Felietony

Foteliki dziecięce a termin ważności, czyli uwaga na wszystkowiedzące madki

Felietony 27.06.2019 187 interakcji
Adam Majcherek
Adam Majcherek 27.06.2019

Foteliki dziecięce a termin ważności, czyli uwaga na wszystkowiedzące madki

Adam Majcherek
Adam Majcherek27.06.2019
187 interakcji Dołącz do dyskusji

Patrząc na zamieszanie wokół fotelików samochodowych dla dzieci zastanawiam się, czemu jeszcze nikt nie wymyślił daty ważności samochodu.

Tymon zaraził mnie graciarstwem. Namówiony przez niego śledzę z zapartym tchem szereg grup typu „uwaga, jedzie śmieciarka”, na których ludzie oddają za darmo niepotrzebne im już rzeczy. O dziwo, na praktycznie każdy wystawiany przedmiot, czy to deska do prasowania z ułamaną nogą, rozpadające się krzesło, czy stare podręczniki do matematyki – zwykle po kilku chwilach pojawia się chętny i dogaduje szczegóły przekazania przedmiotu na priv.

Zdarza się, że ludzie chcą oddać foteliki samochodowe po swoich dzieciach.

I wtedy zaczyna się koszmar. Pod każdym wpisem tego rodzaju pojawia się plaga komentarzy odżegnujących wydającego od czci i wiary, zarzucających mu próbę usiłowania zabójstwa i skazujących zaocznie na najstraszniejsze męki w piekle. I wcale nie przesadzam.

Zatroskani obrońcy małoletnich radzą, by używane foteliki z miejsca wyrzucać do kosza i przy tym koniecznie przeciąć pasy, żeby komuś nie przyszło do głowy jeszcze ich użyć. Korzystanie z używanego fotelika samochodowego to „oszczędzanie na bezpieczeństwie dziecka”, „lekkomyślność” i „skłonność do ryzyka”. Przecież każdy fotelik ma swoją „przydatność do użycia”, po upływie której staje się śmiertelną pułapką! Bo przecież mordercze promienie UV, bo śmiercionośny mróz, bo mikropęknięcia, bo starość, bo nieznana przeszłość – to wszystko sprawia, że jak wsadzać dziecko do fotelika, to tylko do nowego, absolutnie!

Poszperałem chwilę w sieci i wychodzi, że foteliki żyją najkrócej w opisach sprzedawców i ludzi uważających się za promotorów bezpiecznego przewożenia dzieci. 

Jedni mówią, że 4 lata, inni, że 5 to już dużo. Albo nie podają konkretów, ale straszą morderczymi promieniami UV. I zdarza się, że liczą trwałość od daty zakupu, nie produkcji. Widać między chwilą produkcji, a momentem sprzedaży czas fotelików się nie ima. Za to na próżno szukałem konkretów. Żadnych wyników badań, analiz co się dzieje ze styropianem i plastikiem w foteliku, albo z materiałem, z którego uszyte są pasy i metalem, z którego zrobione są zapięcia. Ogólniki – to powinno wystarczyć, żeby odstraszyć od koncepcji używanego fotelika. Jednak postanowiłem poszukać dalej.

Zapytałem polskich przedstawicieli kilku firm produkujących foteliki.

Tu też z poziomem informacji było różnie. Na pytanie czy i kiedy warto kupić używany fotelik samochodowy jeden z importerów odpisał, że „w przypadku zakupu używanego fotelika zalecamy zakup nowego”. No tak, to logiczne, pewnie to samo mógłby odpisać mi importer samochodów, gdybym zapytał o sens kupowania używanego auta. 

Za to ci, którzy podali konkretne dane, nie byli tacy rygorystyczni jak sprzedawcy. „Cykl życia fotelika to max. 11 lat” – odpisał jeden. Inny zwrócił uwagę, że jego foteliki są przeznaczone do korzystania przez 10 lat i zasugerował sprawdzenie stanu plastikowych i styropianowych elementów, zapraszając na kontrolę do jednego ze swoich salonów. 

Był i taki, który przyznał, że jego produkty wykonane są „materiałów stabilizowanych UV by uniknąć efektów starzenia”, więc upływ czasu im niestraszny. Za to zwrócił uwagę na zalecenia Europejskiej Konfederacji Produktów Dziecięcych, według której foteliki z grup 0, 0+ i 1 (0-18 kg) powinny być wykorzystywane do 7 lat, a dla starszych dzieci z grupy 2 i 3 – 10 lat. I odradza korzystanie z używanych fotelików, jeżeli nie mamy pewności, czy nie uczestniczyły w kolizji. To brzmi dosyć rozsądnie.

Przyznam, że na stronie konfederacji takich detali nie znalazłem. Zwrócono tam natomiast uwagę, że używane przedmioty mogą nie spełniać najnowszych standardów bezpieczeństwa, nie ma gwarancji, że nie uczestniczyły w wypadku i często są sprzedawane bez instrukcji obsługi wyjaśniającej jak prawidłowo z nich korzystać. I te argumenty do mnie trafiają.

I teraz właściwie wciąż wiem, że nic nie wiem.

Z jednej strony mam szturm anonimowych fejsbukowiczów, którzy twierdzą, że używane fotele to zło. Pośrodku – sprzedawców, w interesie których jest sprzedawanie nowych foteli. I na końcu producentów, którzy są trochę między młotem a kowadłem, bo z jednej strony powinni sprzedawać jak najwięcej i skracać „okres przydatności do użycia”, a z drugiej nie mogą przesadzać, bo klienci będą szukać tych modeli, które mogą służyć jak najdłużej. 

Tak się zastanawiam: skoro zdaniem „głosu internetu” używany fotelik nadaje się do kosza, to dlaczego nikt nie zaczął produkować fotelików z elementów wykorzystywanych w samochodach? Jakoś nikt nie podnosi larum pod ogłoszeniami na Otomoto i OLX, nie ma pikiet pod komisami. A przecież tam też są stare pasy bezpieczeństwa, starzejące się plastiki, morderczy wpływ mrozu i promieni UV. Albo czemu nikt nie wpada w szał pod propozycjami sprzedaży używanych opon? Te to dopiero są wystawione na działanie czynników zewnętrznych!

Zupełnie nie do pojęcia jest to, że foteliki, które spędzają najmniej czasu w aucie, mają krótsze terminy użycia, niż te, które są zamontowane na stałe. Fotelik z grupy 0 wsadzasz razem z dzieckiem i razem z nim wyjmujesz i zabierasz do domu. Nie stoi na słońcu, nie dręczy go mróz. Czyżby był wykonany z gorszych materiałów, niż te dla większych dzieci? A z drugiej strony, jeżeli nie warto kupować używanego, to po co produkuje się je tak, by miały te 7 lat trwałości? Przecież fotele z grupy 0 to produkty dla najmniejszych dzieci, które nijak nie posłużą jednemu dziecku nawet przez połowę tego czasu. To się nie trzyma kupy!

Zgaduję, że jak zwykle najlepszym wyjściem będzie zachowanie zdrowego rozsądku. 

Moje dzieciaki jeżdżą w fotelikach, które jako nowe kupiłem pół roku temu, przy okazji zmiany samochodu. Kupiłem nowe, bo chciałem dwa identyczne, a trudno o taki zestaw z drugiej ręki. Za to każdy poprzedni fotelik bez problemu sprzedałem na OLX. Każdy był produktem renomowanej firmy, w świetnym stanie i żaden nie uczestniczył w najdrobniejszej nawet kolizji. I jakoś jestem przekonany, że ci, którzy je kupili zrobili lepszy interes, niż wybierając nowe, marketowe no name’y, które przeszły tylko minimalne testy dopuszczające je do sprzedaży. I czuję, że dbają o swoje dzieci lepiej, niż ci, którzy wierzą w zbawczą moc produktów typu superpasy za 99 zł.

Myślę sobie, że producenci fotelików nie mogą produkować ich z materiałów diametralnie odmiennych od tych, z których korzystają producenci samochodów. A kilkuletnich samochodów raczej nikt nie utylizuje. Zatem gdy następnym razem zobaczysz internetowe nawoływania do „przecięcia i wyrzucenia” 4-letniego fotelika, zastanów się czy nie masz do czynienia z panikującą madką.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać