Wiadomości

Polski bohater narodowy rodzi się i udziela lekcji – jak daleko można dojechać na zerwanym filmie

Wiadomości 14.03.2023 80 interakcji
Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz 14.03.2023

Polski bohater narodowy rodzi się i udziela lekcji – jak daleko można dojechać na zerwanym filmie

Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz14.03.2023
80 interakcji Dołącz do dyskusji

Ten człowiek odjechał ponad 200 kilometrów od swojego miejsca zamieszkania i nikt nie wie dlaczego i po co.

Jeśli istnieją zawody w byciu naczyniem, które nosi wodę, dopóki mu się ucho nie urwie, to mamy zwycięzcę. Jednocześnie jest to zwycięzca w naszym sporcie narodowym, czyli w chlaniu i wsiadaniu za kierownicę. Przynajmniej mocny kandydat, bo w sumie to nie wiem, czy zwycięża człowieka z kilkoma sądowymi zakazami prowadzenia pojazdów. Na pewno nawiązałaby się równorzędna walka. O tym bohaterze donosi policja z Garwolina.

Dzban, który niósł wódę przez 200 kilometrów

Temu naczyniu urwało się ucho po przejechaniu 200 kilometrów. W zeszłą sobotę policjanci z Garwolina wyruszyli do zdarzenia drogowego w Nowym Puznowie. Napotkali tam pojazd, który chwilę wcześniej był widziany na trasie S17. Jechał po niej zygzakiem i wykonywał niebezpieczne manewry. W końcu kierowca stracił panowanie nad swoim pojazdem marki Audi, zjechał do przydrożnego rowu i uderzył w ogrodzenie jednej z posesji.

Mężczyzna był agresywny, szarpał się i nie wykonywał poleceń wydawanych przez funkcjonariuszy. Znieważał ich i groził. Mogło tak być dlatego, że miał w organizmie 2 promile alkoholu we krwi. Wcześniej już miał wyrok za spowodowanie wypadku w stanie naprania. Pobrano mu też krew, może jeszcze coś ciekawego wyjdzie.

To jest norma, to jest polska klasyka, którą nikt się nie przejmuje. Jeżdżenie, picie i znowu jeżdżenie. Takie prawo naturalne do jeżdżenia, niezależne od sądowych wyroków. Najciekawsze jest tu coś innego. Kiedy mężczyzna obudził się w celi, był zdziwiony, że znajduje się w Garwolinie. Od miejsca zamieszkania dzieliło go ponad 200 kilometrów, gdyż na co dzień pije mieszka w powiecie leżajskim. Coś tam mu grozi teraz, jakieś lata więzienia i takie tam. Kto by się tam przejmował, skoro można nawalonym, jadąc slalomem przejechać dobry kawałek Polski.

Nie dbał o bagaż, nie dbał o bilet

I za nic miał zapewnienia PKP, że obecnie podróżowanie samochodem to ekstrawagancja, bo na kolei jest tak dobrze. Wsiadł do Audi byle jakiego i narąbany jechał przez trzy województwa. Jeśli kochamy Franka Dolasa za przypadkowe rozpoczęcie drugiej wojny światowej, czyż nie powinniśmy też kochać 42-latka z powiatu leżajskiego za przypadkowe przejechanie przez pół Polski?

Może i trochę strach pomyśleć, co wyczyniał na drodze przez ponad 200 kilometrów, a mogło być to i nawet 300. Jednak nie sposób docenić wysiłku, jaki dokonał się tu jakby od niechcenia. Człowiek, który nie pamiętał długiej podróży, w trakcie której zapewne nie raz zagroził bezpieczeństwu w ruchu lądowym, stanowczo jest bohaterem narodowym kraju, w którym zasadniczo się jeździ i pije.

Mogło oczywiście być też tak, że zupełnie trzeźwy przyjechał odwiedzić ciocię w Garwolinie i tam napił się syropku i przejechał na zerwanym filmie tylko malutki kawałeczek. W zasadzie to lepiej sam się czuję z tą wersją, że ktoś nie pamięta, że ma ciocię, niż to, że można przejechać kilkaset kilometrów zygzakiem, a policja zorientuje się dopiero, jak przydzwoni komuś w rabatkę.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać