28.09.2019

Aukcja samochodów zabytkowych Ardor już dzisiaj. Co można na niej kupić?

Jeśli nie macie planów na dzisiejsze popołudnie, a do tego planujecie zakup zabytkowego samochodu, doskonale się składa. Pędźcie do Warszawy, na Jagiellońską, na aukcję firmy Ardor. Startuje o 17.00.

Ardor Auctions to pierwszy polski dom aukcyjny, który zajmuje się wyłącznie samochodami klasycznymi. Działa od 2015 roku. Organizuje aukcje kilka razy w roku. Zaczęło się od ogromnej imprezy na Stadionie Narodowym. Później licytacje odbywały się też m.in. w budynku Automobilklubu Polskiego. Teraz wygląda na to, że Ardor znalazł sobie miejsce w klimatycznych halach dawnego FSO na warszawskim Żeraniu. Można tam oglądać wystawione samochody, a dzisiaj: również licytować.

Jakie samochody są na sprzedaż?

Oto lista wybranych, najciekawszych wozów z dzisiejszej licytacji. Zacznę od… Opla. Ale od takiego, o którym można spokojnie napisać, że to „fajny Opel”.

Mowa o Mancie z 1970 roku. Jest żółta i ma czarny dach i maskę: jak tu jej nie kochać? Pod maską pracuje tu silnik 1.9 o mocy 90 KM. Wóz pochodzi z Austrii, a w Polsce został częściowo wyremontowany (m.in. blacharsko). Jest w bardzo dobrym stanie, choć – jak piszą przedstawiciele Ardoru – „można poświęcić nieco więcej uwagi elementom chromowanym oraz zamówić nowe uszczelki”. Cena wywoławcza to 26 000 zł. Zabytkowe Ople nie cieszą się w Polsce dużym wzięciem… ale taką Mantą sam chętnie bym jeździł. OPLEM!

Jeździłbym też Audi 100 Coupe S z 1973 r.

To pierwsze coupe ze znaczkiem Audi, które pojawiło się na rynku. Podobno inspirowało projektantów A7, ale… no cóż, „setka” jest sto razy ładniejsza.

Ten egzemplarz napędza silnik 1.9 o mocy 112 KM. Wóz pochodzi ze Szwecji i ma za sobą renowację w autoryzowanej stacji VAG z doświadczeniem w obsłudze klasyków. Cena wywoławcza to 150 000 złotych, co czyni Audi jednym z najdroższych wozów na dzisiejszej aukcji. Jest też jednym z najciekawszych: 100 Coupe stanowi rzadkość nawet w Niemczech. To świetny sposób na wybicie się z tłumu zabytkowych Mercedesów na każdym zlocie.

Pora na coś starszego: oto Porsche 356B z 1961 r.

Pierwotnie ten egzemplarz był czerwony i miał czarną tapicerkę. Ale w czasie renowacji zdecydowano się na przemalowanie nadwozia na srebrno (oczywiście mówimy o oryginalnym lakierze z palety Porsche), a we wnętrzu pojawiła się koniakowa skóra z Bentleya. To sprawia, że można stać i po prostu patrzeć się na ten egzemplarz z otwartymi ustami. Piękny.

Oczywiście złośliwi powiedzą, że „wygląda szybciej niż jeździ”. To prawda, ma tylko 60 KM. Ale co z tego? To i tak Porsche. Cena wywoławcza: 390 000 zł.

Za drogo? To patrzcie na to.

W latach 90. po Trójmieście jeździło wyjątkowo dużo zachodnich, luksusowych aut prowadzonych przez panie. Wysokie stężenie kobiet sukcesu na kilometr kwadratowy? Z pewnością też, ale sporo z tych wozów należało po prostu do marynarzy, którzy akurat pływali po dalekich wodach. Na co dzień do sklepu i do biura sporymi limuzynami jeździły ich żony.

Tak samo było w przypadku tego BMW E34 524TD z 1988 r. Mówimy o wyjątkowym egzemplarzu: oto pierwsze E34 oficjalnie sprzedane do Polski. Zostało zamówione przez gdyńskiego marynarza, jeszcze w 1987 r. Na co dzień, aż do zeszłego roku, jeździła nim jego żona (i uwielbiała ten samochód). Auto spędziło więc trzy dekady w rękach jednej rodziny. Na zestawienie silnika Diesla z automatyczną skrzynią niektórzy „puryści” mogą kręcić nosem. Ale takie E34 to naprawdę idealny youngtimer na co dzień. Cena wywoławcza: 15 000 zł.

Na co dzień nadaje się też… Citroen DS z 1970 r.

Nie wierzycie? W takim razie zapraszam do mojego artykułu, w którym rozmawiałem z człowiekiem, który jeździ DS-em na co dzień, również w dalekie, zagraniczne trasy.

Na aukcji Ardor mamy jednak do czynienia z innym egzemplarzem. Został ciekawie pomalowany przez duet artystów (Paulina Włostowska i Michał „Szczęsny” Szuwar). Wzory nawiązują do dawnych malowań aut z rajdu Monte Carlo. Jak na „art cara”, DS jest relatywnie niedrogi. Cena wywoławcza to 60 tysięcy złotych. Dochód z jego sprzedaży trafi na konto fundacji wspierającej budowę szkoły imienia Jana Pawła II w Jacmel na Haiti.

A do miasta najlepsze będzie Autobianchi Y10.

Miałem okazję dłużej pojeździć tym egzemplarzem i porównać go z Cinquecento redaktora prowadzącego. Artykuł ukaże się wkrótce. Y10 to jeden z pierwszych (a może pierwszy?) samochodów miejskich „premium”. Włosi chętnie go kupowali, bo był ładny, zwłaszcza w środku.

Opisywany egzemplarz z 1986 r. spędził życie w Paryżu. Nie przemęczał się za mocno, bo pokonał tylko 39 000 km. Po co go kupować? Po pierwsze po to, by mieć prostego, przyjaznego na co dzień i oryginalnego youngtimera. Po drugie: by być szybszym od CC 900 (45-konny silnik FIRE!). Po trzecie: bo mało kto w mieście jeździ takim „dziwnym Cinquecento”…

Cena wywoławcza: 9000 zł.

To oczywiście nie wszystkie wozy z dzisiejszej aukcji. Pojawią się tam jeszcze m.in. Mercedes 190 SL, Fiat 500, Fiat 126p, Corvette Stingray, Triumph Dolomite Sprint albo wielki Ford F-250 z 1972 r.

Jedźcie na Żerań. Jeszcze zdążycie!

Fot. materiały firmy Ardor Auctions