29.10.2019

Nowy Land Rover Defender wyceniony w Polsce. Bez 241 900 zł nie podchodź

To już nie jest prosty, spartański wóz do pracy. Defender nigdy nie był tani, ale tym razem wchodzi w zupełnie nowe rewiry cenowe.

Premiera nowego Defendera była chyba najbardziej emocjonującą z tych z tegorocznego salonu we Frankfurcie. Oto wreszcie pojawił się samochód, który ma charakter, jest interesujący i stylowy. Wielu oglądających zapewne pomyślało sobie „chciałbym takiego mieć!”. Obawiam się jednak, że teraz – gdy podano ceny – spora część z nich musi odłożyć marzenia do szuflady.

Bazowa wersja kosztuje w Polsce 241 900 zł.

Mówimy tu o odmianie 90, czyli krótkiej. To spora kwota (poprzednik mógł być prawie o 100 tys. tańszy), ale trzeba przyznać, że nowy Defender jest też całkiem mocny. Już w najtańszej specyfikacji ma 200-konny, dwulitrowy silnik Diesla i automatyczną skrzynię biegów. Poprzednik mógł tylko marzyć o takich mocach (i dobrze, bo by się pewnie przewrócił…). A to dopiero początek: za 261 000 zł można mieć odmianę 240-konną.

Jeśli ktoś woli wersje benzynowe, również za 261 000 zł może mieć wersję 2.0 o mocy aż 300 KM. 336 300 kosztuje za to sześciocylindrowa odmiana 3.0 rozwijająca kosmiczne 400 KM. Czterysta koni w Defenderze. Świat oszalał!

Dłuższa wersja 110 jest nieco droższa.

200-konny diesel kosztuje tu 268 600 zł, a 240-konny: 287 800 zł. 300-konny benzyniak to wydatek od 287 800 zł w górę, a za 400 koni trzeba zapłacić 366 100 zł.

Jak na razie, konfigurator na polskiej stronie odsyła do angielskiej wersji językowej. Można tam „złożyć” jedynie 110-tkę. Lista wyposażenia standardowego tego wozu wygląda jednak imponująco. Elektronicznie sterowane, pneumatyczne zawieszenie nie wymaga dopłaty, podobnie jak system „Terrain Response”, pakiet systemów asystujących kierowcy w terenie i na asfalcie, a także reflektory LED, kamera 360 czy nawigacja.

Dopłata do kolejnych wersji wyposażenia (nazwanych 110 First Edition i 110 X) ma sens głównie ze względu na ich bardziej imponujący wygląd. Mają bowiem 20-calowe felgi i pakiety stylistyczne. Choć moim zdaniem absolutnym liderem w kwestii stylu jest odmiana bazowa, z felgami stalowymi.

Ewentualnie, ktoś może skusić się na dopłatę też ze względu na jeszcze bardziej rozbudowany system Terrain Response, reflektory Matrix LED albo lepsze audio. Ale kto kupuje Defendera ze względu na głośniki?

Stalówki wygrywają.

Kto w ogóle go kupi?

Moja teoria jest następująca: nowy Land Rover Defender nie jest propozycją dla tych, którzy chcą jeździć w terenie (choć pewnie świetnie dałby tam sobie radę). Kupią go ci, którym po prostu się spodoba. Ewentualnie ci, którzy chcieliby Mercedesa klasy G, ale mają jednak nieco za mały budżet. Defender robi wrażenie na podobnej zasadzie co Gelenda. I pewnie zabierze jej trochę klientów. A za parę lat będzie można kupić idealne Defendery, które nigdy w życiu nie zjechały z asfaltu.