Felietony

Aktywiści rowerowi walczą z obsługą stacji Veturilo. Tylko tak dalej

Felietony 12.03.2018 309 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 12.03.2018

Aktywiści rowerowi walczą z obsługą stacji Veturilo. Tylko tak dalej

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski12.03.2018
309 interakcji Dołącz do dyskusji

Post oburzonego aktywisty rowerowego trafił na fanpage firmy Nextbike, obsługującej warszawskie rowery miejskie Veturilo. Poszło o to, że już kolejny raz samochód dostawczy obsługujący stację rowerów podjechał do niej po drodze rowerowej. Gorąco kibicujemy takim inicjatywom, bo dzięki nim aktywiści rowerowi pracują sobie na etykietkę „ormowców” i na coraz gorsze postrzeganie w społeczeństwie.

Na początek zacytujmy post pana Przemysława:

Dzień dobry. Sytuacja z dzisiaj – stacja przy skrzyżowaniu Krasińskiego i Broniewskiego, godzina 14:36. (…)

W każdym razie – wyliczając, gdyż teleportacja jeszcze nie jest opanowana – żółta bomba daje pewne uprawnienia. Ale czy:
1) wjazd na przejściu dla pieszych (samochód się do tej stacji nie teleportował)
2) przejazd DDR (jw.)
3) realne zagrożenie dla życia i zdrowia pieszych i rowerzystów (nie – nie jak stoi, jak się ruszy)
pod te uprawnienia podchodzi? To mam pewne wątpliwości. Zwłaszcza, że pan kierownik sobie w samochodzie siedział. I nie wiem – może fejsbunia przeglądał na telefonie, ale poza tym robił nic. Więc – na jakiej podstawie i jakim prawem wpierdzielił się przez przejście dla pieszych (lub trawnik) przejechał przez drogę dla rowerów i jakim prawem sobie radośnie tam parkował?

Oczekuję jasnej informacji, jakie kroki wyciągnięto pod adresem kierownika tego samochodu.

Link do oryginalnego posta (zawiera zdjęcia)

Najdelikatniej rzecz ujmując, post nie spotkał się ze zrozumieniem reszty społeczeństwa. Pan Przemysław, jak i wielu jego kolegów zajmujących się podobną działalnością, jest aktywnym członkiem Facebookowej grupy „Święte krowy warszawskie”, której celem jest publikowanie zdjęć źle zaparkowanych samochodów i walka z nieprawidłowym parkowaniem. Rzeczywiście, czasem kreatywne sposoby parkowania zasługują na jak najszybsze uhonorowanie wizytą holownika. Jednak często zdarza się też publikowanie zdjęć samochodów nie tyle zaparkowanych, co służących do wykonywania konkretnej czynności w danym miejscu. I tak na tej grupie możemy znaleźć zdjęcia kurierów dowożących przesyłki albo aut dostawczych dowożących towar do sklepu.

Są tam też filmy, na których aktywiści zaczepiają pracujących dostawców np. rozładowujących towar z ładowni auta i zaczynają ich odpytywać na zasadzie „jakim prawem pan tu stoi? Ile pan ma ładowności?” itp. Zaiste świętą cierpliwość mają ci dostawcy, że oprócz ciężkiej i stresującej pracy fizycznej muszą jeszcze użerać się z samozwańczymi stróżami parkingowego porządku. Czasem któremuś kierowcy zdarzy się zapytać: to gdzie ja mam stanąć, żeby rozładować towar?

Odpowiedzi są różne: na jezdni albo „100 m dalej są miejsca parkingowe”.

Rzecz w tym, że kierowca samochodu dostawczego, czy to obsługującego stację Veturilo, czy wiozącego zgrzewki z wodą nie „parkuje” tylko jest w pracy i wykonuje zadania służbowe. Oczywiście gdyby zostawił swojego busa w niedozwolonym miejscu i poszedł jeść kebab, należałoby go ukarać. Jednak w przeciwnym razie nawet policja przymyka oko na chwilowe złamanie przepisów. Gdyby egzekwować je bezlitośnie, mogłoby się okazać, że rowerów miejskich nie ma (wszystkie się zepsuły, ale nie ma jak ich zabrać do naprawy), w sklepie spożywczym zabrakło towaru, a nasza przesyłka z e-sklepu idzie już siódmy tydzień, bo kurier może dostarczać je tylko na piechotę. Tak się składa, że w swoim życiu pomagałem w wielu przeprowadzkach, także jako kierowca auta dostawczego. Raz wściekły emeryt z klatki obok, także być może były ormowiec, wezwał na nas policję, ponieważ parkowaliśmy pod samą klatką (przejazd był zostawiony). Policja przyjechała i zapytała co robimy. Pokazałem szafki i łóżko zapakowane do busa i powiedziałem, że się przeprowadzamy. Policjanci delikatnie zasugerowali starszemu panu że dalsze zawracanie im głowy skończy się dla niego mandatem i odjechali.

Zupełnie wzruszające jest, że pan Przemysław oczekuje od prywatnej firmy informacji, jakie kroki wyciągnięto wobec kierowcy rzekomo łamiącego przepisy.

Oderwanie rowerowych aktywistów od rzeczywistości zaszło już tak daleko, że domagają się, by prywatne firmy spowiadały im się ze swoich wewnętrznych procedur. Zarazem ich poziom społecznej empatii jest tak niski, że nie odpuszczą nawet gdy chodzi o obsługę stacji rowerów miejskich. A przecież dzięki rowerom Veturilo znacznie więcej osób codziennie pedałuje i przemierza kilometry po Warszawie nie emitując ani grama dwutlenku smogu. Najważniejsze jest jednak, by na wszelkie sposoby gnębić kierowców, nawet jeśli wykonują właśnie coś społecznie pożytecznego.

Istnieje ogromna różnica między bezmyślnym parkowaniem byle gdzie a zatrzymywaniem pojazdu z powodu konieczności wykonania pracy. Popieram walkę z z rozjeżdżaniem trawników czy parkowaniem w sposób uniemożliwiający przejazd służbom ratowniczym lub śmieciarkom. Ale walka z kimś, kto pracuje dla korzyści innych (szczególnie rowerzystów) podchodzi już pod szczególny rodzaj społecznego niedostosowania… by nie rzec „zwyrodnienia”. Podpowiem, że w kolejce do napiętnowania są jeszcze służby odpowiadające za zieleń miejską, szambiarki, pojazdy pogotowia gazowego i wiele innych.

Co następne? Aktywiści i mieszkańcy będą dzwonić po Straż Miejską żeby odholowywała karetki pogotowia?

Oczywiście. To tylko kwestia czasu. Tak zdarza się już w Wielkiej Brytanii, a ostatnio oburzony mieszkaniec Wrocławia włożył kartkę za szybę karetki, której załoga podejmowała interwencję u starszej kobiety z dusznością. Napisał na kartce „to nie parking” i miał rację, bo karetka w trakcie interwencji nie parkuje. Gdyby trzymać się tej logiki, to w razie wypadku policja będąca na miejscu powinna karać mandatem kierowcę karetki stojącego na jezdni objętej zakazem zatrzymywania.

Logika jest jednak wszelkim aktywistom najzupełniej obca.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać