Testy aut nowych

Volvo XC60 Polestar Engineered jeździłem za grosze. Ale ładowałem je jak telefon

Testy aut nowych 12.05.2020 192 interakcje
Adam Majcherek
Adam Majcherek 12.05.2020

Volvo XC60 Polestar Engineered jeździłem za grosze. Ale ładowałem je jak telefon

Adam Majcherek
Adam Majcherek12.05.2020
192 interakcje Dołącz do dyskusji

Volvo XC60 Polestar Engineered imponuje osiągami, ale nie tymi, o które można by je posądzać po nazwie.

O XC60 wiecie już wszystko, bo test tego modelu pisał już  Tymon. O pomyśle na wersję Polestar Engineered też, bo opisał ją Grzegorz na przykładzie V60. Ja wsiadłem na kilka dni w XC60 T8 w wersji Polestar Engineered. I strasznie je polubiłem, ale bardziej za Engineered niż Polestar.

Fot. Piotr Barycki

Nie jestem fanem ponadprzeciętnie mocnych SUV-ów. 

Takie Audi RS Q8, Mercedes GLC 63 czy BMW X3 M, to nie są auta do sportowej jazdy, a co najwyżej do robienia wrażenia. Imponują kopnięciem w plecy podczas startu, wywołują efekt WOW podczas wyprzedzania i pozwalają na pochwalenie się kolegom zdjęciami z cyferkami na prędkościomierzu z niemieckiej autostrady. Volvo z tego tekstu też posiada dwie z tych trzech cech. Ale jakoś wciąż nikt nie wystawia takich samochodów w zawodach DTM, WTCC czy innej serii wyścigowej. Dobra, podobno FIA ma w planach na 2021 r. serię zawodów dla elektrycznych SUV-ów, ale to dlatego, że a) trzeba promować elektryki oraz b) każdy chce SUV-a, więc może łatwiej będzie przyciągnąć reklamodawców.

Tak czy inaczej, pozycja za kierownicą, kształt i masa takiego auta w zestawieniu z prawami fizyki sprawiają, że nie jest to oczywisty wybór w kwestii jazdy sportowej. 

Fot. Piotr Barycki

408 KM w XC60 Polestar też każe mi dopisać to auto do listy modeli, które głównie mają robić wrażenie.

Jasne, szwedzki model robi to inaczej niż wspomniana niemiecka trójca. To raczej pojazd z kategorii #KMWTW. Nie ma w sobie tej stylistycznej agresji, przesadnie nadmuchanego nadwozia, wielkich wlotów powietrza, krzykliwych detali i grzmiącego silnika. Jest delikatniejsze, jego polestarowości można by na pierwszy rzut oka w ogóle nie dostrzec. Ot, elegancki SUV jakich wiele, no… może właściciela poniosła fantazja z tymi 22-calowymi obręczami z naleśnikami o szerokości 265 mm. Pewne podejrzenia mogą wzbudzić złote zaciski z dopiskiem Akebono, ale nic więcej nie zdradza, że mamy do czynienia z samochodem, któremu na sprint do 100 km/h wystarczy 5,2 s. 

Fot. Piotr Barycki

Ale co komu po takim przyspieszeniu, skoro nie ma go gdzie wykorzystać. 

W mieście migiem stracisz prawko za przekroczenie 50+, a jak zmienią się przepisy, to poza miastem też. Sprawnie wyprzedzać potrafi dziś nawet mój Civic z 1.5 pod maską, nie potrzeba do tego 400 KM. A takie poganiane 400 KM w ważącej dwie tony budzie SUV-a to o Paaaaanie, ależ to musi palić! Owszem, może i 17 l/100 km, ale wcale nie musi. 

Fot. Piotr Barycki

I to było to, czym zaimponowało mi to Volvo.

XC60 T8 to hybryda typu plug-in, czyli ładowana z gniazdka. Wersja z dopiskiem Polestar Engineered jest, najkrócej mówiąc, o włos mocniejsza od zwykłego T8 i ma garść dodatków takich jak amortyzatory Ohlinsa z ręczną regulacją, z której pewnie 99,9 proc. właścicieli nigdy nie skorzysta. 

Fot. Piotr Barycki

Na papierze plug-inowość hybrydy Volvo nie zachwyca – dane techniczne ograniczają zasięg na prądzie do zaledwie 38 km, a po naładowaniu do pełna nie widziałem by wyświetlacz pokazywał więcej niż 35 km. 

Ale skoro mam gniazdko w garażu, to ładowałem ile się da.

Z Warszawy wyjeżdżałem autem z pełnym zbiornikiem paliwa i pustym akumulatorem. 360 km przejechane do domu drogami szybkiego ruchu, z tempomatem ustawionym na 130 km/h, dało wynik 9,7 l/100 km. Jak na tę szybkość – sporo, jak na gabaryty, masę auta, szerokie kapcie i wietrzną pogodę – rozsądnie. Tego samego dnia, bez ładowania akumulatora, nakręciłem jeszcze 180 km po zwykłych drogach do Wielkopolski. Bez tempomatu, przepisowo, dynamicznie, z wyprzedzaniem – wyszło 8,2 l. Jak na 400-konnego SUV-a – bardzo OK. 

Fot. Piotr Barycki

W drogę do domu ruszyłem z aku naładowanym na full. 

I ponownie – jechałem przepisowo, ale tak, jak się jeździ hybrydą – szybko osiągając zakładaną prędkości i dbając o to, by niepotrzebnie nie spadała. Wynik? Pierwsze 100 km – 5,4 l ze średnią 79 km/h, do domu dotarłem z wynikiem 6,5 i średnią prędkością 85 km/h, bo ostatnie 40 km znowu zrobiłem na autostradzie. 6,5 l/100 km po 200 km w przestronnym, rodzinnym SUV-ie z mocnym silnikiem benzynowym. Zaznaczam, że jadąc przepisowo, ale bez wyrzeczeń i oszczędzania paliwa na siłę. I jasne, im więcej kilometrów, tym ta średnia będzie wyższa, bo zmniejszy się procentowy udział dystansu pokonanego z wykorzystaniem energii elektrycznej.

Gdy w końcu wjeżdżałem do garażu po 800 km od wyjazdu z Warszawy, komputer pokładowy pokazywał, że zostało mi paliwa na 50 km. 

Volvo XC60 Polestar Engineered
Fot. Piotr Barycki

Wróciłem do domu w poniedziałek, a stację paliw odwiedziłem dopiero w piątek.

Kolejny tydzień spędziłem w mieście, symulując w czasie koronawirusa codzienne sprawunki. Jak wszyscy w Autoblogu pracuję w domu, więc trochę pomogła mi żona. Codziennie jeździła 15 km do pracy w jedną stronę, popołudniami załatwialiśmy typowe sprawunki typu wizyta u lekarza, jakieś wycieczki do paczkomatów, zakupy, itp. Dziennie robiliśmy między 30 a 60 km, podłączając auto do gniazdka po każdym powrocie do domu. I tak jak telefon, podłączałem je do ładowania na każdą noc.   

Fot. Piotr Barycki

Średnie spalanie? Według komputera między 1,6 a 2,8 l/100 km. Większość dystansu robiliśmy zwykle na prądzie zmagazynowanym w akumulatorze o pojemności 11,6 kWh. I znowu – szybkie rozpędzanie i utrzymywanie miejskich prędkości. Albo powolne sunięcie w korkach, bo te już wróciły i do Wrocławia. A jak w końcu zatankowałem, żeby wykręcić w mieście 100 km bez dodatkowego ładowania, wyszło, że da się to zrobić zużywając średnio 6,5 l/100 km i 9 kWh energii z akumulatora, bo tyle ze wspomnianych 11,6 jest do dyspozycji kierowcy. Nie mam pytań, mój Civic pali więcej.

Fot. Piotr Barycki

Panie kochany, ale nikt nie kupuje SUV-a, by kręcić się nim po mieście.

Na to nie mam twardych dowodów. Producenci co rusz podpierając się statystykami twierdzą, że kierowcy w Europie przejeżdżają dziennie między 30 a 80 km. I patrząc na sąsiadki ujeżdżające premiumowe SUV-y w leasingu do biura/przedszkola/sklepu i z powrotem, jestem bliski, by w to uwierzyć. Jak na te warunki użytkowania, duży SUV zużywający takie ilości paliwa jak to Volvo, to powód do radości. O ile w ogóle wybór SUV-a, jako podstawowego auta do jazdy po mieście można uznać za trafiony. Ale to zupełnie inna historia.

Volvo XC60 Polestar Engineered
Fot. Piotr Barycki

A że nie po to się kupuje Polestara za 330 tys. zł, żeby walczyć o zużycie paliwa?

Co do tego też nie byłbym taki pewien. W sytuacji, gdy ścigać się nie ma gdzie, na tor się SUV nie nadaje, a jego prędkość maksymalną ograniczono do 180 km/h (według niektórych to i tak jak na nasze warunki wciąż zbyt wiele), niskie zużycie paliwa to – poza komfortem jazdy i dobrą muzyką z głośników – jedyne, czym można sobie zrobić przyjemność za kółkiem. A że 330 tys. zł? Pewnie ci, którzy kupują SUV-y premium niespecjalnie czują obciążenie ratą leasingową w miesięcznym budżecie. 

Volvo XC60 Polestar Engineered
Fot. Piotr Barycki

Mi XC60 się jeździło bardzo przyjemnie. Sam wybrałbym wersję bez dopisku Polestar. I właściwie raczej model V, a nie XC. A póki co, przesiadłem się do kolejnego PHEV-a. I znowu będę ładował go co noc.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać