Wiadomości

Ćwierć mili w 10,665 s. Tak szybki jest seryjny Shelby Mustang GT500

Wiadomości 09.12.2019 140 interakcji
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 09.12.2019

Ćwierć mili w 10,665 s. Tak szybki jest seryjny Shelby Mustang GT500

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk09.12.2019
140 interakcji Dołącz do dyskusji

3..2…1, start! 771-konny Ford Shelby Mustang GT500 pokonuje 400 metrów tylko odrobinę wolniej niż wymawia się jego nazwę. W sam raz, by było się czym chwalić w czasie jedzenia steków z ketchupem.

Wyścigi na ¼ mili zawsze były czymś na wskroś amerykańskim. Myśląc o ściganiu się na „ćwiartkę”, oczami wyobraźni widzimy brzuchatych facetów w baseballówkach, skąpo odziane kobiety z flagami i czujemy zapach smażonych steków zmieszanych z zapachem palonej gumy.

Ale ten sport miał też swoje złote lata w Polsce. Pamiętam, jak w latach 2005-2006 chodziłem na zawody organizowane przez Stowarzyszenie Sprintu Samochodowego na warszawskim lotnisku Bemowo. Miałem wtedy 12 lat, więc musiałem ciągnąć ze sobą tatę. Pewnie się wynudził, ale nie dał tego po sobie poznać.

Było przaśnie, bo do dziś pamiętam, że widziałem wyścig Poloneza z Lanosem. Było też kręcenie bączków na przylotniskowym parkingu. No i sporo tuningu z jego złotych czasów, czyli z ery „Szybkich i Wściekłych”. Płomienie, neony, wielkie tuby basowe i tego typu klimaty.

Na szczęście rywalizacja nie kończyła się na Polonezie.

Audi S4 niejakiego „Ozzza”, biała Corvette Stingray VTG, a wreszcie – szalony GMC Typhoon o mocy (jeśli dobrze pamiętam…) 1200 KM. Jeśli ktoś w tamtych latach interesował się tuningiem i wyścigami na prostej, z pewnością teraz mówi sobie pod nosem „kiedyś to było!”. Ja przynajmniej tak robię.

Na własne oczy widziałem, jak wspomniane GMC pobiło dotychczasowy rekord Polski, przejeżdżając 400 metrów w 9,36 s. Później jeszcze poprawiono ten wynik, schodząc poniżej dziewięciu sekund.

Dlaczego o tym piszę?

Zebrało mi się na wspomnienia z powodu pewnego newsa ze Stanów Zjednoczonych. Otóż, pewien człowiek, który właśnie odebrał z salonu nowiutkiego Forda Mustanga Shelby GT500 (czyli najmocniejszego drogowego Forda w dziejach: 771 KM, 847 Nm, doładowane 5.2 V8), wybrał się nim na tak zwany dragstrip. Albo – inaczej mówiąc – na kreskę, ale niektórym może się to kojarzyć z czymś innym.

Ford Shelby Mustang GT500

To była jego pierwsza przygoda z wyścigami na ćwierć mili w życiu. Jechał z pasażerem i nie wyjął zbędnych rzeczy z bagażnika. Pojechał w 10,9 s, co jest rewelacyjnym wynikiem, jak na auto drogowe.

Później było jeszcze lepiej.

Gdy kazał koledze wysiąść i opróżnił kufer, stoper wskazał 10,770 s. Trzecia jazda zaowocowała wynikiem 10,728 s, bo lepiej wystartował. Za kolejnym razem pobił rekord w kategorii Seryjny Mustang. Jego rezultat to 10,665 s!

Amerykanie są zachwyceni.

Nie dziwię im się, bo – jak już wspomniałem – wyścigi na 400 metrów to jeden z ich ukochanych sportów. Taka wiadomość przysporzyła popularności GT500. O tym wozie zaczęto mówić. Jest o czym. Jest nie tylko potwornie mocny. Ma też interesującą, dwusprzęgłową skrzynię biegów, tryb do rozgrzewania opon (zapewne przydaje się przy wyścigach na 400 metrów) i chłodzenie silnika poprawione względem innych wersji aż o połowę. Red. Szary napisał nawet specjalny artykuł o zawiłościach technicznych tej wersji. Polecam!

Ford Shelby Mustang GT500

Z pomiarów na hamowni, wykonanych ostatnio przez pewnego amerykańskiego youtubera, może wynikać, że producent nie doszacował mocy Shelby Mustanga. Podobno mógł pomylić się nawet o 65 KM.

Jak szybcy są konkurenci GT500?

Główny konkurent tej wersji to oczywiście 707-konny Dodge Challenger Hellcat. Pokonuje ćwierć mili w 10,8 s, czyli odrobinę gorzej. Ale tutaj każdy ułamek sekundy ma znaczenie!

Chevrolet Camaro ZL1 robi to samo w 11,4 s. Trochę wolniej. A co z innymi wozami? 1001-konne Bugatti Veyron podobno przejeżdża ćwierć mili w 9,9 s. Ford GT – w 10,8 s, a Lamborghini Urus – w 11,3 s (w SUV-ie!).

Wiadomo, że na co dzień takie różnice nie mają żadnego znaczenia. Ale przecież czymś trzeba się chwalić, zapijając hamburgera Budweiserem, prawda? Europejczycy robią dokładnie to samo, tyle że chwalą się czasami na Nurburgringu, a zamiast hamburgera jedzą kebsa.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać