Wiadomości

Tesla uruchomiła transport pracowniczy. Elektryczny? A gdzie tam, dieslem ich wożą

Wiadomości 05.09.2023 393 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 05.09.2023

Tesla uruchomiła transport pracowniczy. Elektryczny? A gdzie tam, dieslem ich wożą

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski05.09.2023
393 interakcje Dołącz do dyskusji

 Tesla chwali się uruchomieniem własnej linii kolejowej w Berlinie, która dowozi pracowników do fabryki. Ktoś mógłby błędnie pomyśleć, że linia jest zelektryfikowana…

Od razu powiem, że pociąg, który jeździ na „linii Tesla”, nie jest konstrukcją Elona Muska i nasz ulubiony miliarder nie siedział osobiście, projektując wagony czy lokomotywę. Było zupełnie inaczej: w styczniu zeszłego roku Tesla Berlin zakupiła tory kolejowe prowadzące od stacji Fangschleuse w Grünheide do fabryki i ostatni odcinek liczący ok. 4 kilometry jedzie się pociągiem należącym do Tesli. Kursy z Fangschleuse do fabryki są za darmo dla wszystkich, ale oczywiście korzystają z nich głównie pracownicy. W jeden pociąg może wsiąść 400 osób, a odjazdy są co 30-40 minut.

Wszystko byłoby fajnie, ale linia nie jest zelektryfikowana

Spodziewałem się, że kto jak kto, ale Tesla to jednak postawi nad nią sieć trakcyjną i puści pociąg elektryczny. No więc nie, najwyraźniej taka koncepcja okazała się zbyt droga i skomplikowana w realizacji. Zamiast tego wypożyczono skład zasilany silnikiem Diesla. Rudolf Diesel był Niemcem, pociąg jeździ w Niemczech, wszystko się zgadza. Nawet sam pociąg jest niemiecki, bo chociaż nosi kanadyjską markę Bombardier, to został zaprojektowany przez niemieckie przedsiębiorstwo Waggonfabrik Talbot (bez powiązań z motoryzacyjną marką Talbot) w latach 90., a później fabrykę przejął Bombardier i zaczął naklejać na nieswój projekt swoje logo. Tesla wypożyczyła Bombardiera od niemieckiej spółki NEB, która obsługuje w Niemczech linie niezelektryfikowane.

Ten pociąg właściwie jest elektryczny, a raczej to hybryda

Diesel, zapewne produkcji Cumminsa, służy nie do napędzania kół, ale do wytwarzania prądu, który dopiero porusza zespołem. Czyli to coś w rodzaju e-Power w Nissanie. Trudno jednak powstrzymać się od ironicznych uwag na temat tego, że pracownicy jadący produkować elektryczne samochody do fabryki są dowożeni wielkim dieslem. Może gdyby do niej nie dojeżdżali, to niemiecka emisja CO2 by spadła? Może bardziej eko byłoby dowozić ich na miejsce flotą Tesli Model X? A nie, czekajcie. Niemcy zrezygnowali z atomu i wrócili do węgla, już ponad 1/3 prądu u naszych zachodnich sąsiadów powstaje w ten sposób.

Czy wypada się śmiać ze spalinowego pociągu Tesli?

On przecież wciąż oszczędza CO2. Gdyby każdy pracownik dojeżdżał do fabryki własnym Passatem TDI, to by dopiero była emisja. Jednak jest w nim coś zabawnego, bo z jednej strony firma Tesla buduje absurdalne tunele w Stanach Zjednoczonych, służące do tego, żeby jeździły w nich pojedyncze, prywatne samochody. Z drugiej, jak trzeba ogarnąć porządny transport pracowniczy, to nie wyważa otwartych drzwi, tylko wynajmuje sprawdzony pociąg napędzany sokiem z dinozaura. I wcale nie to jest najśmieszniejsze. Najśmieszniejsze jest to, że ustanawiając tę linię kolejową, Tesla przyznaje, że gdy trzeba transportować wiele osób codziennie w jedno miejsce, to samochód nie jest zbyt efektywnym środkiem transportu i ogólnie lepiej wybrać pociąg.

(ja też tak uważam, ale ja nie produkuję samochodów)

Czytaj również:

Oto Tesla Model 3 po liftingu. Zmieniono połowę wszystkich części

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać