Felietony

Od 2026 r. rząd sprawdzi, kto siedzi za kierownicą i czy może jechać. Teoria spisku? Chcielibyście

Felietony 09.11.2023 83 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 09.11.2023

Od 2026 r. rząd sprawdzi, kto siedzi za kierownicą i czy może jechać. Teoria spisku? Chcielibyście

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski09.11.2023
83 interakcje Dołącz do dyskusji

Możecie już wycinać czapeczki z folii i wysyłać mi, żebym mógł sobie je wepchnąć na głowę, a to i tak nie zmieni niczego w kwestii zdalnej możliwości dezaktywacji pojazdu.

Przeczytałem bardzo długi artykuł o planowanych możliwościach wprowadzenia zdalnej dezaktywacji pojazdu w Stanach Zjednoczonych. Jest tam też fragment o tym, że podobne prawodawstwo szykuje się w Europie i że Amerykanie, jako bardziej przyzwyczajeni do wolności, będą mieli większą trudność z zaakceptowaniem tego, że wszystkie pojazdy są stale monitorowane. Europejczycy powiedzą „no tak, to dla naszego bezpieczeństwa” i uznają, że tak musi być.

Od 2026 r. wszystkie nowe samochody w Unii Europejskiej muszą być wyposażone w system monitorowania skupienia kierowcy

Będzie się to nazywało DMS – Driver Monitoring System – i stanowi część wielkiego europejskiego planu, żeby zmniejszyć o połowę liczbę wypadków drogowych. Cały ten wielki plan został zapoczątkowany już w roku 2009 pod nazwą GSR – General Safety Regulations. To za sprawą GSR mamy w samochodach obowiązkowe systemy kontroli trakcji i stabilizacji toru jazdy czy system eCall do automatycznego powiadamiania służb w razie wypadku.

DMS będzie „patrzył” na kierowcę i monitorował jego zachowanie

Zresztą już patrzy w wielu samochodach, o czym pisałem przy okazji Mazdy CX-60. Tak samo jest również w Lexusie LM. Mazda akurat w komunikacie prasowym na temat CX-60 przyznaje, że kamerka skierowana na kierowcę rozpoznaje jego rysy i dzięki temu kiedy dany użytkownik zajmuje miejsce w fotelu, to auto może od razu dostosować  swoje ustawienia do jego zapisanych wcześniej preferencji. Czyli po prostu filmuje nas jak siedzimy w fotelu, przez co producent wie, kto prowadzi auto, nawet jeśli nie zna nazwiska tej osoby – ale ma jej wizerunek. W tym momencie następuje gwałtowne zaprzeczanie, że absolutnie tak nie jest i kamerka jedynie zapamiętuje charakterystyczne elementy naszej twarzy, ale składuje je tylko w pamięci samochodu. Która to pamięć samochodu jest zapewne przechowywana na jakimś dysku zewnętrznym.

Oczywiście nie twierdzę, że tak robi tylko Mazda. Mazda jako jedyna miała odwagę się do tego przyznać. Wszyscy inni producenci robią to w milczeniu, lub twierdząc, że ich systemy monitorowania kierowcy ograniczają się do sprawdzania, czy patrzy na drogę. Tak, z pewnością, mając w aucie zainstalowaną kamerę skierowaną na twarz prowadzącego, w ogóle jej nie filmują, nie nagrywają, nie przetwarzają i nie przekazują tych danych na żądanie władz. Sto procent że nie. Każdy, kto twierdzi inaczej, musi nosić foliową czapeczkę.

Stąd już tylko krok do powiązania twarzy prowadzącego z możliwością dezaktywacji pojazdu

Następnie będziemy na wszelkie sposoby zapewniani zarówno przez Unię Europejską, że ten system w żadnym razie nie służy do kontrolowania naszych zachowań i nie ma żadnej możliwości, żeby władze korzystając z funkcji tego systemu mogły zdezaktywować nam samochód.

A potem na Youtube wpadnie film, gdzie policja w jakimś europejskim mieście goni uciekających terrorystów, i w pewnym momencie ich samochód znienacka się zatrzymuje, a światła awaryjne włączają się same, i cała ta narracja że auta nie da się zdalnie zatrzymać, pójdzie do kosza. Nie ma żadnego powodu, żeby rząd rezygnował z kawałka władzy, który jest mu dawany na tacy.

Zresztą naiwny jest ten, kto sądzi, że to już nie działa. Oczywiście że działa, tyle że nie w każdym aucie. Znam jednak historię, jak pewna pani postanowiła nie oddać drogiego wozu z salonu, który wypożyczyła na weekend w ramach jazdy próbnej. W poniedziałek się nie pojawiła, we wtorek też go nie oddała, a telefonu pewnie nie mogła odebrać. Obsługa salonu zdalnie wyłączyła auto i wtedy pani zadzwoniła cała zła, że samochód się zepsuł. „Już wysyłamy lawetę”.

Na razie jednak ta dezaktywacja nie występuje w połączeniu z naszym wizerunkiem. W przyszłości te rzeczy będą skorelowane i po zajęciu miejsca za kierownicą system najpierw sprawdzi, czy nie mamy aktywnego zakazu prowadzenia pojazdów. Nie, tak NA PEWNO NIE BĘDZIE!!! Foliowa czapeczka, natychmiast!

Z czasem doczekamy się „burner car”, jak „burner phone”

Osoby, które mają coś na sumieniu, będą z rozmysłem wybierały starsze samochody, żeby te ich nie śledziły. Mała jest szansa, że rząd będzie zdalnie mógł zablokować nam Lanosa. A to dla odmiany będzie pomagało policji w wykrywaniu takich osób, bo będą się wyróżniały na ulicy.

W najdalszym planowanym stadium to wszystko zostanie połączone z prywatnym kontem kredytów emisyjnych, o których już parę razy słyszałem. Pewnego dnia po zajęciu miejsca za kierownicą, gdy już zostaniemy poproszeni przez auto o zdjęcie maseczki i ciemnych okularów, dowiemy się, że nasz kredyt emisyjny został wyczerpany i od tej pory możemy jeździć na rowerze do czasu odnowienia się limitu. Ale w tym celu trzeba będzie masowo pozbyć się starych samochodów, które tej technologii nie mają – i dlatego rząd w bliskiej kooperacji z producentami aut forsuje pomysł stref czystego transportu.

Kiedy wchodzi ten cały DMS?

Już w przyszłym roku. Od połowy 2024 r. nowe auta będą obowiązkowo monitorowały naszą twarz, ale z ograniczeniem do nowowprowadzanych modeli. Od 2026 r. będzie to wymagane w każdym nowym samochodzie, niezależnie od jego stażu rynkowego.

Ale pamiętajcie, to wszystko jest tylko dla naszego bezpieczeństwa. DMS pozwoli uratować podobno 24 tys. osób rocznie, a może 14 tysięcy? Bez różnicy.

Mam na głowie już tyle foliowych czapeczek, że muszę schylać się przechodząc przez drzwi.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać