Bezpieczeństwo ruchu drogowego / Felietony

Jechałem po najdłuższym odcinkowym pomiarze w Polsce. Niektórym przepisowa jazda zdążyła się znudzić

Bezpieczeństwo ruchu drogowego / Felietony 12.09.2023 725 interakcji
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 12.09.2023

Jechałem po najdłuższym odcinkowym pomiarze w Polsce. Niektórym przepisowa jazda zdążyła się znudzić

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk12.09.2023
725 interakcji Dołącz do dyskusji

Na S7 w okolicy Białobrzegów powstał najdłuższy odcinkowy pomiar prędkości w Polsce. Ma 14 kilometrów, więc zanim się skończy, można zapomnieć, że się zaczął.

Fragment drogi z odcinkowym pomiarem prędkości to magiczne miejsce. Zwłaszcza gdy mówimy o trasie ekspresowej, nagle okazuje się tam, że wszystkim jednak trochę mniej się spieszy. Że można jechać trochę dalej niż 25 centymetrów od zderzaka auta z przodu. Że da się nie skakać po pasach, jakby jazda po jednym dłużej niż przez dziesięć sekund powodowała smażenie się opon. I że wcale nie trzeba bez przerwy jechać napiętym i nerwowym, jakby od tego zależało życie ośmiu następnych pokoleń.

Odcinkowy pomiar prędkości to taka chwila relaksu

Jeśli ktoś dotychczas jechał szybciej, może zwolnić, odetchnąć i przemyśleć to i owo. Zwykle fragmenty z pomiarem są jednak dość krótkie. Owszem, ten w tunelu na warszawskim Wilanowie dłuży się w nieskończoność, choć ma tylko 2,8 kilometra, ale to dlatego, że jazda przez tunel jest nudna i dozwolona tam prędkość to zaledwie 80 km/h. Częściej jeżdżę po bemowskim fragmencie S8. Niecałe 3 kilometry mijają błyskawicznie. Chyba że akurat zrobi się tam korek.

Odcinkowy pomiar zwykle nie trwa długo. Ale „zwykle” nie znaczy zawsze.

Najdłuższy odcinkowy pomiar – gdzie jest?

odcinkowy pomiar prędkości A1 mandaty

Według różnych danych, wygrywa albo ten na autostradzie A1 (Pomorzany-Bociany), albo ten na trasie S7 w okolicach Białobrzegów. Pierwszy ma mieć aż 19 kilometrów, ale nie znalazłem informacji na temat tego, czy na pewno już działa (i tak lepiej uważać). Drugi liczy sobie 14 kilometrów. Trafiłem na niego ostatnio, wracając samochodem testowym z Krakowa. Nie miałem pojęcia, że będzie tak długi. Minąłem znak i bramownicę rozpoczynające pomiar, ustawiłem tempomat na dozwolone 120 km/h, by na pewno się nie zapomnieć i jechałem. Jechałem. A potem także jechałem.

Czternaście kilometrów to naprawdę kawał drogi. Samochód jadący ze stałą prędkością 120 km/h potrzebuje na pokonanie takiego dystansu siedmiu minut. W rzeczywistości wychodzi jeszcze dłużej, bo zwykle ktoś zajedzie nam drogę albo przed nami zwolni. Jeśli nie jedziemy w środku nocy, nie uda się cały czas gnać równe 120.

Poznaj nasze teksty z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego:

To oznacza, że najdłuższy odcinkowy pomiar jest zdradliwy

Na początku, przez dwa albo i przez pięć kilometrów wszyscy jadą grzecznie, jak na egzaminie. Nikt nie przekracza zadanej prędkości nawet o kilometr na godzinę. Ale po paru kilometrach zacząłem się zastanawiać, czy to możliwe, by pomiar był tak długi. Może nie zauważyłem tabliczki, która informuje o jego końcu? Może w ogóle jej nie będzie, bo to jakieś testy, a ta, którą mijałem na początku jest nieważna? Na szczęście powstrzymałem wewnętrznego diabła, który do ucha mi szeptał, bym deptał. Czy jakoś tak.

Ale nie wszyscy wytrzymali. Im dłużej trwał pomiar, tym częściej zauważałem w lusterku, że ktoś zbliża się z większą prędkością. Zjeżdżałem im z drogi (nie będę dobrym kolegą chroniącym przed mandatem) i w myślach liczyłem, ile za to zapłacą. Niektórzy przekraczali prędkość nieśmiało. Być może policzyli sobie w głowie, że skoro przez pierwszą połowę jechali wolniej, mogą wcisnąć. To dobre ćwiczenie, jeśli ktoś ma na pokładzie np. maturzystę szykującego się do poprawki z matmy. Jak źle policzy, odliczamy mu od kieszonkowego. Inni w ogóle już się nie patyczkowali i przejeżdżali szybciej – i to na tyle, że mój samochód aż kołysał się od podmuchu powietrza. To raczej będzie droga podróż.

Jaki płynie z tego morał?

Odcinkowy pomiar może być dłuższy, niż się wydaje i lepiej dłużej jechać wolniej niż za wcześnie wcisnąć – to raz. Kierowcy mają mało cierpliwości – to dwa. I trzy, że złych oznakowań na drogach widzieliśmy wszyscy już tak dużo, że w ciemno zakładamy, że komuś się po prostu coś pomyliło i zapomniał powiesić znaku odwołującego pomiar. To smutne.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać