27.01.2023

Najechał na studzienkę elektrycznym samochodem. Wycena naprawy to 400 tys. zł (to auto nigdy tyle nie kosztowało)

Ile kosztuje naprawa samochodu elektrycznego i czy – w prawie nowym aucie – może to być kwota przewyższająca cenę zakupu nowego egzemplarza? Odpowiedzi to kolejno: bardzo dużo oraz tak. Oraz: niekoniecznie.

Nie chodzi tutaj jednak wcale o ultra drogie już na starcie samochody w rodzaju Porsche Cayenne, naprawa pozornie niegroźnego uszkodzenia jest w stanie pochłonąć kilkadziesiąt tysięcy złotych, co przy cenie całego auta jest zrozumiałe. Chodzi o markę zdecydowanie popularną, która kusi… ceną.

Przy czym cena dotyczy zakupu, nie naprawy.

Naprawa taniego samochodu elektrycznego wcale nie musi być tania.

O czym przekonał się jeden z mieszkańców Norwegii, poruszający się chyba jedyny dostępnym w Europie elektrycznym kombi, czyli MG5. Cena zakupu takiego auta? Według norweskiego cennika – równowartość około 150 000 zł. U nas za tyle sprzedawane są zwykłe elektryczne kompakty i samochody segmentu B, więc mimo że 150 000 zł to jednak sporo pieniędzy, to w elektrycznym świecie zdecydowanie nie jest to fortuna.

Wszystko byłoby pewnie dobrze, gdyby nie pechowe zdarzenie, polegające na uderzeniu podwoziem samochodu w pokrywę studzienki.  Dokładniej – samochód najechał na luźno leżącą pokrywę studzienki, która wbiła się pomiędzy koło a zestaw akumulatorów. O dziwo samochód nie informował po tym incydencie o żadnych problemach i po krótkim zabiegu pokrywę udało się usunąć, a następnie dojechać do domu, po czym skontaktować z serwisem.

Oczywiście takie sytuacje zdarzają się (z pominięciem tych akumulatorów) i w samochodach spalinowych, również i w ich przypadku naprawa do tanich pewnie nie będzie należeć, ale raczej nie przekroczy wartości całego samochodu, o ile niedawno wyjechał on z salonu.

Tutaj naprawa samochodu elektrycznego kosztowała tyle, ile… 2 nowe samochody. I jeszcze pół.

Zgodnie z informacjami podawanymi przez norweski Motor, naprawdę czteromiesięcznego samochodu wyceniono na 940 000 koron, co przekłada się na równowartość… mocno ponad 400 000 zł. Dla przypomnienia, nowe auto prosto z salonu kosztuje 335 000 koron, czyli ok. 150 000 zł. Na tym tle wyceny Jaguara, BMW czy Audi zdecydowanie bledną.

Ponad 700 000 koron z tej kwoty stanowił nowy zestaw akumulatorów, natomiast aż 240 000 koron – koszt pozostałych części i robocizny. Co już samo w sobie oznacza, że producent wycenił „części drobne” oraz robociznę na poziomie niewiele niższym niż koszt samego samochodu w formie gotowej do jazdy i odbioru. Zszokowany całościową wyceną miał być nawet sam serwis, któremu zlecono naprawdę . Jego szef miał nawet stwierdzić, że „nigdy w życiu nie widział takich kwot”, mimo tego, że zajmują się właśnie wymianą pakietów akumulatorów.

Osobną kwestią jest cena samego pakietu akumulatorów, która już sama w sobie jest dwukrotnie wyższa od ceny samochodu w bazowej wersji. Według MG w sumie to nie ma problemu, bo generalnie akumulatory są teraz bardzo drogie i kiepsko dostępne, a jeśli już są – idą na pierwszy montaż.

Według ubezpieczeniodawcy, samochód – przy takiej wycenie naprawy – nadawał się wyłącznie do zezłomowania.

I wtedy nagle okazuje się, że wszystko jest nieporozumieniem.

Zgodnie ze stanowiskiem firmy, monstrualna wycena wynikała z „błędnego zrozumienia” problemu. Uszkodzona okazała się bowiem tylko obudowa zestawu akumulatorów – w tym przypadku koszt naprawy wynosi 17 000 koron, czyli niecałe 7500 zł. Dalej sporo, ale już bez szoku w porównaniu do samochodów spalinowych, w których taka pokrywa również mogłaby narobić kosztownych, może nawet droższych w naprawie szkód.

Ale…

Co się stało z samochodem?

Czy został naprawiony? Nie. Uszkodzone srebrne MG5 zostało zastąpione… czarnym MG5. Najwyraźniej właścicielowi spodobał się ten model i nie przeszkadzało mu ryzyko związane z mało prawdopodobnym przypadkiem ponownego uszkodzenia zestawu akumulatorów obudowy zestawu akumulatorów.

Srebrne elektryczne kombi – według autorów Motor – stoi natomiast nieruszane i czeka na decyzje związane ze swoją przyszłością. Patrząc na wycenę faktycznie niezbędnej naprawy – może uda się coś z tym zrobić i sprzedać innemu chętnemu – byle tylko nie za wielokrotność ceny nowego.

Czytaj również:

Rekordowe ceny paliw – może już czas na samochód elektryczny? Obliczyliśmy, czy się opłaca