Przegląd rynku

Kiedy nie-premium jest bardziej premium niż premium? To pytanie ma wbrew pozorom sporo sensu

Przegląd rynku 13.12.2018 152 interakcje

Kiedy nie-premium jest bardziej premium niż premium? To pytanie ma wbrew pozorom sporo sensu

Piotr Barycki
Piotr Barycki13.12.2018
152 interakcje Dołącz do dyskusji

Mercedes, Audi, BMW = luksus i wypas. Mazda, Volkswagen, Peugeot = nuda. Czasem tak, ale czy zawsze? Sprawdziliśmy.

Dopakowane po brzegi auto klasy średniej czy podstawowa wersja auta marki uznawanej za premium? Takie dyskusje można prowadzić w nieskończoność, więc… postanowiliśmy sprawdzić, przynajmniej na papierze.

Mercedes czy Peugeot?

Porównanie z czapy? A skąd! Bazowy Peugeot 508 kosztuje niemal dokładnie tyle, ile bazowy Mercedes klasy C. Poważnie – 508 startuje od 123 900 zł, natomiast klasa C – od 124 300 zł. 400 zł różnicy między Peugeotem a Mercedesem. Kto by pomyślał.

Załóżmy jednak, że mamy do wydania 150 000 zł brutto. Żeby Mercedes miał się czym odpychać od drogi, wybieramy C 180 (131 700 zł), dokładamy do niego automatyczną skrzynię biegów, bo inaczej co to za premium (10 996 zł), po czym zostaje nam całe 7300 zł na dodatki, które właściwie nie wiadomo na co wydać. Żeby opisać grozę sytuacji – mamy do tej pory samochód za 142 696 zł, z silnikiem 1.6 156 KM (8,3 s do 100 km/h), który stoi na stalowych felgach 16″, w środku ma malutką nawigację i analogowe zegary, materiałową tapicerkę, manualnie ustawiane fotele, zwykłe reflektory i nie ma nawet tempomatu. Premium jak nic.

Niespecjalnie nawet wiem, co z tym zrobić, żeby to jakoś podratować. Więc przejdźmy do Peugeota.

Tutaj sytuacja wygląda zdecydowanie inaczej. Za 131 900 zł mamy już 180-konną wersję z automatyczną skrzynią biegów (8 przełożeń, więc o jedno mniej niż w Mercedesie). Różnica w przyspieszeniu niewielka (7,9 s), ale to zawsze 180 KM. Do tego dorzucamy sztandarowy, zielonkawy lakier, w pełni skórzaną tapicerkę z dodatkową regulacją i podgrzewaniem, dostęp bezkluczykowy, CarPlay/Android Auto, bezprzewodowe ładowanie telefonu i… mamy dopiero 145 200 zł. A nasze auto wygląda tak:

I w standardzie mamy chociażby 8-calowy ekran dotykowy. Przydałoby się tylko zmienić te malutkie kółka, ale to już wybór każdego z osobna.

Nic też nie stoi na przeszkodzie, żeby inaczej podejść do konfiguracji. Zaczynami od wersji wyposażenia Allure (czujniki przód i tył, 10-calowy ekran dotykowy, nawigacja z MirrorScreen), do tego ten sam silnik, półskórzana tapicerka z pakietem foteli AGR i podgrzewaniem, lepszy system audio, bezkluczykowy dostęp i koła 18″. Wyszło 151 500 zł, a wygląda tak:

I w środku tak:

Co wygląda bardziej zachęcająco i do którego wnętrza przyjemniej byłoby zaprosić znajomych?

BMW czy Volkswagen?

Co może być bardziej premium niż coupe? Może w obecnych czasach SUV, ale przyjmijmy, że szukamy czegoś bardziej klasycznego, ale jednocześnie praktycznego – powinno więc mieć co najmniej dwie pary drzwi, żeby tylne fotele nie były tylko ozdobą.

W jednym narożniku ustawimy więc dosyć oczywisty wybór w tym segmencie z kategorii premium – BMW serii 4 Gran Coupe. W drugim… Volkswagena Arteona. Budżet? Zaszalejmy i złóżmy coś do 225 tys. zł (spokojnie, ludzie kupują takie samochody). Warunek jest jeden – jeśli wydajemy już tyle pieniędzy, nie bierzemy bazowego silnika w żadnym z modeli i wybieramy tylko spośród silników benzynowych. W końcu diesle to zło.

W przypadku BMW nie uzbieramy zbyt wielu dodatkowych opcji – już sam bazowy egzemplarz 430 i Gran Coupe z automatyczną skrzynią biegów kosztuje nas 199 700 zł. Zostaje na pakiet First Class (m.in. dostęp komfortowy, podparcie lędźwiowe, ogrzewanie i elektryczna regulacja przednich foteli, czujniki parkowania, przyciemniane lusterko wsteczne, czujniki parkowania, nawigacja, lepszy zestaw audio, częściowo cyfrowe zegary), tapicerkę ze skóry ekologicznej, ogrzewaną kierownicę i sportowe fotele przednie. Trochę przekroczyliśmy budżet, bo wyszło 226 230 zł, ale przynajmniej wyposażenie jest w porządku, a silnik zapewnia odpowiednie osiągi (5,9 s do 100 km/h). Szkoda tylko tych 17-calowych felg…

Arteon natomiast chciałby bardzo być premium – także ceną – ale nie pozwala mu na to znaczek, bo przecież premium zarezerwowano dla Audi. Za 224 060 zł możemy wybrać najmocniejszego, 280-konnego Arteona z napędem na obie osie i bardzo długą listą dodatków. Adaptacyjne reflektory LED? Są, a w BMW zabrakło. Klimatyzowane fotele z masażem? Są, a w BMW nie ma tego nawet w opcji (ok, ten masaż nie jest przesadnie dobry). Pełna tapicerka skórzana Nappa? Jest, w BMW już nie starczyło. Ekran zamiast analogowych zegarów? Też, a w BMW tylko namiastka tego. Dodatkowy lakier? Oczywiście. A w BMW pozostał bazowy.

Do tego jeszcze system kamer 360, asystent parkowania z automatycznym parkowaniem, 19-calowe felgi, adaptacyjny tempomat, trzystrefowa klimatyzacja, adaptacyjne zawieszenie, system utrzymania pasa ruchu, nawigacja z dużym ekranem i rozpoznawanie znaków drogowych.

Jedyne, w czym Arteon w tym teoretycznym zestawieniu nie bryluje, to paradoksalnie… silnik. Jest mocniejszy o 28 KM (252 vs 280 KM), ale tylko o 0,3 s szybszy. A to różnica z kategorii tych, których raczej nie zauważy się w trakcie jazdy.

Audi czy Mazda?

145 400 zł – tyle kosztuje Audi A4 Avant w absolutnie najbardziej podstawowej wersji. Bez dodatkowych lakierów, na 16-calowych felgach, z silnikiem 150 KM (0-100 w 8,9 s) i manualną skrzynią biegów.

Do porównania weźmiemy jednak wersję droższą, bo z przekładnią S tronic – cena skacze do 155 000 zł, natomiast przyspieszenie rośnie do 9,2 s. Mało premium – wybieramy więc 40 TFSI S tronic (7,5 s) i już musimy zapłacić 174 100 zł. Ale przynajmniej nie będziemy obawiać się wyprzedzających nas spod każdych świateł Skód Fabii.

W drugim narożniku stawiamy… Mazdę. Ale nie byle jaką, bo Mazdę 6 w wersji kombi, w najwyższej odmianie SkyDream z silnikiem 2.5 SkyActive 194 KM. Jest o 0,6 s wolniejsza od Audi, ale jakoś można to przeżyć. Tym bardziej, że koszt zakupu to 164 700 zł. Wliczając w to najdroższy, sztandarowy lakier, 19-calowe felgi, brązową tapicerkę skórzaną Nappa i piękne, alcantarowe wykończenie kokpitu, a także szyberdach.

Więcej opcji do Mazdy nie da się dokupić – wszystko jest w standardowym wyposażeniu. Od w pełni LED-owych, matrycowych reflektorów, przez systemu bezpieczeństwa, aż po wentylowane fotele.

Chętnie przeprowadziłbym kiedyś ślepy test, w którym ktoś z zawiązanymi oczami wsiadałby po kolei do tych dwóch samochodów, w takiej właśnie konfiguracji, a potem – bez patrzenia na znaczek – musiał określić, który z nich bardziej kojarzy mu się ze słowem luksus albo przynajmniej premium. Chociaż jestem prawie pewien, że odpowiedź na to pytanie wszyscy już znają.

Czyli premium jest be?

Wielokrotnie prowadziłem (i będę prowadził) na ten temat dyskusje z redakcyjnym kolegą Łukaszem. I zawsze byłem po stronie tego, że lepszy golas premium – i tak sensownie wyposażony – niż dopakowany do granic możliwości średniak. W końcu taka wejściówka dla klasy wyższej i tak powinna być dobrze wyposażona. Do tego dochodzi jeszcze cały szereg aspektów, które trudno wymienić w prostym zestawieniu – od zastosowanych materiałów, aż po ich jakość i jakość spasowania.

Ale patrząc tylko na zdjęcia z tego artykułu, chyba muszę poważnie przemyśleć stanowisko.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać