03.08.2020

Europa przekonuje się do zelektryfikowanych samochodów. To już 16 proc. sprzedaży

Różnego rodzaju hybrydy i auta elektryczne to już ponad 16 procent wszystkich samochodów, które w lipcu zarejestrowano w Europie. Zaskakuje świetny wynik starego Volkswagena Golfa. A co sprzedaje się najlepiej?

Trudno już dziś znaleźć markę, która nie miałaby w ofercie żadnego modelu po „elektryfikacji” lub też „uhybrydowieniu”. Jedni stawiają na miękkie hybrydy, inni na klasyczne, a coraz więcej modeli ma też klapkę, pod którą kryje się wtyczka. To wyróżnik hybryd typu plug-in oraz samochodów zupełnie elektrycznych.

Być może czytając różne artykuły na ten temat, spotkaliście się z tajemniczymi skrótami. mHEV to właśnie miękkie hybrydy (mild hybrid), HEV to klasyczne hybrydy, PHEV: te typu plug-in, zaś samochody elektryczne oznacza się skrótem BEV.

Wszystkie te wozy zdobywają coraz większą popularność.

Niedługo trudno będzie sobie wyobrazić bagażnik bez kabli.

Według instytutu JATO Dynamics, jeszcze w lipcu 2019 roku zaledwie 7 proc. wszystkich aut sprzedawanych w Europie (tzw. Europa 21, czyli większość UE plus Szwajcaria i Norwegia) można było określić którymś z wymienionych wyżej skrótów. Jeżeli ktoś woli twarde liczby, a nie procenty, proszę bardzo. Sprzedano wówczas 111 300 takich aut. Na ten wynik miało wpływ m.in. polskie umiłowanie hybryd Toyoty, a także norweska miłość do „elektryków”.

Tymczasem w lipcu 2020 – mimo trudnych czasów dla rynku, który „spadł” aż o 24 proc. w stosunku do tego, co było dwanaście miesięcy wcześniej – klienci kupili aż 183 000 aut hybrydowych i elektrycznych. To wzrost o 65 proc, a MHEV, BEV, HEV i tak dalej, to już 16 proc. sprzedaży na naszym kontynencie.

Nadal najchętniej wybierane są „czyste” silniki benzynowe.

Stanowią 53 proc. sprzedaży, ale rok temu było to aż 60 proc. W przypadku diesli, rok temu zanotowano 31 proc. sprzedaży, a teraz – 28 proc. Oczywiście nie chodzi tylko o to, że klienci rezygnują z pojazdów spalinowych. Producenci stopniowo „elektryfikują” swoje gamy silnikowe. Na przykład BMW dodało system mild hybrid do silników 20d m.in. w serii 5. Podobne kroki wykonało Volvo czy Audi. To oznacza, że sprzedane egzemplarze przeskoczyły z jednego koszyka do drugiego.

Najpopularniejsze hybrydy: wygrywa Toyota C-HR.

YATO Dynamics wymienia w jednej części tabeli zarówno klasyczne hybrydy, jak i miękkie. Widać wyraźnie, że klienci głosują portfelami za tym pierwszym rozwiązaniem. Lideruje C-HR (w lipcu sprzedano 7791 egzemplarzy tego modelu), ale tuż za nim uplasowały się: Corolla, schodzący Yaris i RAV4. Jestem pewien, że Polacy w dużej mierze odpowiadają za sukcesy Toyoty w zestawieniu.

Pierwsza miękka hybryda uplasowała się na miejscu piątym. To nowy Ford Puma. Niżej: raczej rzadko widywane w Polsce Suzuki Swift, Fiat 500 (mild hybrid z silnikiem 1.0) i Suzuki Ignis. Pierwszą dziesiątkę zamykają Kia Niro i Volvo XC60.

Wśród hybryd plug-in króluje nowość.

Chodzi o Forda Kugę. Najnowsza generacja SUV-a Forda ledwo weszła na rynek, a klienci wręcz się na nią rzucili. Zrobiło to 3757 osób. Co ciekawe, wersja mild hybrid nie jest tak popularna i brakuje jej na liście bestsellerów. Sporo klientów znalazło Mitusbishi Outlander PHEV, które stanęło na miejscu drugim. Ciekawe, czy wyniki tego auta poprawią się jeszcze po informacji o zamrożeniu marki w Europie.

Podium zamyka Volvo XC40, a tuż za nim widać wyniki Volvo XC60 i V60. Jeśli chodzi o XC60, chętnych na wersje z wtyczką (2017 osób) znalazło się trochę mniej niż na odmianę mild hybrid (2765).

Dalsza część listy najlepiej sprzedających się hybryd plug-in może wydawać się nieco egzotyczna z punktu widzenia polskiego klienta. Znalazło się na niej Audi A3 e-tron, a także hybrydowy Mercedes klasy A, Volkswagen Passat GTE, Audi Q5 TFSI e i BMW 330e.

„Elektryk” numer 1 sprzedaje się lepiej niż najpopularniejsze hybrydy.

10 225: tylu klientów znalazło Renault Zoe, czyli elektryk numer 1 w Europie. To więcej niż chętnych na Toyotę C-HR, nie mówiąc o klientach na hybrydową Kugę. Tuż za Zoe znalazła się Tesla Model 3 (7066 egzemplarzy), a na miejscu trzecim uplasował się… nieco leciwy, elektryczny Golf. W Polsce łatwiej zobaczyć najdroższe Ferrari niż takiego Volkswagena.

Czwartą pozycję zajmuje nowy Peugeot e-208. Co ciekawe, w Top 10 nie ma bliźniaczej, elektrycznej Corsy. Miejsce piąte: Hyundai Kona. Bardzo możliwe, że po wprowadzeniu „dopłatowej” wersji na rynek polski, wynik koreańskiego wozu jeszcze się poprawi. Odrobinę gorzej od Kony sprzedaje się podobna technicznie Kia e-Niro. Trochę zaskoczyła mnie dość słaba, siódma pozycja Nissana Leafa. Jak widać, Europejczycy wolą starszego Golfa. Na ósmym: elektryczny Up. Na dziewiątym drogie Audi E-Tron, a notowanie listy przebojów zamyka BMW i3, którego czas chyba powoli się już kończy. W pierwszej dziesiątce ani śladu po większych Teslach, Mercedesie EQC albo Jaguarze I-Pace.

Co będzie za rok? Myślę, że hybrydy i auta elektryczne spokojnie zagarną dla siebie już 25 proc. rynku. A może i więcej? Tyle że zwiększy się udział miękkich hybryd, bo ich produkcja to dla producentów świetny sposób na tanie obniżenie średniej emisji CO2. Klient dostaje w cenie lepiej i bardziej płynnie działający układ start-stop. Czy spalanie rzeczywiście się obniża? Możemy podyskutować…