31.08.2020

Kraina rakiją i gratami płynąca. Miks bałkańskiego złomu

Była Jugosławia to kraina niezwykle fascynująca pod kątem gratów. Lokalne produkty takie jak Yugo mieszają się tutaj z licencyjnymi Renault, po drogach nadal jeżdżą endemity pokroju TAM-ów, a Volkswagen Golf drugiej generacji wyprodukowany w sarajewskiej fabryce TAS, to nadal jeden z podstawowych samochodów. Oto miks gratów sfotografowanych podczas mojego objazdu po Bałkanach.

Od dawna obiecuje sobie, że napiszę książkę o gratach byłej Jugosławii. Nie mogę tylko się do tego zebrać. Może i dobrze, co roku odkrywam kolejne wątki dotyczące motoryzacji tego kraju. Państwo Tito, choć w teorii socjalistyczne, było niezwykle kolorowe pod kątem motoryzacji. Tito dogadywał się zarówno z krajami Układu Warszawskiego, jak i zachodnimi zgniłymi kapitalistami. Fabryki na terenie Jugosławii montowały jednocześnie Duże Fiaty, Renault 4 i Golfy – a to tylko mały wycinek barwnej historii. Co najlepsze, łagodny klimat pozwolił wielu z tych aut przetrwać do dziś. Właśnie wróciłem z objazdu niemal całej Jugosławii (poza Bośnią, której granice pozostawały zamknięte) i przywiozłem spora kolekcję fotografii. W teorii miałem zamiar napisać jakąś relację z wyjazdu, w końcu to była głupia wyprawa Fiatem Argentą i Nissanem Micrą K11 po dziwnych miejscach, ale miks chyba będzie ciekawszy. Załóżmy, że to taka nietypowa forma opowieści o podróży.

Chorwacja, czyli pierwsze graty i oczywiście Volkswagen Golf z TAS.

Nadmorska Chorwacja nie jest już przesadnie graciarska. Całe wybrzeże stara się udawać włoskie kurorty i jeździć niemieckimi samochodami. Dlatego jeśli jakiś grat przetrwał to jest to Volkswagen Golf I z TAS.
Ewentualnie Volkswagen Golf II, również wyprodukowany w Sarajewie.
Niemiecką nudę przełamują Renault R4. Wyprodukowane w fabryce Litostroj w Słowenii auta, w ciepłym klimacie nie chcą umierać.
Kadetty nie są na Bałkanach rzadkim widokiem. Nie mają tam jak zgnić, więc jeżdżą dalej, ewentualnie czekają na lepszy czas na parkingach.
Ktoś w Chorwacji zbiera Tico. Nie mam pytań.
Patologicznych zmodernizowanych Zastav 101 vel 1100p vel Yugo Skala nikt nie zamyka, bo i po co?
Caddy, czyli dobro narodowe Jugosławii. Pierwszą generację na rynek europejski produkowano tylko w Sarajewie. Serio, żaden z nich nie powstał w Niemczech.

Starczy przynudzania, zajrzyjmy do Czarnogóry.

Garbusy, wszędzie Garbusy, potocznie nazywane Buba. Jazda tym autem nie jest nadal niczym dziwnym w byłej Jugosławii. Również produkowano je w TAS, „krajowe” wersje mają literę J na końcu oznaczenia modelu.
Poważny selekcjoner z górskiego miasteczka nad jeziorem Piwo.
Właściciel tego Renault chyba nie słyszał o tym, że samochody na F się psują i rdzewieją.
Doskonale znam tego Peugeota 305. Od kilku lat stoi w centrum wioski, której głównym punktem jest ogromny pomnik z czasów Jugosławii i na wpół opuszczony motel. Kupiłbym kilka części z niego, ale chyba nikt nie wie czyj jest. Albo właścicielowi nie chciało się podejść sprawdzić czemu jakiś Polak kręci mu się wokół auta.
Czarnogórcy są bardzo praktyczni. Ten T3 był kiedyś którąś z droższych, osobowych wersji. Obecnie robi za wypatroszonego blaszaka. Za nim Samara i nieśmiertelny dostawczak z Mariboru w Słowenii – TAM 80. Wiele takich pojazdów nadal ciężko pracuje w Czarnogórze.
Neću ga prodati, popravit ću.
Zastava 750/850, czyli licencyjny jugosłowiański Fiat 600, potocznie nazywany Fica. Jest traktowany podobnie jak u nas Maluch – stał się ikoną popkultury.
Czarnogórcy wysoko cenią sobie stare, proste w naprawie i wytrzymałe ciężarówki. Zarówno TAM-y ze Słowenii, jak i Zastavy z Serbii. Ta tutaj to chyba licencyjna wersja starego Iveco.
Zupełnie normalny sposób trzymania klasyków. Wystarczy trochę cienia, żeby nie płowiały. O wilgoć na południu nie trzeba się martwić.
Volkswagen Golf II, zapewne z TAS. Już drugi w zestawieniu, ale musiałem go dodać by choć trochę oddać skalę jego popularności w Czarnogórze. Tak na oko jeździ nimi 50 proc. populacji, w tym także służby.
Drugi hit Bałkanów, Yugo Koral. Są tam absolutnie wszędzie, jak u nas Polonezy Caro na początku XXI w.
Wróćmy do rzeczy ciekawszych i „konesuara” gnijącego dwa Subaru Leone. To chyba jedyne auta, które dały radę doszczętnie przerdzewieć w Czarnogórze.

Macedonia, czyli graciarski raj.

Maluchy swego czasu były całkiem popularne w Jugosławii. Zyskały przydomek Peglica.
Zastava 900, czyli tak naprawdę Fiat 900T. Nigdy wcześniej nie widziałem jej na żywo. W Skopje właściciel przyszedł z kluczykami, by mi ją pokazać od środka, a potem pomógł z szukaniem części do Argenty. Nie jest to nic dziwnego w tym mieście, mieszkańcy są bardzo przyjaźni i pomocni.
Kolejny Garbus.
I jeszcze jeden. Już nawet nie chciało mi się robić im zdjęć.
Dzień jak co dzień na parkingu galerii handlowej w Skopje.
Ten Forman jest ładny tylko z odległości 5 metrów.
Tak, ktoś w Skopje trzyma na osiedlowym parkingu Fiata 132 i nie boi się, że w nocy złodziej odkręci felgi, by założyć je do Poloneza.
Niby wrasta, a i tak oblachowanie wygląda na zdrowsze niż w moim. Zazdroszczę Macedończykom klimatu.
W Skopje znajdowała się centrala firmy importującej Wartburgi do Jugosławii. Ot, taka wiedza bezużyteczna.
Przyznam, że nie wiem co to za Mitsubishi i na pewno nie widziałem go nigdzie na drodze.
Symbol upadku Muru Berlińskiego. Łada 2101 gnije sobie na osiedlowym parkingu…
…a obok niej wrasta Volkswagen Golf I z TAS.
Na obrzeżach miasta natomiast można trafić na Fiata Campagnolę, który przyjechał z Serbii.
Przybysz z Chin. Te nerki jak w BMW to nie agro-tuning. Wyprodukowała go firma, która w ramach joint venture z BMW wsadza takie grille do absolutnie wszystkiego, co produkuje. Na nic zdały się protesty kierownictwa niemieckiego koncernu.

Skoro o Serbii mowa, to pora jeszcze na chwilę przemieścić się nieco na północ.

Belgrad, jak to duże miasto, wywozi źle zaparkowane i wrastające auta. Na szczęście i tak udało mi się znaleźć kilka dobrych gratów.
Stan idealny, niczego bym nie poprawiał.
Pomijam dostawcze Yugo, ale węgierskich ciężarówek Raba nie widziałem… w sumie to w ogóle ich nie widziałem w ruchu.
W Belgradzie policja jeździ oznakowanym E39. Podobne lecz podobnym, czy jakoś tak. Stylu dodają „zimne łokcie”.
Na koniec mały akcent z Rumunii – Fiat 1800. Nie trzeba się nigdzie włamywać, by go zobaczyć. Stoi normalnie przy stacji benzynowej i nikt mu nawet nie ukradł loga oraz oznaczeń.