Przegląd rynku

Nowy kompaktowy SUV premium czy duży, tańszej marki? Tu dopiero mamy zagwozdkę

Przegląd rynku 17.12.2018 172 interakcje

Nowy kompaktowy SUV premium czy duży, tańszej marki? Tu dopiero mamy zagwozdkę

Piotr Barycki
Piotr Barycki17.12.2018
172 interakcje Dołącz do dyskusji

SUV premium w bazowej wersji czy SUV nie-premium na wypasie? Za co bardziej opłaca się przepłacić zapłacić?

Oczywiście już na wstępie można założyć, że wszystkie SUV-y są premium. W końcu częściowo po to kupuje się takie samochody, żeby po pierwsze było widać z daleka, że jedziemy (albo stoimy), a po drugie – żeby siedzieć o te kilka lub kilkanaście centymetrów nad innymi na drodze. Tymi gorszymi, mniej premium.

Załóżmy jednak, że są SUV-y premium i takie premium-premium.

Audi Q3 kontra Skoda Kodiaq

Jak tak można! Porównywać Audi do Skody? Oczywiście, że można, tym bardziej że to nie jest już ta Skoda, którą niektórzy pamiętają z Felicii, Favorit, czy pierwszej Fabii. Zresztą można tak porównywać – a nawet trzeba – z jeszcze jednego powodu.

Audi Q3 startuje od pułapu cenowego 139 300 zł. Za tę kwotę otrzymamy samochód z silnikiem o mocy 150 KM, z 6-biegową, manualną skrzynią biegów, na 17-calowych felgach, który z zewnątrz wygląda tak:

W środku natomiast ujrzymy coś takiego:

Dziura zamiast radia, manualna klimatyzacja (?!), fotele ze sztucznej skóry, a to i tak tylko w niektórych miejscach, do tego wszystko szare i smutne. A w centralnym punkcie tego wszystkiego zupełnie nie-premiumowy drążek od manualnej skrzyni biegów. Zlikwidujmy przynajmniej ten element, dopłacając jedyne 9100 zł. Mamy prawie 150 tys. zł na liczniku, a z automatyczną klimatyzacją – 151 270 zł.

I wtedy wjeżdża on, cały na… czerwono.

On, czyli Kodiaq Spotline 2.0 TDI za 155 700 zł. Też ma wprawdzie 150 KM, niezbyt pasujące do tego rozmiaru i masy, ale za to jak wygląda. Nie jestem przesadnym fanem urody Kodiaqa, ale gdyby ktoś kazał mi wybrać na bazie wyglądu pomiędzy tymi dwoma autami, nie zastanawiałbym się długo.

Co dostajemy za tę kwotę? Czerwony lakier (a nie biały typu „przepraszam, nie pomalowaliśmy panu/pani auta”), 19-calowe felgi, bezkluczykowy dostęp, dwustrefową klimatyzację, wybór trybów jazdy, adaptacyjne reflektory Full LED, wewnętrzne oświetlenie ambientowe, elektrycznie sterowany fotel kierowcy z funkcją pamięci, tapicerkę ze skóry naturalnej i alcantary, sportowawą kierownicę. Znajdziemy to w Audi? Niespecjalnie.

Jedyne, czego brakuje w Skodzie, to na dobrą sprawę odrobina przyzwoitości i wywalenie z listy wyposażenia udawanych karbonowych dekorów kokpitu. Naprawdę, obeszłoby się.

Przy czym przykład Sportline jest o tyle przestrzelony, że to w dużej mierze pakiet wizualny. Gdyby porównanie miało być naprawdę rzeczowe, trafiłby do niego Kodiaq Sportline 2.0 TDI 190 KM z DSG i napędem na obie osie. Dokładamy do niego pakiet Fresh i skórzaną tapicerkę, i za mniej niż 170 tys. zł mamy samochód większy i szybszy niż Q3, z napędem na obie osie i z dużo lepszym wyposażeniem, a do tego z opcją 7 miejsc. A w Q5 przy 170 tys. zł dopiero zaczyna się poważną konfigurację.

No i pamiętajmy – większy SUV to większy prestiż. A Q3 ma ledwie 4,48 m, więc przy prawie 4,7 m nie ma żadnych szans.

BMW X3 kontra Kia Sorento.

Kolejne obrazoburcze porównanie, ale poczekajcie chwilę. BMW X3 w odmianie xDrive20i (czyli napęd na obie osie), z automatyczną skrzynią biegów kosztuje 191 200 zł.

Z zewnątrz wygląda jeszcze znośnie:

Natomiast w środku… tak sobie:

Nie ma tu już wprawdzie dziury zamiast radia, ale nadal jest niezbyt premium. Mały ekranik, materiałowa tapicerka i automatyczna, ale jednostrefowa klimatyzacja (?!). Nawet fantazyjne uformowanie kratek bocznych nawiewów nie ratuje sytuacji. Wspomniałem już, że podparcie lędźwiowe w przednich fotelach to opcja dodatkowo płatna?

Pojęcia dodatkowych opcji nie zna za to za bardzo Kia Sorento w najwyższej wersji GT Line, 185-konnym dieslem, automatyczną skrzynią biegów i napędem 4×4. Tak, jest wolniejsza od BMW i to wyraźnie (10,4 s kontra 8,3 s), ale od kiedy luksus determinowany jest przez prędkość? Ile trzeba za nią zapłacić? Za odmianę ze szklanym dachem panoramicznym – 192 500 zł. 1300 zł więcej niż za bazowe X3.

Co dostaniemy za takie pieniądze? Siedem miejsc, przepastny bagażnik, automatyczną klimatyzację, wybór trybów jazdy, system bezkluczykowy, skórzaną tapicerkę, podgrzewaną kierownicę, elektrycznie sterowane fotele przednie z podgrzewaniem i wentylacją, podgrzewane tyle fotele, pakiet asystentów jazdy, cyfrowe zegary, HUD, automatycznie otwieraną klapę bagażnika, łopatki zmiany biegów, dynamiczne LED-y, rolety przeciwsłoneczne, audio Harman – Kardon.

I jeszcze na deser podwójną końcówkę układu wydechowego (prawie jak w BMW), żeby nie było nam przykro, kiedy ostatni wystartujemy spod świateł.

Tak, znaczek krzyczy, żeby jednak wybrać BMW. Ale porównując miejsce pracy kierowcy chyba lepiej posłuchać w tym wypadku rozsądku. Albo tyłka, który zdecydowanie wolałby spędzać godziny jazdy w skórzanym, wentylowanym i elektrycznie regulowanym fotelu.

Volvo XC60 kontra Ford Edge

Kiedyś te marki miały ze sobą sporo wspólnego. Dziś łączy je głównie to, że mają duże SUV-y w ofercie. Po stronie Forda jest to Edge (4,8 m), startujący w wersji Trend od 171 880 zł. Po stronie Volvo – XC60 (4,68 m), zaczynające się od… 165 850 zł. Żeby więc było ciekawiej, do porównania weźmiemy Edge’a w wersji Titanium z silnikiem 2.0 TDCi 210 KM, napędem na obie osie i skrzynią PowerShift, a XC60 – w wersji Inscription z silnikiem D4 190 KM i automatyczną przekładnią Geartronic. 203 390 zł kontra 210 250 zł.

Co znajdziemy na pokładzie Volvo? 19-calowe felgi, cyfrowe zegary, wybór trybów jazdy, lepsze audio, zestaw podstawowych systemów bezpieczeństwa, tempomat, czujniki parkowania z tyłu (za ponad 200 tys. zł?), elektrycznie regulowany fotel kierowcy z pamięcią i układ utrzymania pasa ruchu.

Tak, to najdroższe auto z naszego zestawienia, ale tylko o 10 proc. droższe np. od BMW X3, a jednocześnie wyglądające w środku chyba najlepiej z całego porównania:

Żeby było sprawiedliwie, Fordowi też dokładamy skórzaną tapicerkę (11 500 zł), po czym prezentuje się on tak:

Wnętrze to jednak nie wszystko – liczy się też wyposażenie. A Edge w wersji Titanium ma go od groma. 19-calowe felgi, czujniki parkowania z przodu i z tyłu (widzisz, Volvo, jednak można), podgrzewaną przednią szybę, podgrzewaną kierownicę, LED-owe oświetlenie ambientowe, manetki zmiany biegów, sportowe przednie fotele (w Volvo wymagają dopłaty). Do tego Edge ma większy bagażnik (600 l kontra 505 l) i więcej miejsca w środku.

Edge ma też swoją wersję luksusową, czyli Vignale. Z mocniejszym silnikiem kosztuje jednak aż 228 390 zł, ale wtedy dostaniemy m.in. elektrycznie regulowane oba fotele przednie, 20-calowe felgi, dynamiczne reflektory LED oraz perforowaną, skórzaną tapicerkę już w standardzie.

Ford Edge – wersja Titanium.

Z drugiej strony w XC60 ten ostatni dodatek (razem z fotelami komfortowymi i kilkoma innymi dodatkami) windowałby cenę do 224 170 zł. Dodanie do tego zestawu napędu na obie osie spowodowałoby jednak podniesienie kosztu zakupu do 234 170 zł. Aktywne lampy LED to kolejne 4400 zł, elektrycznie regulowany fotel pasażera – kolejne 2020 zł. I tak można jeszcze liczyć i liczyć.

Aczkolwiek z pojedynku wnętrz Volvo kontra Ford, ta pierwsza marka wychodzi zdecydowanie zwycięsko. W pozostałych przypadkach marki popularne reprezentują znacznie sensowniejszą opcję niż premium, a dopłata za znaczek wydaje się przesadna.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać