Ciekawostki / Klasyki

Do kupienia jest dobry benek w kombi, nie ma to jak profanacja limuzyny w porze obiadowej

Ciekawostki / Klasyki 06.09.2022 16 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 06.09.2022

Do kupienia jest dobry benek w kombi, nie ma to jak profanacja limuzyny w porze obiadowej

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski06.09.2022
16 interakcji Dołącz do dyskusji

Dziwi mnie, że Bentley robi SUV-y, a nie robi wersji kombi. Na szczęście ktoś uratował temat i takie kombi ulepił, w dodatku wyposażając je w napęd 4×4. Historia z tym związana jest ciekawa, ale nieco smutna. 

Jest na świecie przynajmniej jedna osoba, która uwielbia wersje kombi aut nigdy nieprodukowanych jako kombi. Jest to oczywiście sułtan Brunei, który przez lata regularnie zamawiał różne pojazdy z nadwoziem kombi, jakich byśmy się w życiu nie spodziewali. Wśród nich było sporo Bentleyów, a jeden z modeli Bentleya doczekał się nawet półoficjalnej wersji kombi pod nazwą Val d’Isere. Budował ją zapewne Robert Jankel, właściciel brytyjskiej firmy karoseryjnej.

W kolekcji sułtana znalazł się taki Bentley, ale w kolorze żółtym, który sułtan uwielbia.

Jednak to stary wóz, po nim sułtan zamówił jeszcze zapewne jedną lub dwie sztuki Bentleya Arnage z nadwoziem kombi. Pisał o tym Doug DeMuro na Autotrader. Czarny wóz ze zdjęcia poniżej to Arnage, ale przerobiony przez zupełnie inną firmę niż ten, do którego zaraz dojdziemy.

Problem polega na tym, że po zleceniach od sułtana do przerabiania Bentleyów dorwali się amatorzy

Powinni dawać na to jakąś licencję albo coś, wiecie jak jest, coraz więcej amatorów się pcha do zabawy. W każdym razie o ile Bentley sułtana był przerobiony znakomicie, linia okien wygląda jak z fabryki i ogólnie samochód jest 100% spójny, o tyle w Niemczech jest na sprzedaż Bentley Arnage kombi – podobno „JEDYNY TAKI” – w którym nikt się już aż tak nie postarał. Wyszło…

No tak średnio, bym powiedział

Zdjęcia są zrobione tak, żeby nie było widać samochodu. Gdyby ktoś odszedł od niego choćby o 2 kroki, zauważyłby jak bardzo jest on nieproporcjonalny. Jak bardzo linia trzeciego okna nie schodzi się z linią okna drzwi tylnych, powodując wrażenie że samochód się łamie. Wydaje się, jakby ktoś robił go tak na 20% postarania. Trzecie boczne okno w ogóle jest z innej parafii, a tylna klapa – śmiesznie mała. Na wszelki wypadek nie pokazano też bagażnika i otwierania tylnej klapy. Nawet nie chcę wiedzieć, co tam się musi dziać. Cena za ten samochód to w przeliczeniu 611 tys. zł, za wóz z 2002 r., który ktoś pociął, polepił, pospawał jak umiał, a potem wszystko oblakierował po wierzchu. Wiem kto, czytajcie dalej.

bentley arnage wagon

To teraz posłuchajcie historii tego egzemplarza, bo jest niezwykła

Zamówił go w 2001 r. włoski biznesmen, mieszkający w Monaco i w St. Moritz w Szwajcarii. Po zakupie nowiutkiego Bentleya wysłał go do Stanów Zjednoczonych, gdzie firma Genaddi Designs przerobiła go na kombi. Na tym przeróbki nie zakończyły się, ponieważ dodano mu jeszcze układ 4×4 z Cadillaca Escalade i parę innych gadżetów. O dziwo, włoski inwestor nie był zadowolony z tego co mu dostarczono – powiedział że wygląd spoko, fajnie że ma 4×4 i że dołożyli mu podwójny szklany dach, ale wnętrze jest paskudne. Nakazał więc przewiezienie auta do Pininfariny, gdzie zamontowano trzecie już wnętrze – wciąż w nowiutkim samochodzie.

Przez następnych 15 lat Bentley jeździł z Monaco do St. Moritz, pokonując tylko 39 000 km, co roku jeżdżąc do ASO Bentleya na pełen przegląd. W 2017 r. trafił na sprzedaż do domu aukcyjnego Arcturial, który wycenił wartość licytacji na 80-160 tys. euro – biorąc pod uwagę, że auto jako nowe kosztowało 900 tys. dolarów, była to szokująca utrata wartości. Co gorsza, auto się wówczas nie sprzedało, prawdopodobnie z powodu potencjalnych trudności z rejestracją tego z uwagi na przeróbki (a to nie wystarczy mieć pieniądze?). I dziś, po 20 latach od zbudowania ten niezwykły, choć nieco wątpliwy wizualnie egzemplarz ponownie wypłynął u jakiegoś niemieckiego Mirka, który ma 1 gwiazdkę na 5 w ocenach na Mobile.de, a sam wóz kiśnie pod chmurką. Smutny koniec króla trasy Monaco-St. Moritz.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać