Wiadomości

Chińczycy kupują ogromne statki spalinowe. Muszą mieć czym przewozić tę całą elektromobilność

Wiadomości 11.04.2024 90 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 11.04.2024

Chińczycy kupują ogromne statki spalinowe. Muszą mieć czym przewozić tę całą elektromobilność

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski11.04.2024
90 interakcji Dołącz do dyskusji

Gdyby Chińczycy nie eksportowali tyle aut elektrycznych, nie musieliby zamawiać 47 nowych, ogromnych statków do transportu aut, napędzanych silnikami spalinowymi. 

Chiny to już od jakiegoś czasu największy eksporter samochodów na świecie – w 2022 r. prześcignęli Japonię. Dopóki eksport odbywa się do krajów ościennych, to powiedzmy, że można realizować go pociągami lub ciężarówkami typu lora. Gorzej, gdy te wszystkie samochody trzeba przewieźć na inne kontynenty. Chińczycy mają znaczny niedobór statków do transportu aut typu roll on-roll off (auta wjeżdżają i zjeżdżają same na pokład, bez użycia dźwigu), co wywindowało w kosmos koszty wynajmu takich jednostek pływających na wolnym rynku. Do tego stopnia, że firmom motoryzacyjnym z Chin zaczęło się opłacać, by takie statki nabyć sobie na własność.

Pierwszy wyrwał się BYD, który zamówił ich osiem

Osiem to ogromna liczba na tym rynku, ale wciąż nie tak szalona jak SAIC, który chce mieć 14 takich statków w ciągu najbliższych trzech lat. Największą flotą autotransporterów morskich dysponuje Japonia z 284 statkami, za nią jest Norwegia, która ma ich 102. W chińskim posiadaniu znajdują się obecnie tylko 33 takie jednostki, ale ta liczba ma się zwiększyć wkrótce do 80 – z tego ponad 1/10 całej floty będzie miała firma BYD. Jeszcze w listopadzie zeszłego roku kolejka zamówień na statki do transportu samochodów w Chinach wynosiła 37, dziś to już 47 zamówionych gigantów – stocznie nie wiedzą, w co ręce włożyć.

BYD Explorer 1 ma 200 m długości i pływa pod flagą Liberii. Fot. Vessel Finder

Czy przypadkiem te statki nie emitują CO2?

Tak – wprawdzie ze spalania gazu ciekłego LNG – a w czym problem? Przecież dzieje się to poza strefami zamieszkanymi, na morzu. No ale dość żartów, bo znalazłem profesjonalny artykuł na temat emisji CO2 przez statki pełnomorskie typu Ro-Ro i wychodzi na to, że stosując liczne uśrednienia, wynosi ona 40 g/t/km, czyli na każdą tonę ładunku i na każdy przepłynięty kilometr emituje się 40 gramów CO2. To niski wynik, więc teraz weźmy pod uwagę samochód o masie 1,5 tony, który przepływa dystans z portu w Szanghaju do Europy – powiedzmy, że do Bremy (Bremerhaven). Jest to 20 360 km. Mnożymy 40 g x 1,5 – wychodzi nam 60 g, i teraz jeszcze tylko 20 360 x 60 = 1 221 600 g CO2. Tyle wyemitowano na transport pojedynczego auta elektrycznego z Chin do Europy. Biorąc pod uwagę, że średni nowy samochód emituje 120 g na kilometr, auto elektryczne zakończy swoją kompensację początkowej emisji CO2 wynikającej z transportu przy przebiegu 10 180 km.

To jakby trochę bez sensu

Gdyby Chińczycy nie eksportowali tylu samochodów, nie potrzebowaliby 47 nowych statków. Czterdzieści siedem nowych statków wyemituje tyle dwutlenku węgla przy produkcji i eksploatacji, że żadna elektromobilność tego nie zrównoważy. Wszystko to więc jest kompletnie bez sensu, zaprzecza samo sobie, wbija sobie śrubokręt w oko i powoduje, że żadna wymiana starego auta spalinowego na nowe, chińskie i elektryczne nie ma żadnego sensu. Oczywiście każdy taki statek bierze 7-9 tys. aut naraz, więc tych kursów nie jest zbyt wiele, ale emisja powstała przy podróży w jednym kierunku powinna być właściwie pomnożona przez dwa, bo przecież taki statek… wraca na pusto lub na prawie pusto, bo niewiele samochodów jest importowanych do Chin – z wyjątkiem tych naprawdę luksusowych.

Ale jakby co, to pamiętajcie: kupując samochód elektryczny, ratujecie planetę. Oczywiście ratujecie ją przed recesją, która mogłaby nastąpić, gdyby ludzie używali tego co mają, zamiast stale kupować nowe.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać