Felietony

Powrót z długiego weekendu to było piekło. Kierowcy z autostrady A1 nie potrafią jeździć

Felietony 12.06.2023 1197 interakcji

Powrót z długiego weekendu to było piekło. Kierowcy z autostrady A1 nie potrafią jeździć

1197 interakcji Dołącz do dyskusji

Wczoraj, czyli w niedzielę kończącą długi weekend, jechałem z Sopotu do Łodzi przez osiem godzin. To tylko 4,5 godziny dłużej niż zwykle zajmuje przejazd autostradą A1. Stojąc w wielu korkach i zatorach miałem dużo czasu, żeby pozastanawiać się nad stylem jazdy Polaków i stwierdzam, że nie jest dobrze.

Zaczynam coraz częściej przemieszczać się autostradą A1 z Łodzi do Trójmiasta i stwierdzam, że na tym odcinku jest zupełnie inaczej niż na autostradzie A2. A-dwójka to wieczna walka autostradowych wyjadaczy, za to A-jedynka przypomina mi kanał przeciwpowodziowy w Hiszpanii. Większość czasu jest pusta, za to jak już dochodzi do zalania, to brakuje przepustowości. 11 czerwca 2023 r. był właśnie ten dzień, gdy „woda nie zmieściła się w kanale”, bo kończył się długi weekend i pół Polski wracało z plażowania.

Amatorzy autostrad

Ci amatorzy na A1 to zupełnie inny rodzaj kierowców niż wyjadacze z A2. Co tam się wczoraj działo… W korkach staliśmy od obwodnicy Trójmiasta, aż do miejscowości Kowal, która jest ok. 200 km dalej. I nie były to korki do bramek na autostradzie, które (o dziwo) radziły sobie z przepustowością. Nie były to również korki spowodowane wypadkami, bo stałem w kilkunastu korkach i nie widziałem ani jednego wypadku (nie wykluczam, że taki był na odcinku, który próbowałem objechać opłotkami, ale do tego wrócę).

To przecież Autostrada A1, więc skąd wzięły się te korki? Jeżeli nie ma tir-ów, bo jest niedziela i nie ma wypadków, to jakim cudem najważniejsza arteria na polskiej mapie drogowej jest zapchana niczym czterolatek po dorwaniu się do paczki czipsów? Nie wiem, ale się domyślam.

Wynika to w dużej mierze z tego, że wczoraj na tym odcinku autostrady było mnóstwo kierowców, którzy autostradę widują na własne oczy bardzo rzadko i nie mają zielonego pojęcia, jak po niej skutecznie jechać. W sumie to nie mam im tego za złe, bo jeśli na co dzień nie potrzebują jeździć po autostradach, to niby skąd mają wiedzieć, jak to się skutecznie robi.

Nagromadzenie niedoświadczonych autostradowiczów co chwila doprowadzało do zatoru

Dlaczego? Na przykład przez nadużywanie hamulców. Płynna jazda po autostradzie polega m.in. tym, że kierowca stara się mądrze wykorzystać inercję pojazdu i nie robić dużych, nagłych oraz zbędnych fluktuacji prędkości. Innymi słowy, nie hamujemy, ale też nie przyśpieszamy bez potrzeby. Tutaj pojawia się problem, bo na autostradzie niedoświadczonym użytkownikom towarzyszy stres. Przekłada się on bezpośrednio na nadużywanie hamulca, co prowadzi do powstania reakcji łańcuchowej. Jeden kierowca się wystraszy i przyhamuje, to kolejny ze strachu zrobi to mocniej, a kolejny jeszcze mocniej. Amplituda hamujących przesuwa się po sznurze aut niczym fala i doprowadza do tego, że ten dwudziesty, czy 150-ty kierowca musi już hamować na sztorc, awaryjnie i do zatrzymania – no i mamy korek.

Autostrada A1 – rozwiązanie?

Płynniej przyśpieszać oraz płynniej hamować. Tak naprawdę to czasem należy wręcz nie hamować, ale to nie rada, a jedynie moja refleksja. Nie chcę oddać komuś niedźwiedziej przysługi, radząc mu nieużywać hamulców.

Kolejną przyczyną spowolnienia ruchu jest fakt, że nagle, w jakiś czarodziejski sposób, wczoraj na A1 był ruch lewostronny. Wszyscy jechali lewym pasem, a prawy był notorycznie pusty. Dlaczego? Znowu nie wiem, ale się domyślam. Każdy z kierowców chciał być szybszy od tego przed nim i wszyscy kilometrami czekali na lewym pasie, aż ten wolniejszy przed nimi zjedzie. Sęk w tym, że wszyscy czekali na tego przed sobą, a nikt nie chciał być tym, który musi zjechać. Efekt? Lewy pas, jak jechał, to jechał 120 km/h, a prawy był pusty. No i prawy pas zaczął pełnić funkcję lewego. Na prawym pasie udawało mi się wyprzedzać oraz jechać szybciej.

Rozwiązanie? Jechać prawym pasem, ponieważ w Polsce jest ruch prawostronny – Autostrada A1 nie jest wyjątkiem

Tak naprawdę to nie korek był wczoraj dla mnie najgorszy. To był koniec długiego weekendu, spodziewałem się, że będzie źle i było źle. Najbardziej stresujący aspekt wczorajszej podróży był dla mnie dość niespodziewany. Mianowicie chodzi mi o rowery oraz inne ustrojstwo poprzyczepiane na ekspandory do dachów oraz haków bujające się na wietrze, jakby miały zaraz odpaść i zmasakrować przód mojego samochodu, mnie i moją rodzinę. Dlaczego poruszam ten temat? Miałem już kiedyś przyjemność, nomen omen na A1, omijać rower leżący na środku pasa przy 140 km/h – nie było fajnie. Od tamtej pory zawsze podchodzę do osób wiozących jakiś sprzęt na zewnątrz z bardzo ograniczonym zaufaniem. Na dodatek wczoraj na A1 widziałem na poboczu dwa razy samochód, który zatrzymał się po to, żeby poprawić mocowanie rowerów. Na szczęście nie byłem świadkiem, żeby któryś z nich odpadł, ale ciągła jazda za samochodami, od których odstawały te „metalowe bomby” i ochoczo bujały się pod naporem powietrza – to był dla mnie prawdziwy stres.

Korek wycisnął z nas wszystko

W pewnym momencie nie wytrzymaliśmy i za namową Google Maps postanowiliśmy poszukać alternatywnej trasy na krajowej jedynce tzw. „starej drodze” na wysokości Ciechocinka. Efekt? Wpadliśmy w nie jeden, a kilka korków poza autostradą. W pewnym momencie w miejscowości Kowal nawet Google się poddało. Aplikacja próbowała przeprowadzić nas drogą, która była zamknięta przez remont. Skończyliśmy w kolejnym mini korku na rozkopanej, zakurzonej drodze biegnącej przez środek tego miasteczka. Miny mieszkańców okolicznych domów były nieocenione. Objechaliśmy bokiem kilkudziesięciokilometrowy odcinek drogi w całości zaznaczony w aplikacji na czerwono. Jeżeli tam był jakiś wypadek, to ja go nie widziałem.

Autostrada A1, gdy chcesz ją ominąć
Autostrada A1, gdy chcesz ją ominąć

Zresztą mieszkańcy Kowala nie byli jedynymi zaskoczonymi osobami. Sznur aut szukających przejazdu poza A-jedynką trafił do Włocławka i na pierwszej stacji benzynowej w mieście, po prawej stronie południowej nitki, zrobił korek do… kasy oraz toalety. Pierwszy raz widziałem, żeby ze szklanych gablot wykupione były wszystkie kanapki, nawet te niby zdrowe z dopiskiem „fit”. Byłem nawet świadkiem, jak klient zaczął krzyczeć na kasjera z pretensjami, że do toalety to jest jedna kolejka, a nie dwie i że tam „stoją baby”, a on jest z dzieckiem, które musi się załatwić. Kasjer rozłożył ręce, a klient oznajmił, że skoro tak, to on  pójdzie z synem zmoczyć tyły stacji. Brawo!

A czy wydarzyło się wczoraj cokolwiek dobrego?

Najmilszym akcentem wczorajszego powrotu z wybrzeża były często spotykane klasyki wracające z Rajdu Koguta – dla tego widoku warto było wlec się godzinami na południe kraju. I tak postaram się zapamiętać tę podróż. Jechałem 350 km przez osiem godzin, bo chciałem zobaczyć każdego klasyka i poczuć się jak na rajdzie.

Autostrada A1 kontra Autostrada A2

Na koniec pragnę nadmienić, że jestem weteranem autostrady A2 na odcinku z Łodzi do Warszawy. A2 to zupełnie „inny zwierz” niż A1. Z Łodzi do Warszawy jadą wyjadacze, w interesach. Tutaj nie ma miejsca na miękką grę, albo jedziesz 90 km/h z tir-ami, albo ciśniesz lewym pasem, ile fabryka dała i spychasz innych na prawo. Chcesz jechać normalnie, tzn. 130- 140 km/h? Zapomnij mięczaku – spadaj na prawy pas i módl się, żeby nie zmielił Cię ciąg ciężarówek. Taki kurs przetrwania przydałby się tym, którzy jechali wczoraj po A-jedynce. Jakby pojeździli trochę po A2, to wczoraj bylibyśmy w domu kilka godzin szybciej.

Czytaj dalej:

Byłem skazany na parkowanie „na waleta”. Co to jest valet parking i jak wygląda w praktyce?

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać