12.09.2021

Prototypy z przeszłości: Aurora była naprawdę super. Super-bezpieczna i super-brzydka

Chęć poprawy bezpieczeństwa towarzyszy ludziom od początku dziejów motoryzacji. Wychodzi to czasem lepiej, czasem gorzej. Dziś przyjrzymy się jednemu z tych gorszych przykładów – przynajmniej jeśli chodzi o stylistykę. Poznajcie, oto Aurora Safety Car.

To był rok 1957. Ojciec Alfred A. Juliano, katolicki ksiądz studiujący wcześniej sztukę, ukończył wtedy swoje dzieło. Dzieło, które nawet po latach jest doskonale pamiętane, w czym wydatnie pomógł jego dyskusyjny wygląd.

To dzieło to Aurora Safety Car

Wdzięczna była niestety tylko nazwa, ponieważ do opisania brzydoty pojazdu do tej pory nie wymyślono jeszcze odpowiednich słów. Ale wszystko da się jakoś wytłumaczyć, nawet ten wygląd – był on bowiem bezpośrednio związany z faktem, że Juliano chciał stworzyć samochód super-bezpieczny.

Aurora bazowała na wycofanym z użytku Buicku z 1953 r. i miała nie tylko nierdzewiejące, trwałe nadwozie z włókna szklanego i plastikową kopułę Astrodome zastępującą dach i wszystkie szyby (plastikowe były także osłony reflektorów i tylnych lamp), ale także pasy bezpieczeństwa dla wszystkich pasażerów, wzmocnienia drzwi, klatkę bezpieczeństwa, łamaną kolumnę kierownicy, strefy kontrolowanego zgniotu i kilka innych ciekawych rozwiązań – m.in. miękko wykończoną deskę rozdzielczą czy przednią część nadwozia wypełnioną pianką (by zwiększyć bezpieczeństwo pieszego w razie potrącenia).

Ojciec Alfred A. Juliano za kierownicą swego dzieła.

Ale nie wszystko było tak dopracowane

Według relacji obserwatorów, jakość wykonania nadwozia i wnętrza pojazdu była bardzo wysoka. Niestety ojciec Juliano nie pokusił się o remont czy choćby solidny przegląd układu napędowego przejętego bez zmian z Buicka, który odwdzięczył się unieruchamiając Aurorę… 15 razy w drodze na prezentację w hotelu New Yorker na Manhattanie (czyli średnio co jakieś 10 km). Winę za to ponosił podobno przede wszystkim silnie zanieczyszczony układ paliwowy. Seryjne egzemplarze miały korzystać z silników Chryslera, Cadillaca lub Lincolna.

To nie był jedyny problem. Do tej listy można też było dopisać cenę – choć ksiądz na poważnie myślał o uruchomieniu produkcji Aurory, to trudno było oczekiwać tłumu chętnych, by zapłacić za to auto 12 tys. dol. Dziś taka suma wydaje się być niewysoka, ale w 1957 r. na rynku amerykańskim był tylko jeden droższy samochód – Cadillac Eldorado Brougham, kosztujący wtedy o 1 tys. dol. więcej.

Jeśli komuś taka informacja mówi niewiele, posłużmy się jeszcze kalkulatorem uwzględniającym inflację

Stuk stuk, ustawiamy kwotę 12 tys. dol. w roku 1957 i jaką otrzymujemy w roku 2021? Jakieś 115-118 tys. dol., czyli według obecnego kursu dolara – z grubsza 443-454 tys. zł. Oczywiście sam prototyp był jeszcze droższy – jego zbudowanie kosztowało ok. 30 tys. dol. Fundusze na ten cel Juliano miał z darowizn od parafian, ze środków własnych i z kredytów. Powstało nawet przedsiębiorstwo Aurora Motor Company (z siedzibą w Branford w stanie Connecticut), ale – jak można się domyślić – nie przetrwało zbyt długo. Nic dziwnego – nie złożono ani jednego zamówienia na pojazd. W zamian ksiądz musiał się zmagać z zarzutami o defraudację kościelnych pieniędzy.

Aurora Safety Car istnieje do dziś

Swego czasu Juliano musiał ją oddać w ramach spłaty części swoich długów, ale w 1993 r. brytyjski projektant Andy Saunders odnalazł to auto w Connecticut, sprowadził do Wielkiej Brytanii i odrestaurował.

Tak Aurora wyglądała w 1993 r.

W 2004 r. odnowiony pojazd pokazano na Festiwalu Prędkości w Goodwood. Później Aurora trafiła do Beaulieu Motor Museum, ale nadal należy do Saundersa.

Ale gdyby ją chciał sprzedać, to dziś pewnie ludzie zarzuciliby go ofertami.

To jest bardziej przerażające od Octavii TDI w lusterku.