Wiadomości

Obowiązkowe kaski dla rowerzystów to marzenie zatroskanych. Poseł walczy o ten „symbol odpowiedzialności”

Wiadomości 25.07.2023 101 interakcji

Obowiązkowe kaski dla rowerzystów to marzenie zatroskanych. Poseł walczy o ten „symbol odpowiedzialności”

Piotr Barycki
Piotr Barycki25.07.2023
101 interakcji Dołącz do dyskusji

Eureka. W końcu. Nareszcie. Ktoś w rządzie po latach zaniedbań postanowił zatroszczyć się o bezpieczeństwo rowerzystów i wystosował do ministra infrastruktury odpowiednią interpelację. Rowerzyści mogą odetchnąć z ulgą, podobnie jak Zatroskani Obywatele, którzy podnieśli ten problem.

Na początek mała wstawka techniczna o tym, jak działają interpelacje od strony osób, które lubią je w ramach hobby czytać. Otóż najpierw na liście nowych interpelacji pojawia się sam numer, dane zgłaszającego i opis, a na faktyczną treść zgłoszenia trzeba chwilę poczekać. Emocje były więc w redakcji – a przynajmniej jej rowerowej części – ogromne, kiedy w spisie nowych interpelacji pojawiła się ta o numerze 42924, skrywająca się pod obiecującym tytułem „Interpelacja nr 42924 do ministra infrastruktury w sprawie zwiększenia bezpieczeństwa rowerzystów”.

Ważny temat, trzeba go regularnie podnosić i to z różnych perspektyw, bo bezpieczeństwo na drodze to bardzo skomplikowany i wielowarstwowy temat. Tym bardziej, jeśli dotyczy on bezpieczeństwa niechronionych, najbardziej narażonych uczestników ruchu.

Obstawiałem wprawdzie, że po ujawnieniu treści okaże się, że rozwiązaniem mogącym poprawić bezpieczeństwo rowerzystów byłby zakaz jazdy na rowerze, bo brak jazdy na rowerze oznacza ostateczne bezpieczeństwo rowerzystów, ale nie. Prawdziwa treść interpelacji była inna – nawet bardziej zaskakująca.

Przychodzą do mnie zaniepokojeni obywatele i pytają…

Tak mniej więcej zaczyna się ta interpelacja. Zatroskani obywatele przychodzą do biura posła i wielokrotnie (!) zwracają uwagę na to, że…

… uwaga…

… „w polskich przepisach prawa do chwili obecnej nie zostały uregulowane przepisy dotyczące obowiązku poruszania się rowerzystów kaskach”.

Chciałbym bardzo poznać ludzi, którzy faktycznie z takimi sprawami przychodzą do poselskiego biura. Albo jednak nie chciałbym. Albo chciałbym, ale pod warunkiem, że między nami byłaby gruba szyba, a komunikacja odbywała się przez zamontowane na ściankach telefony.

Tak, dobrze czytacie, bezpieczeństwo rowerzystów poprawi zmiana przepisów w kwestii obowiązku noszenia kasku. Ale to nie wszystko.

Poseł przywołuje przy tym szereg argumentów za takimi zmianami. W tym taki, że w samochodzie trzeba zapinać pasy, że kaski uchronią rowerzystów przed konsekwencjami wypadków, że mogłyby się stać „symbolem odpowiedzialności” oraz że w sumie jednak nie uchronią ich przed konsekwencjami wypadków, ale jednak zmniejszą liczbę urazów wynikających z tych wypadków, więc rzadziej będą musieli działać lekarze i pogotowie ratunkowe, więc zyska budżet.

Szkoda tylko, że w interpelacji nie zostały podane żadne przykłady badań w tym temacie, które poparłyby którekolwiek z tych tez. Poseł jedynie zwrócił uwagę na to, że „kwestię tę należy zbadać”, co jednak w żaden sposób nie przeszkodziło w podsumowaniu, że takie zmiany należy wprowadzić i wszyscy na tym zyskają. Problem tylko taki, że takie ciekawe badania są, można je znaleźć i sprawa nie jest do końca taka piękna i jasna, jak się wydaje. To badanie też warto przeczytać (najlepiej przed napisaniem interpelacji), jeśli chodzi o skuteczność kasków np. przy kolizji z samochodem, a także to, które pokazuje zależność ryzyka poważnego urazu głowy w zależności od… wieku. Przy okazji polecam też zapoznać się w ramach ciekawostki ze skalą pionową na ostatnim wykresie i tym, ile kilometrów przejechanych rowerem uwzględnia.

Poseł w interpelacji zadał też 4 pytania, z czego na 3 nie mogę odpowiedzieć, bo nie jestem ministrem infrastruktury (ale to by było dobrze), ale jedno jest szczególnie ciekawe. Brzmi ono:

Czy istnieje możliwość wprowadzenia do kodeksu ruchu drogowego sankcji za brak kasku podczas podróży rowerem?

I na to bardzo chętnie odpowiem. Zaczynając od tego, że w Polsce nie ma czegoś takiego jak kodeks ruchu drogowego i jestem prawie absolutnie pewien, że wysyłając zapytanie do ministra infrastruktury, pełniąc przy tym teoretycznie istotne społecznie funkcje, wypadałoby o tym wiedzieć. Jest ustawa Prawo o Ruchu Drogowym i na miejscu właściwego ministra zbijałbym z automatu wszystkie pytania, w których ktoś pisze o kodeksie drogowym.

Po drugie – ustawa Prawo o Ruchu Drogowym nie przewiduje w żadnym miejscu sankcji za cokolwiek. Jej celem jest określenie, co można robić i w jaki sposób, a czego nie można. Za sankcje odpowiedzialny jest – przeważnie w tym przypadku – kodeks wykroczeń i bazujący na nim taryfikator mandatów.

Więc niestety nie – nie można wprowadzić takich zmian do kodeksu ruchu drogowego, bo ten nie istnieje, oraz nie można wprowadzić do PoRD sankcji, bo ta ustawa kompletnie do tego nie służy.

No ale może powinien być obowiązek jazdy w kasku?

Oczywiście, bo kaski są ładne, drogie, mają duże albo bardzo duże logo drogiego producenta, a do tego świetnie się w nich przechowuje okulary, jeśli akurat nie są potrzebne. Oraz dzięki nim nie widać na zdjęciach, że człowiek trochę za wcześnie łysieje na czubku głowy – same zalety.

Tak po prawdzie to nie przypominam sobie, żebym w ciągu ostatnich lat chociaż raz wyszedł na rower bez kasku. Czyli w sumie powinienem być za wprowadzeniem takiego obowiazku – skoro sam zawsze noszę, to chyba coś w tym jest.

Problemy są tylko dwa. Pierwszy jest taki, że moje wykorzystanie roweru jest w 99,99 proc. sportowo-rekreacyjne, a nie transportowe i obecność kasku na głowie w niczym mi nie przeszkadza. Nie mam problemu z tym, że zepsuje mi fryzurę (jakbym w ogóle jakąś miał), że zapoci mi się w nim głowa, że nie będę miał co z nim zrobić w pracy, kinie albo w sklepie. Zakładam, jadę, wracam, ściągam, jest czysto.

W wydaniu czysto transportowym, gdzie ktoś ma przejechać 2 km do sklepu po zakupy albo przejechać przez wieś z domu do jedynego sklepu w okolicy, obowiązek zakładania kasku zaczyna być już trochę mniej oczywisty. Niższe prędkości, mniejsze dystanse, zdecydowanie mniejsze ryzyko. Nie zerowe, ale jest taki poziom niewielkiego ryzyka, przy którym wprowadzanie regulacji jest tak zbędne, że nie ma sensu ich wprowadzać, bo ludzie i tak uznają je za absurdalne i postanie kompletnie martwy przepis.

Zresztą podział na „sport” i „transport” fantastycznie widać w – nie zgadniecie – Holandii. W ciągu tygodnia i godzin pracy zobaczenie kogoś w kasku, niezależnie od wieku, jest właściwie niemożliwe. Kończy się praca, ludzie wracają do domów, zmieniają rower miejski na szosowy i nagle ulice robią się pełne osób w kaskach na głowach. A mimo to jakoś trup nie ściele się gęsto.

Może więc są lepsze sposoby na poprawienie bezpieczeństwa rowerzystów, na które wpadli Holendrzy, a my jakoś nie potrafimy. Nie wiem, co to może być, ale wiem za to, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy przejechałem 12 000 km i kask uratował mi głowę raz – w sytuacji, kiedy wyłożyłem się na asfalt, próbując zgodnie z przepisami wjechać na drogę rowerową, która… zdecydowanie nie była przystosowana do tego, żeby w tym miejscu na nią wjechać. Od tego czasu, nauczony doświadczeniem, przeważnie po prostu zatrzymuję cały ruch na jezdni za sobą, zasiadam z roweru i wnoszę go sobie na DDR-a.

To może przy takich atrakcjach faktycznie te kaski powinno się nosić, nawet na te dwa kilometry jazdy do sklepu. Albo w sumie dlaczego nie pojechać tam autem…

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać