Pierwsze miasto ogłosiło zakaz budowy nowych stacji paliw. Dokładać instrybutorów dystrybutorów do obecnych też już nie można.
Spokojnie, bez paniki, nie chodzi o miasto w Polsce. Chodzi oczywiście o miasto w Krainie Wolności – Ameryce, a konkretnie – w Kalifornii. Władze Petalumy podjęły decyzję o rozwinięciu dwuletniego moratorium na budowę stacji paliw, które wprowadzono w 2019 r. Przemianowano je na trwały zakaz – od teraz na terenie miasta nie powstanie już nowa stacja paliw, a obecnych nie będzie można rozbudowywać o kolejne dystrybutory. Zakaz nie obejmuje stacji ładowania wodorem ani punktów ładowania samochodów elektrycznych. Te są wciąż mile widziane. W ten sposób Petaluma chce być zeroemisyjna do 2030 r. Jest ambitniejsza niż cały stan Kalifornia, który założył sobie realizację tego planu do roku 2045.
Ale powiedzmy sobie wprost – to tylko robienie szumu, które niczego nie zmienia
Niczego, bo Petaluma to miasto o powierzchni niecałych 39 km kwadratowych, zamieszkałe przez 60 tys. osób, czyli odpowiednik takiego naszego Bełchatowa, czy Głogowa. Dziś na jego terenie działa 16 stacji paliw, każdy mieszkaniec ma stację w zasięgu pięciominutowej przejażdżki samochodem.
Trudno więc planować budowę kolejnych stacji paliw w okolicy, w której kolejne nie są nikomu potrzebne. Bardzo możliwe, że wobec wzrostu popularności samochodów elektrycznych, będącego m.in. efektem sprzyjających przepisów, coraz mniej osób będzie potrzebowało odwiedzać stacje paliw, co w efekcie sprawi, że będzie ich ubywać (stacji paliw, niekoniecznie osób). Tylko wówczas można będzie liczyć na zbliżenie się do planu zeroemisyjności. 9 lat to mało czasu. A na dziś Petaluma, jak chyba większość miast w USA, zasamochodowana jest dość mocno, o czym może świadczyć kumulacja parkingów w północnej części miasta.
Komunikacja miejska – owszem, jest, działa, ale np. 6-kilometrowa podróż komunikacją miejską z przypadkowo wybranego punktu we wschodniej części miasta do punktu w zachodniej, zajmuje dobrą godzinę.
Jak się mieszka w mieście o powierzchni niecałych 40 km kwadratowych, składającym się z głównie z domów, a nie bloków, oddalonym od 60 km od San Francisco, to range anxiety raczej nie jest problemem i z powodzeniem można się przesiąść do dowolnego elektryka. Jeśli więc gdzieś przeczytacie, że pierwsze miasto w Stanach Zjednoczonych wykonało ogromny krok w dziedzinie popularyzacji elektromobilności, to już wiecie, jaki to był krok.