Klasyki

Oto Ferrari, którym nie żal jeździć na co dzień. Choć zapach wnętrza czuć już na zdjęciach

Klasyki 16.11.2020 78 interakcji
Piotr Szary
Piotr Szary 16.11.2020

Oto Ferrari, którym nie żal jeździć na co dzień. Choć zapach wnętrza czuć już na zdjęciach

Piotr Szary
Piotr Szary16.11.2020
78 interakcji Dołącz do dyskusji

Jeden z amerykańskich dealerów samochodów klasycznych ma w ofercie coś nad wyraz ciekawego – to ostatni wyprodukowany egzemplarz Ferrari 250 GT Coupe Pinin Farina. Cena? Przeraża.

Gdy przy nazwie Ferrari pojawia się liczba 250, większości fanów tej włoskiej marki kojarzy się on przede wszystkim z ekstremalnie drogim modelem 250 GTO. Nic dziwnego – ten model nadal dzierży palmę pierwszeństwa w kategorii „najdroższy samochód świata”. W 2018 r. jedno z takich aut sprzedało się za mniej więcej ćwierć miliarda zł.

W praktyce jednak w gamie Ferrari 250 różnych aut było tyle, że nie podejmuję się ich zliczenia. Wspomniane GTO, 250 P i 250 LM z silnikami umieszczonymi centralnie, a także cała seria modeli GT. Wśród tych ostatnich znalazły się zarówno samochody budowane z myślą o użytku na torach wyścigowych, jak i na drogach publicznych. Pierwszym modelem z serii było Ferrari 250 GT Europa, zaprezentowane w 1954 r.

4 lata później na rynku pojawiło się Ferrari 250 GT Coupe Pinin Farina

fot. Gullwing Motor Cars

Pod względem technicznym pojazd nie różnił się zanadto od innych modeli tej serii, ale zupełnie nowe nadwozie zaprojektowano z myślą o ułatwieniu produkcji. Widać to było po liczbie wyprodukowanych egzemplarzy: podczas gdy inne 250 GT powstawały w sile od kilku do niespełna 100 egzemplarzy, to w rubryce „Coupe Pinin Farina” można było zapisać 353 wyprodukowane auta.

To co prawda nie jest oferowany na sprzedaż egzemplarz, ale w ogłoszeniu nie ma żadnego zdjęcia tyłu auta, więc macie takie.

Za napęd odpowiadał silnik V12 Tipo 128 zasilany trzema gaźnikami Webera. Jego konstrukcję w trakcie produkcji auta nieco modyfikowano, ale nie zmieniały się osiągi –  z 3 l pojemności wyciągano 240 KM. To stado było kierowane na tylną oś za pośrednictwem manualnej skrzyni biegów (w późniejszym czasie uzbrojonej w elektrycznie włączany nadbieg), a za wytracanie prędkości odpowiadały początkowo hamulce bębnowe; w drugiej połowie 1959 r. ustąpiły one miejsca hamulcom tarczowym Dunlopa.

fot. Gullwing Motor Cars

Jedno z takich aut ma na sprzedaż amerykański dealer Gullwing Motor Cars

To ostatni wyprodukowany egzemplarz. W pewnym stopniu odzwierciedla to zapewne cena, ponieważ niebieskie Ferrari 250 GT Coupe Pinin Farina kosztuje 425 tys. dol. (ponad 1,6 mln zł). I teraz pora na małe wyjaśnienie – inne egzemplarze tego modelu sprzedają się drożej, zwykle osiągając ceny na poziomie ok. 600 tys. dol. Widoczny na zdjęciach samochód o numerze 2081GT tyle nie kosztuje z tego prostego względu, że jest po prostu gratem – choć mechanicznie sprawnym. Po stronie zalet należy zapisać m.in. fakt posiadania oryginalnego, nigdy nie wymienianego silnika. Sam dealer opisuje pojazd jako idealnego kandydata do renowacji.

fot. Gullwing Motor Cars

No i renowacja jest chyba tym, co należałoby tu zrobić, bo o ile stan nadwozia nawet jakoś szczególnie mi nie przeszkadza, to wnętrze wygląda dość obrzydliwie – głównie przez stan foteli i tapicerki. Podobnie brzydziłem się chyba tylko zagrzybionego wnętrza Opla Corsy B kabriolet, którego miałem kiedyś kupić (ale z powodu grzyba nawet do niego nie wsiadłem). To już nawet przeżarte fotele z prototypu Chevroleta Corvette C1 nie wyglądały tak strasznie – inna rzecz, że tam trzeba było położyć na stół 90 tys. dol. za same fotele, a tu za zaledwie 4,5-krotnie wyższą kwotę mamy całe Ferrari, i to jeżdżące.

fot. Brian Henniker, Gooding & Company

Dobra, plan jest taki

Niech stracę, mogę wziąć to Ferrari 250 GT Coupe PF – może jak będę grać zdecydowanego, to cena będzie trochę niższa. Byłoby zresztą miło, bo samochód sprzedał się w zeszłym roku za 335 tys. dol., po czym niemal natychmiast wystawiono go z ceną wyższą o 90 patyków. Nadwozie zostawię w spokoju, żeby denerwować obserwatorów jego stanem, a zlecę tylko renowację wnętrza, żeby nie denerwować samego siebie jego stanem.

fot. Gullwing Motor Cars

Teraz tylko muszę wpisać w google „chwilówka 2 mln zł”.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać