Felietony

W Łodzi parkowanie parkom szkodzi. To miasto jest na skraju motoryzacyjnego załamania

Felietony 21.02.2024 133 interakcje

W Łodzi parkowanie parkom szkodzi. To miasto jest na skraju motoryzacyjnego załamania

133 interakcje Dołącz do dyskusji

Łodzianie tłumnie ruszyli na spacery do parków, ale parkowanie w Łodzi to nie jest sport dla słabych ludzi. Zabrakło miejsc postojowych i zapanował chaos. To miasto jest na skraju motoryzacyjnego załamania.

W sieci pojawił się materiał To mnie doprowadza do białej gorączki. Rozjeżdżanie parków autami (źródło: tulodz.pl) autorstwa Joanny Chrzanowskiej, redaktor naczelnej serwisu informacyjnego tulodz.pl. Pani Joanna, mieszkanka Łodzi, zachęcona dobrą pogodą w ubiegły weekend postanowiła wybrać się na spacer do parku. Na miejscu z przerażeniem obserwowała zachowania kierowców na parkingach przy wejściach do parków i postanowiła to skomentować. Pomyślcie jak bardzo źle musi być, jeżeli red. nacz. serwisu informacyjnego wraca ze spaceru i zamiast się poczuć lepiej, siada do komputera i zaczyna pisać w takim tonie.

Pani Joanna słusznie zauważyła, że wśród najpopularniejszych łódzkich parków (są naprawdę ładne) nie ma parkingowej sprawiedliwości. Ten największy, czyli „na Zdrowiu” dysponuje dużą liczbą miejsc dla przybyłych samochodami gości. Dużo to nie znaczy, że wystarczająco, ponieważ od kiedy zlokalizowane tam ZOO otworzyło się po remoncie, to miejsc notorycznie brakuje, ale i tak należy uznać Zdrowie za pozytywny przykład. Gorzej jest w innych lokalizacjach. Wspomniany Młynek, czy Park Adama Mickiewicza (Julianowski) mają co prawda parkingi, ale ich rozmiar jest zdecydowanie zbyt skromny, żeby obsłużyć gości w pogodny weekend i wtedy zaczyna się szaleństwo.

Pani Joanna raportuje, że kierowcy parkowali na parkowych alejkach, na trawnikach oraz zastawiali przejazdy. Można powiedzieć, że zamienili się w jaskiniowców walczących o swój kawałek zwierzyny. Nikt nie powinien się tak zachowywać, ale nie wytykałbym nikogo palcami, a zastanowił się nad prawdziwym podłożem tego problemu.

Parkowanie w Łodzi to nie są przelewki

W Łodzi podobnie jak w innych miastach w Polsce, jeździ zbyt wiele aut. Centrum Łodzi pochodzi z XIX wieku, czyli z okresu kiedy samochody nie istniały. Z kolei większość osiedli dookoła centrum pochodzi z poprzedniego ustroju, kiedy samochodów było (według dzisiejszych standardów) bardzo mało. Wszystkie te lokalizacje łączy jedno – nie ma w nich miejsca dla ogromnej liczby pojazdów, którą dziś dysponują mieszkańcy miasta. Co prawda pisałem ostatnio, że w śródmieściu jest łatwiej zaparkować niż w centrum Warszawy, ale ostatnio miałem okazję odwiedzić dwa PRL-owskie łódzkie osiedla. Próbując zaparkować w tych miejscach, zrozumiałem, że ich mieszkańcy codziennie, a być może nawet kilka razy dziennie, muszą toczyć walkę o miejsce postojowe.

Walkę? Tak walkę pełną nerwów, złych emocji, a czasem wręcz desperacji. Uwierzcie mi, że standardy i pomysłowość parkującego zmieniają się z każdym kółkiem dookoła bloku. Na swoim przykładzie wiem, że robiąc trzecią pętlę, puściły mi już hamulce i byłem gotowy na wszystko.

I mowa tu o samym parkowaniu, a przecież można by jeszcze napisać książkę o tym jak źle się jeździ po Łodzi. Wydaje mi się, że admini grupy LDZ Zmotoryzowani Łodzianie kiedyś wydadzą takie dzieło, ale to inny temat.

Łódź testuje wytrzymałość kierowców

Łódzcy kierowcy są poddawani próbom na każdym kroku i zupełnie nie dziwi mnie, że parking obok parku stał się w ubiegły weekend poligonem do detonowania codziennych frustracji. Niech artykuł pani Joanny nie będzie odczytany jako salwa z karabinu wystrzelona na oślep w stronę mieszkańców Łodzi. Ten materiał to głośny odczyt z barometru mierzącego poziom frustracji łódzkich kierowców i jest bardzo źle.

Czy można temu jakoś zaradzić? Teoretycznie tak – w korporacji takie zabiegi określa się słowem optymalizacja. Polega to na odcinaniu zbędnego tłuszczu, w tym przypadku byłoby to ograniczenie liczby samochodów. Czy ktoś tego chce? Liczba samochodów, jaką kupujemy pokazuje, że to zły kierunek. My chcemy nimi jeździć, ale w bardziej cywilizowanych warunkach.

Dlatego widzę jeszcze jedno, lepsze rozwiązanie, które długoterminowo powinno przynieść widoczną poprawę. Układ ulic, kamienic i blokowisk jest, jaki jest i zasadniczo mamy związane ręce, jeśli chodzi o dokładanie dróg, czy miejsc postojowych. Jeśli nie możemy pójść w ilość, to idźmy przynajmniej w jakość. Powinniśmy drastycznie podnieść standardy prac drogowych, zdecydowanie powyżej obecnych norm. Tak, aby drogi były zawsze gotowe przyjąć stale rosnącą liczbę pojazdów, a nie ciągle się rozpadać, jak to ma miejsce obecnie.

Szanujmy siebie nawzajem i szanujmy swoje drogi, a może one kiedyś również uszanują nas.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać