09.10.2019

Biedni, pokrzywdzeni rodzice ze Snopkowa dowiedzieli się, że istnieje kodeks drogowy

Pojechali na wywiadówkę do szkoły samochodami, zaparkowali byle jak i dostali 44 mandaty. #MUREMZARODZICAMI [ironia]

Sam chodzę na wywiadówki do szkoły, bo ktoś musi. Przeważnie jeżdżę na składaku, ale jak jest paskudna pogoda, to jadę samochodem. Zazwyczaj odpowiednio wcześniej, żeby móc zaparkować możliwie zgodnie z przepisami. Doedukowałem się już gdzie w okolicach szkoły są wyznaczone miejsca parkingowe, a gdzie stoi znak B-36 (zakaz zatrzymywania). I co z tego? Kiedy wychodzę z wywiadówki, nie mam nawet jak dojść do mojego auta zaparkowanego 200 m od szkoły, bo wszystko wokół wejścia jest zawalone postawionymi bez sensu autami. Na całym chodniku, na przejściu dla pieszych, na rogu skrzyżowania, wszędzie stoją wozy rodziców, którzy nie przejmują się tymi głupimi znakami i przepisami. Trzykrotnie zgłaszałem skandalicznie zaparkowane samochody na Straż Miejską, bez rezultatu. Wysłane zdjęcia przepadły. W szczególności pamiętam czarną Toyotę Land Cruiser, która stała prostopadle między autami zaparkowanymi równolegle, a jej prostopadłość podkreślały wymalowane pod nią pasy dla pieszych.

Rodzice ze Snopkowa w woj. lubelskim dowiedzieli się, że przepisy jednak istnieją

A nawet są egzekwowane. W trakcie wywiadówki na miejsce przybyła policja, którą ktoś powiadomił o nieprawidłowo parkujących pojazdach. Policjanci wystawili 44 mandaty w kwocie od 100 do 300 zł, o czym donosi nam Dziennik Wschodni. A to wredni policjanci. Jak oni śmieli postąpić zgodnie z prawem? Najbardziej wzruszyła mnie wypowiedź jednego z rodziców: „Oczywiście winny się czuję, bo przepisy są jasne i nie będę się odwoływać. Tyle, że to była wyjątkowa sytuacja”. Haha, jak mówi młodzież. Wyjątkowa sytuacja to byłaby, gdyby nadchodziła fala powodziowa i trzeba byłoby usunąć pojazdy z jej drogi, żeby nie doszło do zalania, zwarcia instalacji i pożaru. Wtedy pewnie można byłoby je poustawiać gdziekolwiek, aby tylko nie dopuścić do groźnej sytuacji. Nie bardzo jednak ta wyjątkowość klei mi się z wywiadówką, która była zaplanowana o wiele wcześniej i wszyscy wiedzieli, że nastąpi.

Ponoć w okolicy sytuacja z miejscami parkingowymi jest bardzo trudna

To wieś, więc nie ma co się spodziewać rozległych parkingów. Oczywiście jako że to wieś, trudno się też spodziewać dogodnej komunikacji publicznej, ludzie przyjeżdżają więc samochodami. W ogóle ich za to nie winię, nikt nie będzie szedł kilku kilometrów w październikowej mżawce na wywiadówkę. Niestety, jeśli gdzieś parkować nie wolno, to trzeba znaleźć inne miejsce albo poprosić szkołę o wyznaczenie, gdzie można w tym dniu zaparkować. Może na przykład szkoła na ten wyjątkowy dzień wywiadówki może dogadać się z okolicznym kościołem, albo zawnioskować o przeznaczenie jednego pasa drogi na parkowanie pojazdów? Takie rzeczy są zupełnie wykonalne, nawet w mojej okolicy jest ulica dwupasmowa, która w weekendy staje się jednopasmowa, bo prawy pas to parking – ale tylko w sobotę i niedzielę.

Chociaż jestem „samochodziarzem”, w tej sprawie jestem #teampolicja

Widząc to, co dzieje się pod szkołą do której chodzą moje dzieci – codziennie, nie tylko podczas wywiadówek – popieram skuteczniejsze egzekwowanie zakazów parkowania. Oczywiście popieram też wszelkie koncepcje budowy dodatkowych parkingów, ponieważ uwielbiam parkingi, nawet gdy są płatne (po prostu lubię patrzeć na samochody), ale nie znajduję wystarczającego wytłumaczenia dla „zaparkowałam na trawniku/chodniku bo nigdzie nie było miejsca”. Jest to argument z rodzaju „jechałam po chodniku bo był korek, a mi się spieszy” itp. wymysły. Jak mówili komuniści po 1956 r. – komunizm tak, wypaczenia nie. Parkingi tak, wypaczenia nie!