23.10.2019

Świetne auto, które nikogo nie obchodzi. Dlatego powinieneś je kupić

Słyszeliście kiedykolwiek o Alfie Romeo 75? Chcieliście ją kiedykolwiek mieć? No właśnie. Dlatego warto ją kupić.

Są na świecie takie auta, o których słuch już prawie zaginął. Czasem dlatego, że były tragicznie złe. W innych wypadkach dlatego, że rynek się do nich nie przekonał, sprzedano niewiele sztuk i kurz czasu szczelnie okrył wspomnienia o nich. Wszystkie je łączy jedno – jeśli jeszcze istnieją, to da się je tanio kupić.

Takim autem jest np. Alfa Romeo 75. W Polsce mało kto wie, że w ogóle istniała. Był sobie taki właśnie spory sedan Alfy z silnikami od 1.6 do 3.0. Najsłabsze jednostki 1.6 i 1.8 to stare niezabijalne konstrukcje. 2.0 był już wczesnym TwinSparkiem, więc i zdania co do niego są podzielone. Jakiś Giovanni postanowił też klepnąć montowanie turbodiesli produkcji VM – 2.0 oraz 2.4. Tak, tych z jedną głowicą na każdy cylinder. To mogło się przyczynić do tego, że niektórzy nie chcą dziś pamiętać o modelu 75. Za topową odmianę robiły Alfy z motorami benzynowymi 3.0. Taka właśnie widlasta szóstka jest licytowana teraz na Bring-a-Trailer.

Dziwnie, ale ciekawie.

Zapomniane auto jest oferowane pod nazwą Milano – bo takiej nazwy handlowej Alfa używała w Stanach Zjednoczonych. Co lepsze to odmiana Verde – co pewnie po włosku znaczy ten wzmocniony. Łącznie tych aut powstało zaledwie 187 tys. Powodów jest kilka, i nie mam tu na myśli akurat diesli VM. Włosi by uzyskać lepiej wyważony samochód postanowili zastosować układ typu transaxle, czyli ze skrzynią z tyłu i hamulcami umieszczonymi przy jej korpusie, a nie tuż przy feldze. Taki zestaw oczywiście utrudniał serwis. Dodatkowo zastosowanie tego rozwiązania przyspieszało zużycie sprzęgła i narażało układ wybierania biegów w skrzyniach manualnych na łatwiejsze uszkodzenie.

Lepszy rozkład mas nie przemówił wystarczająco do klientów. Woleli auta gorzej jeżdżące, ale łatwiejsze w serwisie. Alfie nie pomogło też to, że były to czasy takich wypaczeń jak tragiczny jakościowo model 33. Może i był sukcesem rynkowym, ale jego zła sława długo potem robiła za kulę u nogi włoskiego producenta, zwłaszcza, że późniejsze auta też nie okazały się tytanami niezawodności. Zła opinia przetrwała do dziś.

Piękna sprawa.

Tak oto dzięki małemu wolumenowi produkcji i znikomej popularności cena egzemplarza z BaT nie przekracza w tej chwili 3 tys. dolarów. Oferowane auto ma wyremontowany i podkręcony silnik 3.0 V6. Poprawki objęły także zawieszenie oraz układ napędowy, w tym nową skrzynię od Milano Platinum i dyferencjał z mocną szperą.

Wnętrze przywita nowego właściciela ładną, kanciastą deską z ciekawymi zegarami oraz welurem ze wstawkami ze zwykłej tkaniny. Na liście wyposażenia jest klimatyzacja, elektryczne szyby i szyberdach. Jak można się dowiedzieć z opisu – całe auto przeszło porządny serwis i jest naprawdę zadbane. Wisienka na torcie to czerwono-czarne wykończenie nadwozia i moje ukochane felgi przypominające solniczki.

Nikt o niej nie pamięta, nikt jej nie chce, dlatego warto kupować.

Podsumowując, kupując takie Milano/75 raczej nie będziecie mogli się pochwalić kumplom. Nie zrozumieją o czym mówicie. Nie szkodzi, tak to już bywa z zapomnianymi autami. Za to kupicie za niewielkie pieniądze mocnego i świetnie się prowadzącego youngtimera w dobrej wersji. Nie wiem za ile zostanie ostatecznie wylicytowany ten egzemplarz, ale odejmijcie od finalnej ceny jakieś 30 proc. tzw. BaT Tax. W ten sposób otrzymacie wartość rynkową. Spodziewam się, że nie będzie zbyt wysoka.

W Polsce na sprzedaż jest jeden egzemplarz. Niestety z dość słabym 1.6, ale za to w świetnym stanie. Kosztuje 12 tys. zł. Przy obecnych cenach z trudnością kupicie za taką kwotą równie ładnego Fiata 125p z podobnego rocznika. A przecież wolumen produkcji kanta wyniósł niemal 1,5 miliona sztuk. Do tego produkt z Polski to auto pod każdym względem gorsze. Nic tylko kupować model 75, póki to wciąż stosunkowo tani, bo zapomniany youngtimer.