Wiadomości

Prezes Toyoty mówi, że auta elektryczne nie przebiją 30 proc. rynku. Baza czy odklejka?

Wiadomości 24.01.2024 112 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 24.01.2024

Prezes Toyoty mówi, że auta elektryczne nie przebiją 30 proc. rynku. Baza czy odklejka?

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski24.01.2024
112 interakcje Dołącz do dyskusji

Zastosowałem młodzieżowe słowa w tytule, bo to od młodzieży zależy, czy słowa wieloletniego prezesa Toyoty staną się prorocze, czy wręcz przeciwnie.

Wprawdzie pan Akio Toyoda już od kilku miesięcy jest prezesem na emeryturze (zastąpił go Koji Sato), ale nadal zasiada w zarządzie koncernu jako doradca i jego wpływ na decyzje jest nie do przecenienia. To taki stary mistrz kung-fu, do którego wszyscy przychodzą się poradzić, a że akurat pan Akio nie przepada za samochodami elektrycznymi, to przeważnie jego porady brzmią „nie idźmy w ten cały prąd”. Tak jest też i tym razem, kiedy z ust pana Toyody padło odważne stwierdzenie.

Samochody elektryczne dobiją do 30 proc. rynku i to tyle

Cóż za szalony człowiek, czy on nie słyszał o Norwegii? Czy nie wie, że tam 85 proc. nowych samochodów jest napędzanych prądem? A co z takimi krajami jak Holandia czy Szwecja, gdzie ten wskaźnik już dobija do 30 proc. lub nawet okazjonalnie tę wartość przekracza? No właśnie. Gość się nie zna i tyle. Zakopać.

Tak, tylko że nie

Akio Toyoda może mieć rację w skali globalnej. Chiny wypadają nieźle jeśli chodzi o elektryfikację, bo tam już ok. 1/4 nowych samochodów to wozy na baterie, ale wciąż mamy Stany Zjednoczone, Brazylię, Rosję czy Indie – na tych ogromnych rynkach samochody elektryczne są nadal marginesem sprzedaży. Bez motoryzacyjnego zelektryfikowania tych ogromnych krajów nie ma co liczyć na znaczący udział aut elektrycznych w światowej sprzedaży. Przypomnę, że w roku 2023 w ujęciu globalnym auta elektryczne stanowiły ok. 18 proc. całości, w Europie było to 15 proc., w Chinach – 24 proc., ale liczone wspólnie z hybrydami plug-in. Tempo dojścia do tej wartości imponuje, więc można byłoby przypuszczać, że to będzie tak się toczyło dalej, aż cały świat stanie się Norwegią.

norwegia ograniczenia dla samochodów elektrycznych
Typowa Norwegia

Problem w tym, że tempo wzrostu już spada i za chwilę może się okazać, że osiągnęliśmy płaskowyż. Ci, którzy mieli kupić auto elektryczne, kupili je w okresie obowiązywania dopłat. Kolejne kraje z dopłat się wycofują, przywileje dla prądowozów są raczej wycofywane niż wprowadzane, więc skąd miałaby się brać dalsza dynamika wzrostowa? Z samej ekoświadomości? No tu bym wątpił.

Toyota jest strasznie do tyłu z elektryfikacją, eksperci mdleją, prezes się cieszy

Stawia mocno na hybrydy i już niektórzy analitycy uznają, że to droga donikąd. To dość odważne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że mimo znikomego udziału aut elektrycznych w ogólnej sprzedaży w 2023 r., Toyota nadal ma się  świetnie. Sprzedała 9,4 miliona aut, w tym tylko 1 proc. elektrycznych i w ogóle się tym nie przejmuje. Zamienia się na pierwszym miejscu (w skali całej planety) z Volkswagenem i nie wygląda, żeby chyliła się ku upadkowi. Zresztą jeśli chodzi o hybrydy, to z mojego doświadczenia wynika, że w mieście jeżdżą one w 50 proc. na elektryczności, czyli w sumie Toyota produkuje samochody elektryczne, tylko połowicznie.

Pan Toyoda może jednak się mylić, i to znacząco

A zarazem może mieć w zaskakujący sposób rację. Chodzi oczywiście o plany Unii Europejskiej, by od 2035 r. w ogóle zakazać sprzedaży samochodów innych niż bezemisyjne. Wykończy to wszystkie spaliniaki i hybrydy, również plug-in, zostaną tylko samochody elektryczne. Będą one wtedy (wspólnie z ewentualnymi wodorowymi) odpowiadały za 100 proc. rynku, więc technicznie Akio Toyoda będzie w zupełnym błędzie. Może jednak zdarzyć się – co wydaje mi się całkiem prawdopodobne – że wtedy ten rynek będzie stanowił jakąś 1/3 rynku dzisiejszego. Reszta ludzi po prostu nie będzie chciała mieć samochodu, ponieważ jego posiadanie zostanie obwarowane tak skomplikowanymi i trudnymi do spełnienia warunkami, że klienci się zniechęcą. Zamiast tego będą korzystać ze zintegrowanych usług mobilności, czyli po prostu jeździć nieswoim samochodem, za którego obsługę będzie odpowiadać firma powiązana z producentem. W ten sposób nie będą niczego posiadać i będą szczęśliwi, ponieważ wszystko, z czego będą korzystać, będzie objęte abonamentem.

Na koniec powinienem napisać „pożyjemy, zobaczymy”

Stawiam jednak, że jak niemal wszystkie przewidywania przyszłości, również to się nie sprawdzi i wszystko pójdzie w jeszcze innym, nieznanym i niespodziewanym dla nas kierunku. Tymczasem chciałbym tylko zapytać na koniec, gdzie się załatwia to, żeby rząd dopłacał z publicznych pieniędzy do zakupu produktu danej firmy (np. samochodu), bo chciałbym pozyskać rządowe dopłaty do zakupu moich naklejek.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać