20.01.2020

Suzuki Jimny niczym kameleon. Może być nawet Defenderem

Jeśli jakimś cudem udało ci się kupić nowe Suzuki Jimny, możesz zaskakiwać sąsiadów i co jakiś czas zmieniać je w inny samochód. Oto bodykit „a’la Defender”.

Zakup nowego Jimny to nie jest prosta sprawa. Ograniczone moce produkcyjne fabryki, długi czas oczekiwania, spekulanci sprzedający wyprodukowany samochód za wyższą cenę… Załóżmy jednak, że już ci się udało. Wymarzona, mała terenówka stoi przed domem. Co dalej?

Może czas na metamorfozę?

Załóżmy, że twoja lista marzeń z napędem na cztery koła nie kończy się na Suzuki. Chciałbyś mieć Defendera, a może nawet Mercedesa G.

Wyjścia są dwa. Możesz odkładać pieniądze na używanego Land Rovera albo na leasing Mercedesa. Lub sprawić, by twoje Jimny stało się do nich podobne.

Z pomocą przybywa firma DAMD.

Pod tym interesującym skrótem kryje się japońskie przedsiębiorstwo Dream Automotive Development & Design. Oferuje bodykity mające upodobnić Jimny do różnych znanych, większych i droższych terenówek.

Zaczęło się od zestawu „a la Mercedes G”. Firma DAMD nie była zresztą jedyna, bo na podobny pomysł wpadło np. Liberty Walk. Pisaliśmy o tym.

W ofercie są też bodykity, które sprawiają, że Jimny zaczyna wyglądać jak Ford Bronco albo Suzuki Jimny z lat 70. A najnowszym dziełem firmy jest zestaw upodobniający do Land Rovera Defendera. Nazywa się „Little D”.

Kosztuje 490 000 jenów.

W przeliczeniu na złotówki, to około 17 000. Pomalowanie go w kolorze nadwozia wymaga dopłaty 78 000 jenów (2700 zł). W skład zestawu wchodzą m.in. grill, zderzaki, maska, chlapacze czy emblematy z nazwą przeróbki.

Jak wygląda?

Moim zdaniem, bardzo dobrze, zwłaszcza jeśli Jimny jest w jakimś „militarnym” kolorze w rodzaju zielonego czy szarego. Czarne też powinno prezentować się dobrze. Można więc kupić taki zestaw i zmienić Jimny w prawie-Land Rovera. A jeśli ktoś ma wystarczająco dużo pieniędzy, może kupić kilka bodykitów i zakładać je co kilka miesięcy. Raz Suzuki będzie udawać Forda, raz Mercedesa, a później znowu będzie sobą. Sąsiedzi postradają zmysły.

Mam jednak pewien problem z takimi przeróbkami. Są estetyczne i (chyba) porządnie zrobione. Tyle że nie lubię wszelkiego rodzaju replik. Nie trawię przeróbek „Old2New”, zarówno tych zaawansowanych (W124 na „Okulara”, pamiętacie to?), jak i delikatnych, w stylu zakładania poliftowych zderzaków do starszej wersji. Wyznaję zasadę „Chcesz mieć jakieś auto? Kup je”, a nie „Przerób swoje tak, by wyglądało jak tamto”.

Dlatego ja podziękuję. Ale szacun dla Japończyków za pomysłowość.