13.01.2020

Ładowanie Tesli będzie droższe. Firma doliczy energię zużytą m.in. na grzanie akumulatorów

Ile kosztuje naładowanie Tesli z wykorzystaniem Superchargera? Cóż, od teraz… więcej.

Tesla zdecydowała się bowiem na zmianę swojej polityki, jeśli chodzi o rozliczanie poboru energii podczas ładowania.

Do tej pory ci, którzy musieli płacić, płacili tylko za energię, która trafiała do akumulatora samochodu.

Proste – zatankowaliśmy np. 60 kWh, to 60 kWh mamy w akumulatorach, za 60 kWh zapłaciliśmy i nasz zasięg wzrósł proporcjonalnie do tego, co pokazał dystrybutor. Od teraz jednak, jak podaje Electreck, każdy rachunek za ładowanie z wykorzystaniem Superchargera będzie wyższy, podobnie jak ilość pobranej energii. Natomiast nie cała trafi ona do akumulatora.

Skąd ta różnica? Z tego, że do tej pory Tesla rozliczała użytkowników wyłącznie za energię wykorzystywaną do ładownia akumulatora – nie za całość zużytej energii. Nie uwzględniała w ogóle energii pobieranej np. na potrzeby ogrzewania zespołu akumulatorów, ani np. na ogrzewanie kabiny, jeśli ktoś nie miał gdzie się podziać podczas ładowania, a pogoda na zewnętrz nie dopisywała.

O ile mogą wzrosnąć rachunki? Tego Tesla niestety nie precyzuje, ale na rynkach z ekstremalnymi warunkami różnica może wynieść 10-25 kWh. Oczywiście w zależności od tego, co będzie działać w naszym aucie, jak długo będziemy je ładować, jak duży mamy akumulator i tak dalej. Co jednak nie zmienia faktu, że wizja tankowania wspomnianych 25 kWh w powietrze jest przynajmniej odrobinę niepokojąca.

Bardziej jednak dziwi fakt, dlaczego nie było tak od początku. A może raczej – od dłuższego czasu.

W końcu pobrana energia to pobrana energia – nie ma znaczenia, na co zostanie zużyta. Nikt jakoś nie ma problemów z tym, że w samochodzie z silnikiem spalinowym zatankowane paliwo może być zużyte np. do ogrzania auta podczas postoju albo innych niezwiązanych z jazdą rzeczy. Fakt, że Tesla zaczęła rozliczać użytkowników z faktycznego zużycia energii jest więc dziwny tylko dlatego, że stało się to dopiero teraz.

Z drugiej strony, na miejscu użytkownika Tesli, pewnie byłbym tą sytuacją niespecjalnie zachwycony. Przez tygodnie, miesiące, a może i lata ładuję auto na określonych warunkach, po czym nagle te warunki się zmieniają i nagle okazuje, że – potencjalnie i w określonych sytuacjach, ale jednak – podładowanie do tego samego zasięgu będzie kosztowało więcej. A że ceny oleju napędowego czy benzyny też zmieniają się w czasie? A kto zagwarantuje stałą cenę za 1 kWh? No właśnie, też nikt.

Aczkolwiek…!

Czytam komentarze pod tekstem na Electreku, gdzie wypowiadają się posiadacze Tesli i – wbrew mojej nie-teslowej symulacji oceny tego kroku – nikt nie wydaje się specjalnie tym faktem poruszony. Wręcz przeciwnie – większość głosów stwierdza, że tak powinno być i że Tesla powinna dorzucać jakąś większą marżę, żeby zarabiała i dobrze jej się żyło.

Jak widać można i tak…