Przegląd rynku

Eko-przegląd zgodny z normami Unii Europejskiej – wielkie samochody ze śmiesznym spalaniem

Przegląd rynku 07.06.2019 411 interakcji

Eko-przegląd zgodny z normami Unii Europejskiej – wielkie samochody ze śmiesznym spalaniem

Piotr Barycki
Piotr Barycki07.06.2019
411 interakcji Dołącz do dyskusji

Jak najwyższa masa i jak najniższe spalanie – unijni urzędnicy pewnie tego nie planowali, ale właśnie w taki sposób zdefiniowali ostatecznie najbardziej pro-ekologiczne samochody. To zobaczmy, co spełniającego te kryteria można kupić w Polsce.

Małe samochody na naszym kontynencie powoli tracą sens, a przynajmniej sens urzędniczy i normowy. Jasne, zajmują mało miejsca, doskonale nadają się do miasta, a do tego nie palą wiele. Pozornie jeżdżące ideały. Tylko nie ma to żadnego znaczenia – z racji niewielkiej masy ich niewielkie spalanie i tak jest za duże w skali całej gamy modelowej. Elektryfikować się ich za bardzo nie opłaca, bo powoduje to wzrost cen, co widać chociażby na przykładzie nowego Opla Corsy, który – dobrze wyposażony – może kosztować nawet i ponad 150 tys. zł. Albo elektrycznego Seata Mii EV, który w ogóle nie będzie dostępny w Polsce, bo będzie i tak za drogi, żeby ktokolwiek w ogóle rozważał jego zakup.

Żeby więc być pro-eko – przynajmniej według rozumowania urzędników Unii Europejskiej – musimy kupić coś wielkiego, ale jednocześnie spalającego niewiele. Czyli najlepiej hybrydę plug-in, która w testach spalania generuje śmiesznie niskie wyniki.

Czyli na przykład…

Porsche Panamerę

Ale nie jakąś tam bazową – w końcu ona jest spalinowa (świetny diesel musiał odejść dawno temu). Najbardziej pro-eko jest Panamera Turbo S E-Hybrid Executive.

Dlaczego? Bo jest ogromna. Ta przedłużona odmiana Panamery ma aż 5,2 m długości, masę 2410 kg, a jednocześnie spala – teoretycznie – tylko 2,9 l na 100 km. To mniej niż – uwaga! – hybrydowa Toyota Yaris, która według producenta potrzebuje aż 4,7 l na 100 km, a do tego emituje 106 g CO2 na każdy kilometr. Ekologiczna Panamera tego samego CO2 emituje o ok. 20 g mniej. Jak wam nie wstyd tak zatruwać miasta, toyotowi hybrydziarze. Czas przesiąść się do Porsche.

Tym bardziej, że w Porsche mamy do dyspozycji 680 KM, a do 100 km/h przyspieszymy w 3,5 sekundy. Nie tylko więc szybciej wyjedziemy z nienawidzącego samochodów miasta, ale może też w ogóle do niego nie wjedziemy, chętniej wybierając dłuższą, ale bardziej emocjonującą trasę dookoła.

A że za Panamerę Turbo S E-Hybrid Executive (przekopiowałem to sobie) trzeba zapłacić na start prawie okrągły milion złotych? Nasza planeta i postrzeganie ekologii przez unijnych urzędników jest ważniejsze. A że na prądzie można przejechać tylko ok. 50 km? Do testów i pomiarów wystarczy. A że można kupić taką hybrydę plug in i nigdy w życiu nie naładować jej z gniazdka, stając się nagle właścicielem super ekologicznego wielkiego auta z V8 pod maską?

To nawet lepiej! Chyba że nie lubimy się obnosić z naszą majętnością i wolimy coś skromniejszego. Na przykład…

BMW serii 5 30e

hybryda plug-in

Tutaj niestety jesteśmy od razu mniej ekologiczni, bo auto ma masę zaledwie 1845 kg, więc żeby zrównać się z Panamerą, musimy zaprosić na pokład komplet zdrowo odżywionych znajomych. Szczęśliwie 530e spala jeszcze mniej (!) niż Panamera, bo zaledwie 2-2,4 l.

Tak, tak wykazały testy. Mniej niż 2,5 l w ogromnej limuzynie na każde 100 km. Prius, płacząc z zazdrości, dusi się we własnych trujących oparach. Nie wspominając już o emisji CO2 – w cyklu mieszanym 530e generuje zaledwie 45-54 g na każdy kilometr. Czyli mniej niż połowę tego, co generuje hybrydowy Yaris! A jeśli nasza trasa ma tylko 45 km i nie rozpędzamy się do większych prędkości niż 140 km/h, za sterami BMW 530e nie wyemitujemy ani grama CO2. Co się stanie po tych 45 km – nie nasza sprawa, jesteśmy eko i tak.

Niestety bycie eko ma swoją cenę, aczkolwiek w tym przypadku nie jest ona szokująco wysoka. 530e kosztuje w podstawowej wersji 240 500 zł, czyli nieco więcej niż oferujące identyczną moc 530i.

Ale w 530i nie możemy być ekologiczni. Natomiast możemy tacy być w…

Land Roverze Range Roverze LWB P400e PHEV

I to jest dopiero prawdziwie ekologiczny samochód. Nie dość, że jest monstrualnym SUV-em, to tutaj jeszcze jest w wersji przedłużonej, która w odmianie hybrydowej ma masę – werble – 2509 kg. Przy okazji rozpędza się do 6,8 s i maksymalnie osiąga 220 km/h.

Ale to nic takiego, skoro testy wykazały, że zużycie paliwa tej wersji wynosi – werble proszę po raz kolejny – 3,1 l na każde 100 km. Emisja CO2? Zaledwie 72 g/km. Przypomnijmy wynik hybrydowego Yarisa – przerażające 108 g/km. I 4,7 l paliwa na 100 km. A Range Rover dodatkowo przejedzie 51 km.

Owszem, za takiego range Rovera 2.0 Si4 PHEV SVAutobiography zapłacimy 910 300 zł, nie wliczając w to opcji w stylu dwukolorowego lakieru za 58 488 zł (?!), ale to niewielki koszt za możliwość uczestniczenia w pikietach nawołujących do wyrzucenia z okolic centrum miast przeróżnych trujących Yarisów i Priusów.

A że przyjedziemy na pikietę bez ładowania naszego wielkiego Range Rovera z gniazdka? Przecież nikt tego nie sprawdza. Nie sprawdza tego też nikt w…

Volvo XC90 T8

XC90 T8 przy Range Roverze to prawdziwy gracz wagi lekkiej – ma masę zaledwie 2343 kg. Dzięki temu nie tylko rozpędza się do 100 km/h szybciej, bo w 5,9 s, ale i spala mniej – zaledwie 2,3 l (albo 2,5 l – informacje nie są jednoznaczne) na 100 km. Choć w specyfikacji dla średniego spalania w jeździe po mieście Volvo podaje okrągłe 0 l / 100 km (o ile nasz wyjazd jest krótszy niż ok. 33 km). Niższa przy okazji jest też emisja CO2 – wynosi zaledwie 59 g na każdy przejechany kilometr. Kosztuje wprawdzie co najmniej 353 700 zł, ale cóż to jest.

Dla porównania zerknąłem do specyfikacji hybrydowego Ioniqa. Ten potwór zużywa nawet i 6,5 l paliwa w fazie bardzo wysokiej, a CO2 emituje nawet i 119 g na kilometr. Jak śmie!

Nie śmie natomiast zanieczyszczać środowiska…

Mercedes klasy E 300 de

Rekordzista tego zestawienia, jeśli chodzi o spalanie. Na każde 100 km potrzebuje tylko… 1,4 l paliwa, co kilometr emitując jedynie 37 g CO2. Oba wyniki są niemal dokładnie trzykrotnie niższe niż te, którymi chwali się hybrydowy Yaris, a mówimy o niemal 5-metrowej limuzynie, która na sprint do 100 km/h potrzebuje zaledwie 5,9 s.

Oba wyniki są też oczywiście prawdziwe tylko wtedy, kiedy nie pokonujemy przesadnie wielkich dystansów. Zapas energii w akumulatorze wystarczy bowiem na przejechanie ok. 50 km. A chyba nikt nie kupuje wielkiego samochodu z silnikiem wysokoprężnym, żeby kręcić się po mieście. A przynajmniej nikt nie powinien.

Niestety E 300 de nie jest przesadnie tani – kosztuje 270 600 zł . Gdyby dołożyć 19 tys. zł, można byłoby już kupić E 350 d z sześciocylindrowym dieslem pod maską. Ale tak, wtedy nie mielibyśmy przecież ekologicznego samochodu, tylko trującego diesla.

I co z tego wszystkiego?

Na logikę i zdrowy rozsądek każdy bez problemu wskaże, które auta są ekologiczne. Prius czy (niekoniecznie ładowana) Panamera Turbo. Yaris Hybrid czy monstrualny Range Rover. Ioniq Hybrid czy E 300 de. I tak dalej, i tak dalej.

Dla niektórych jednak – i co gorsza tych, którzy ustalają przepisy i normy – jest jednak zupełnie odwrotnie. Może warto byłoby przyznać się jednak do błędu i wprowadzić dla hybryd plug in osobne testy, np. takie, które uwzględniają emisję i spalanie z kompletnie rozładowanym akumulatorem, skoro i tak spora część posiadaczy takich aut nigdy ich nie ładuje?

Ale wtedy musiałoby zniknąć z rynku multum kompletnie bezsensownych modeli. W tym większość z tych na powyższej liście…

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać