Wiadomości

Prawie nowe auta nie przechodzą badania technicznego przez DPF. A szpadel dalej kopie

Wiadomości 22.04.2024 340 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 22.04.2024

Prawie nowe auta nie przechodzą badania technicznego przez DPF. A szpadel dalej kopie

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski22.04.2024
340 interakcji Dołącz do dyskusji

Podczas niemieckich badań technicznych coraz częściej zdarza się, że prawie nowe samochody nie spełniają normy emisji cząstek stałych. Wszystko przez nową aparaturę, która nie ma żadnej litości i sprawdza dokładnie, ile PM emituje samochód. 

Pierwsze badanie techniczne następuje zwykle po 3 latach. Tak jest w Polsce czy w Niemczech. Stanowi ono raczej formalność, naprawdę mało który samochód w wieku 3 lat nie przechodzi badania technicznego. Tak było do tej pory, ale teraz sytuacja się zmieniła. W Niemczech do gry weszła nowa aparatura, która bada dokładnie, ile auto emituje i nagle prawie nowe wozy z silnikami wysokoprężnymi wyjeżdżają ze stacji kontroli z wynikiem negatywnym, ponieważ emitują zbyt dużo cząstek stałych.

Problem dotyczy samochodów marki Ford z silnikiem 1.5 TDCi

Użytkownicy składają skargi do producenta, ponieważ według diagnosty jedynym sposobem jest wymiana filtra cząstek stałych za ponad 3000 euro. Jest to skandalicznie duży wydatek w przypadku trzyletniego samochodu, a na razie nie ma filtrów zamiennikowych. Producent przewiduje aktualizację oprogramowania, co ma podobno pomóc.

Tak naprawdę obecna norma pomiarowa w Niemczech jest i tak bardziej liberalna niż dopuszczalna, homologacyjna zawartość cząstek stałych. Aby przejść badanie techniczne z wynikiem pozytywnym, trzeba mieć mniej niż 250 tys. cząstek na 1 ccm. W przypadku „idealnego” filtra ten wynik byłby bliższy 10 tys./1 ccm. Ponad 32 tys. aut w wieku 3 lat z silnikiem Diesla nie przeszło badania technicznego, co oznacza mniej więcej 3,4 proc. porażek. Jest to zadziwiająco dużo.

ford fiesta lifting

Oczywiście nie wiadomo, czy wyprodukowanie nowego filtra sadzy i jego wymiana nie wyemituje więcej cząstek stałych w procesie produkcji niż gdyby zostawić temat w świętym spokoju. Ale prawo to prawo, a prawo wymaga, żeby filtr cząstek stałych był skuteczny. Nie ma znaczenia, czy samochód jest nowy czy stary, i ile kilometrów przejechał – pod uwagę nie bierze się żadnego zużycia wynikającego z eksploatacji. Samochód ma działać tak samo, tak samo ten nowy, jak i 20-letni. Tak jak szpadel, który jest urządzeniem na tyle prostym, że niezależnie od wieku, dziurę wykopie tak samo. Tylko że samochód, zwłaszcza nowoczesny, już prosty nie jest.

To wszystko prowadzi do ciekawego wniosku

Od lat słychać, że nowoczesne samochody nie są już tak trwałe jak kiedyś – większe skomplikowanie, większe wysilenie przekłada się na mniejszą trwałość. Problem w tym, że to nieprawda. Nowoczesne silniki, poza kilkoma jednostkami z wpadką, są naprawdę odporne i dopracowane. Po prostu nowoczesne samochody mogą jeździć i 20-25 lat, ale bez zachowywania swoich pierwotnych własności. To znaczy – nie ma szans, żeby 10- czy nawet 7-letnie auto miało te same emisje co nowe. Można na to przymknąć oko i uznać, że to normalne, i pozwolić ludziom użytkować swoje samochody tak długo, jak ma to sens ekonomiczny. Można też zmusić ludzi do wymiany aut co trzy lata, uznając że po tym czasie coś już może być nie tak, więc należy to zutylizować i wyprodukować nowe.

odtwarzacz CD w samochodzie

I jeszcze na koniec kamyczek do mojego ogródka

Jeśli trzyletnie samochody nie przechodzą badania technicznego, bo emitują zbyt dużo cząstek stałych, to czy powinno się je wpuszczać do strefy czystego transportu? I jeszcze dalej: jeżeli stare samochody tak istotnie rozjeżdżają się z tym, co powinny emitować, to jaka jest różnica czy do strefy wpuścimy Euro 3, czy Euro 4? Może należy pójść jeszcze dalej i każdy samochód poddać badaniu na specjalnej, superczułej aparaturze laboratoryjnej, żeby stwierdzić ile emituje – pomiar powtórzyć np. po tygodniu, żeby wykluczyć czynniki przypadkowe – i na tej podstawie kwalifikować do wjazdu? Pytań jest wiele, ale odpowiedź jedna: każdy spalinowy samochód truje. Można przyjąć takie granice pomiaru, z których wyjdzie, że nawet hybryda z Euro 6 udusi nas jak Otello Desdemonę. Wszystko jest kwestią pewnej umowy – traktowanej tak, jakby normy emisji były nam narzucone, jak w „Limes Inferior”.

Samochody stały się po prostu zbyt skomplikowane. Powinny być jak szpadel – służyć tylko do jednej funkcji, czyli do jeżdżenia.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać