Wiadomości

Psuje ci się auto. Za 5 minut podjeżdża laweciarz, choć nie był wezwany. To pułapka

Wiadomości 23.04.2024 53 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 23.04.2024

Psuje ci się auto. Za 5 minut podjeżdża laweciarz, choć nie był wezwany. To pułapka

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski23.04.2024
53 interakcje Dołącz do dyskusji

We Francji rozwija się nowy rodzaj oszustwa. Laweciarze potrafią wykryć, gdzie na poboczu stoi zepsuty samochód, korzystając z aplikacji nawigacyjnych typu Waze. Błyskawicznie pojawiają się na miejscu i twierdzą, że wysłał ich ubezpieczyciel.

Bardzo trudno nie złapać się na takie oszustwo. Przypuśćmy, że w prawie nowym samochodzie pęka nam opona i musimy zjechać na pobocze. Ktoś przejeżdżający koło nas dla bezpieczeństwa innych kierowców doda nasz uszkodzony pojazd do ostrzeżeń w aplikacji nawigacyjnej – można to zrobić np. w Waze. Z podobną funkcją można spotkać się też w Yanosiku, ale tu akurat mowa o sytuacji we Francji. Są osoby, które śledzą takie komunikaty i gdy tylko zauważą, że w Waze pojawił się uszkodzony samochód w okolicy, ruszają lawetą na miejsce.

zdjęcia na lawecie
Już jedzie po twoje uszkodzone Twingo

Kierowca pewnie już zdążył zadzwonić po assistance

Oczywiście osoba wzywająca pomoc chce, żeby przybyła ona jak najszybciej, więc jeśli laweta pojawia się w kilkanaście minut – kierowca jest przeszczęśliwy, zwłaszcza jeśli laweciarz mówi, że „jest od ubezpieczyciela”. Po załadowaniu auta na holownik i zwiezieniu go w bezpieczne miejsce, kierowca holownika żąda opłaty w wysokości kilkuset euro. W tym czasie ten właściwy kierowca holownika – od assistance – bezradnie czeka w oznaczonym miejscu, gdzie nikogo już nie ma. Przed tym oszustwem bardzo trudno się obronić, choć francuska strona Caradisiac odpowiada, że firmy ubezpieczeniowe przeważnie wysyłają teraz SMSy z numerem rejestracyjnym lawety i telefonem do jej kierowcy. Możliwe, tyle że miałem ostatnio taką sytuację za granicą i nic takiego nie miało miejsca. Po prostu po trzech godzinach oczekiwania pojawił się zdziwiony laweciarz, twierdzący że nie miał co robić od rana i wezwano go zaledwie 20 minut wcześniej.

Wyścigi lawet do wypadków nie są niczym nowym, są nawet filmy które to obrazują

Tu jednak mamy do czynienia z wykorzystaniem nowoczesnej metody w postaci aplikacji, którą aktualizują sami użytkownicy. Można powiedzieć, że zgłaszając zatrzymany samochód, wyświadczają zatrzymanemu niedźwiedzią przysługę i wystawiają go oszustom na tacy. Kłopot polega na tym, że w momencie awarii pojazdu, kierowca nie jest skłonny do przesadnej ostrożności i chce po prostu jak najszybciej rozwiązać swój problem. Trudno się nawet temu dziwić – zatem oszuści mają szczególnie ułatwione zadanie. To coś jak z lipnymi taksówkami pod dworcem, tylko jeszcze bardziej perfidne, bo żeruje na potrzebie pomocy, którą oszukiwany ma i tak opłaconą w ubezpieczeniu.

Francuscy kierowcy bombardowani są próbami oszustw elektronicznych

Niedawno trapiła ich plaga SMSów z wezwaniem do zapłaty mandatu na 35 euro, podszywających się pod oficjalną informację z ANTAI – agencji automatycznego karania za wykroczenia. To jeszcze nic, bo w pewnej miejscowości oszuści ponaklejali swoje kody QR na ładowarkę do samochodów elektrycznych – kierowcy skanowali kod, płacili oszustom, a ładowarka się nie uruchamiała. Ktoś nawet we Francji stworzył fałszywą stronę do zakupu naklejek Crit’Air, które w oficjalnej dystrybucji kosztują 3,72 euro. Przy odpowiednio dużej skali to i tak się opłaca, zanim zostaniemy złapani.

Wygląda na to, że najłatwiej uniknąć oszustwa z lawetą, po prostu… nie wzywając pomocy po awarii przez kilkanaście minut. Jeśli w tym czasie ktoś się pojawi, to sprawa jest jasna. Ale komu by się chciało?

A tak przy okazji, ciekawe dlaczego to oszustwo wychodzi tak dobrze akurat we Francji

Czyżby tamtejsze samochody psuły się częściej niż inne? Nie, to zbyteczna złośliwość.

Czytaj również:

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać