Przegląd rynku

Oto 9 samochodów, które podrożały w sposób szokujący. Zwłaszcza numer 1 ryje mózg

Przegląd rynku 01.11.2022 378 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 01.11.2022

Oto 9 samochodów, które podrożały w sposób szokujący. Zwłaszcza numer 1 ryje mózg

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski01.11.2022
378 interakcji Dołącz do dyskusji

Wszystko drożeje, ale niektóre rzeczy drożeją bardziej od innych. Oto 10 aut używanych, których ceny skoczyły, a w niektórych przypadkach nawet odbiły się od sufitu. 

Samochody drożeją, również używane – ale to, że ich ceny zmieniają się na wyższe jest w dużej mierze efektem spadku wartości pieniądza. Są jednak pojazdy z drugiej ręki, które podrożały o znacznie więcej niż wskaźnik inflacji, i to wiele razy więcej. Powody tego są różne: nostalgia, praktyczność, sytuacja międzynarodowa albo po prostu „takich już nie robią”. Wziąłem sobie katalog cen aut używanych oraz klasyków w kilku wydaniach sprzed paru lat i porównałem z cenami z ogłoszeń obecnie. Jest ciekawie. Nie zwlekajmy, startujmy.

9. Porsche 924

Całkiem niedawno ceny za Porsche 924 zaczynały się od… 3000 zł. Doskonale pamiętam takie czasy. W dodatku ten najsłabszy model Porsche bardzo długo nie drożał – inne cacka tej niemieckiej marki szły w cenę, a ten jeden jakoś nie chciał. Nadal płaciło się 5-6 tys. zł za 924 i jakieś 15 tys. zł za 944. Jaka jest sytuacja obecnie? Ciekawa, ponieważ po gwałtownym skoku cen nastąpiło rynkowe uspokojenie. Oczywiście nadal mówimy o poziomie 20-30 tys. zł za rozsądne auto, ale chyba sporo osób się przekonało, że model 924 jest po prostu trochę nudnym samochodem, i że poza znaczkiem Porsche ma niewiele do zaoferowania. W ofertach nie widzę nic ciekawego. Nie podoba mi się ani to, ani to.

porsche 924 opinie

8. Toyota Hilux

W 2018 r. ceny modelu Hilux generacji pokazanej w 2005 r. zaczynały się od 30-35 tys. zł. Za te pieniądze można było już coś realnie kupić. Dziś startują od 55 tys. zł, a za 30-35 tys. zł to można sobie ewentualnie kupić auto rozbite.  Standardem są ceny wywoławcze na poziomie 65-70 tys. zł dla aut 15-letnich z przebiegiem ponad 300 tys. km. Czy warto? No nie wiem, są na rynku tańsze pickupy, chociaż lubię Toyoty to za te pieniądze spojrzałbym raczej na Forda Rangera. Też jest ciasny i twardy, ale nie wydaje mi się, żeby był zauważalnie gorszy od Hiluxa. A za 70-75 tys. zł można mieć auto z 2013-2015 r., z mocnym silnikiem 3.2.

Toyota Hilux 5L-E

7. Cinquecento Sporting

Mojemu znajomemu udało się kiedyś kupić wymęczonego Sportinga za 500 zł, ale to ewenement. Obecnie przy znikomej podaży modelu Sporting, ceny szybko idą w górę. Jeszcze w 2018 r. na Sportinga wystarczało 3 do 5 tys. zł, a dziś? A dziś ich nie ma. W ogłoszeniach jest zero sztuk. Na Facebook Marketplace – też zero. Na mobile.de, ale we Włoszech? Ależ proszę. Od 4 do 6 tysięcy, ale euro. Czyli wartość poszła w górę o jakieś 500% w ciągu 4 lat, co wiąże się przy okazji ze śmiercią podaży.

Sporting – to nawet nie jest on.

6. Lexus LS400

Może nie jest to gwiazda, jeśli chodzi o wzrost wartości, ale na pewno pojazd wart odnotowania, ponieważ zaczął drożeć bardzo późno i wiele lat po tym, jak podrożeli już konkurenci. W 2018 r. można było kupić jeżdżącego LS-a serii UCF10/UCF20 za 15 tys. zł, a bardzo ładne kosztowały 30 tys. zł. Dziś 30 tys. zł kosztuje średni, a wśród bardzo ładnych nie brakuje samochodów za 70 czy 80 tys. złotych. Rynek mocno podzielił się na auta „zwykłe” i „kolekcjonerskie”, przy czym w wielu przypadkach nie różnią się one niczym poza tym, że te drugie mają ładniejsze zdjęcia i kosztują trzy razy drożej.

5. Land Rover Defender

Pisałem niedawno o Defenderach. Wiecie ile kosztował używany Land Rover Defender w roku 2017? Ceny zaczynały się od… 15-20 tys. zł, za 45 tys. zł kupowało się już pełen wypas full max tłuszcz uwu baka anime gril (moja córka tak mówi). Dziś taki Defender kosztuje 80-90 tys. zł. Przy czym nie ma żadnego problemu z wydaniem ponad 100 tys. zł za ten nietypowy rodzaj uterenowionego dostawczaka. Jazda tym na wyprawę to jakiś szczególny rodzaj kary, powyżej tego jest już tylko wyprawa dookoła świata Honkerem.

land rover defender

4. Suzuki Samurai

Niestety nie mam szczegółowych danych co do historycznych cen Samuraia, ale pamiętam że jakieś 6 lat temu zastanawiałem się nad nabyciem Suzuki SJ410 za 5900 zł w bardzo ładnym stanie i wtedy wydawało mi się że to trochę drogo, bo latały bardziej po 3,5-5 tys. zł. A teraz? A teraz, to jak ktoś chce Samuraia, który umknął szalonym motaczom i nie wygląda jak pokraka nienadająca się do niczego innego niż utopienie w błocie po dach, to kładzie na stół ponad 20 kafli i się cieszy, że ma taki fajny wóz, PRAWIE tak fajny jak obecne Jimny. Ale spójrzcie na tę cudowność, to przecież Suzuki Samurai w wersji Felicia Fun.

Suzuki Jimny

3. Volkswagen T4

Przechodzimy do sekcji „ludzie oszaleli”. W 2016 r. kupiłem mojego VW T4 2.5 benzyna za 10 000 zł. To była dobra cena. 4 lata później sprzedałem go za 16 500 zł. Dziś wystawiłbym go za 30 tys. zł, gdybym go posiadał. W każdym razie ceny T4 to już tak dość konkretnie oszalały, mój znajomy zastanawia się nad wystawieniem swojego T4 za ponad 50 tys. zł i nie wydaje mi się, żeby to była absurdalna cena. Absurdalne to są przypadki wystawiania T4 za ponad 100 tys. zł. Ostatnio był taki z mojej okolicy za 125 tysięcy złotych. Tyle mniej więcej kosztuje T6 Multivan. Pytanie, czy T6 Multivan jest lepszy.

volkswagen t4 caravelle olx

2. Volkswagen T3

O ile trochę rozumiem, dlaczego podrożało T4, które jest samochodem wspaniałym, o tyle nie wiem czemu drożeje T3, które jest samochodem przeciętnym. Osiągi – beznadziejne, trwałość umiarkowana, praktyczność – dramat, przez tę wyspę w tylnej części pojazdu. Za czasów mojej młodości T3 to się kupowało za 3000 złotych i można było latać i się cieszyć. Coś takiego kosztowało może cztery kafle, dziś – 20. A ładne T3 kosztuje 74 tys. zł. Czy wiecie ile pięknych, wypasionych kamperów można mieć za te pieniądze? Trudno mi w ogóle uwierzyć w to, że ktoś akurat chce VW T3 i jest za niego gotów zapłacić takie pieniądze. Ten samochód nie ma zalet funkcjonalnych, które by to uzasadniały.

DOBRZE, CZAS NA ZWYCIĘZCĘ:

  1. Toyota Prius

Dobrze, szykujcie się na rycie mózgu widelcem. Znalazłem, ile kosztowała używana Toyota Prius II generacji w roku 2016, zanim nastąpiła gigaeksplozja popularności tego auta wśród woditieli ot UBER. Już w 2016 r. jednak zauważyłem, że nastąpił ogromny spadek podaży Priusów. Rynek zaczął je wysysać. W 2016 r. za Priusa II płaciło się 24-28 tys. zł. W tej chwili, po sześciu latach od tamtego momentu, jest to 30 tys. zł i więcej. Są i oferty za 25, ale to zgniłe śmieci, które ostatnich 5 lat były katowane jako taksówki.

Dlaczego ten przypadek jest szokujący? Wszystkie powyżej wymienione samochody to youngtimery, których wzrost cen wynika z nostalgii i ludzie chętnie przepłacają za nie, ponieważ takich wozów już nie ma. Z Priusem tak nie jest, Priusów nadal jest pełno, poza rzadko spotykanym Priusem I to nie jest żaden youngtimer, tylko zwykły samochód używany. A mimo to, jego ceny biją rekordy. 35 tys. zł za prawie 15-letni samochód kompaktowy? Ehe, bo to nie samochód, to gotowe źródło zarobku. Ceny Priusa są z tej samej kategorii co ceny szambiarek. Nie ma żadnego znaczenia, że podwozie szambiarki ma 25 lat, a w szoferce śmierdzi szambem, bo wsadzasz w nią kierowcę i zaczynasz zarabiać.

hybrydowa Toyota awarie

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać