoro uznano, iż metan szkodzi środowisku 20 razy bardziej, to i kary będą 20-krotnie wyższe - twierdzi Bogusław Hutek.

Górnicy czekają na ruch szefa rządu

I tym razem górnicy wcale nie przesadzają, bo spokojnie 80 proc. polskich kopalni to kopalnie metanowe. Jak wskazuje Hutek: ograniczenie emisji do 3 czy 5 ton metanu na 1000 t wydobytego węgla jest niemożliwe. 

Dziś kopalnie emitują od 8 do 14 ton tego gazu i nie da się tych wartości znacząco zredukować. Czyli bez kar się nie obejdzie - zakłada szef górniczej Solidarności.

Górnicy oczekują od premiera Mateusza Morawieckiego i minister klimatu i środowiska Anny Moskwy konkretnych informacji, co zamierzają uczynić, by ochronić polskie przedsiębiorstwa górnicze przed skutkami unijnej dyrektywy metanowej.

Chyba, że rząd Zjednoczonej Prawicy z panem premierem, który niegdyś mówił o przedłużeniu funkcjonowania górnictwa do roku 2060, teraz - po cichu - zgodził się na przyjęcie rozwiązań prowadzących wprost do przyspieszonej likwidacji sektora, chociażby w zamian za środki na realizację zadań z Krajowego Planu Odbudowy - twierdzi Bogusław Hutek.

Albo konkretna rozmowa albo protesty

REKLAMA

Przypomnijmy: podpisana pod koniec maja 2021 r. między rządem a górnikami umowa społeczna zawierała m.in. harmonogram zamykania kopalni do 2049 r., na rok przed planowaną neutralnością klimatyczną UE. Ale związkowcy od miesięcy, jak nie lepiej, nie potrafią dowiedzieć się, co dalej dzieje się z tym dokumentem, który miał być notyfikowany przez KE. W dobie zaś zbliżającej się dyrektywy metanowej przyszłość branży wydobywczej w kraju widzą najdalej na kilka lat. Dlatego chcą pilnych rozmów z rządem. 

Jeśli tak się nie stanie, jeśli rząd nie zaproponuje żadnych rozwiązań osłonowych, skończy się protestami. Być może takimi, jak w roku 2015, bo górnicy nie będą już mieli nic do stracenia - przestrzega Hutek.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA