04.04.2018

Coraz więcej Tesli zjeżdża z taśm. A klienci i tak kończą z Nissanem albo Renault

Zła passa doniesień na temat Tesli nareszcie została przerwana. W dumnym komunikacie Amerykanie informują, że pierwszy kwartał bieżącego roku był najlepszy w historii marki, jeśli chodzi o wyniki produkcji. Z taśm zjechały ponad 34 tys. Tesli. Ale czy to naprawdę dobry wynik?

Elon Musk i udziałowcy firmy musieli ostatnio słabo sypiać. Dlatego wiadomość, którą ostatnio podali, musiała naprawdę poprawić ich humory. Oto w pierwszym kwartale 2018 r. fabryka Tesli pobiła rekord. Wyjechało z niej 34 494 aut, w tym 24 728 Modeli S i X.

Najważniejsze jest jednak, że wyprodukowano 9 766 sztuk Modelu 3.

Z tego wyniku aż 2000 wyprodukowano w ciągu ostatniego tygodnia i takie tempo ma zostać utrzymane. To właśnie opóźnienia w dostawach Modelu 3 najbardziej martwiły zarząd Tesli. Ten tańszy samochód ma sprawić, że sprzedaż tej marki wystrzeli w kosmos niczym SpaceX.

Tyle że póki co jedyne, co kojarzy się z hasłem Model 3, to gigantyczne opóźnienia w produkcji. Teraz jednak wygląda na to, że złą passę udało się przerwać.

Tesla to mistrzowie propagandy sukcesu.

Gdybym prowadził elitarny, prywatny uniwersytet i potrzebowałbym kogoś do prowadzenia zajęć pod nazwą „propaganda sukcesu”, zapłaciłbym każde pieniądze, by robił to Elon Musk.

W komunikatach marka mówi o „najszybszym wzroście produkcji w dziejach nowożytnego przemysłu motoryzacyjnego” i przyrównuje ten wynik do wyników legendarnego Forda T. Tesla hucznie zapowiada, że pod koniec obecnego kwartału chce produkować aż 5000 aut tygodniowo.

Tyle że póki co lider jest inny.

Do tej pory najlepiej sprzedającym się samochodem elektrycznym w historii jest Nissan Leaf. W styczniu dostarczono do klienta 300-tysięczny egzemplarz tego modelu. Obecnie, w związku z debiutem nowej generacji, do dealerów wciąż spływa masa nowych zamówień.

Wygląda na to, że dobrą passę uda się utrzymać, zwłaszcza że Nissan raczej nie ma problemów z opóźnieniami w produkcji. Leaf jest produkowany w Japonii, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i w Chinach. Sama tylko fabryka w amerykańskiej Smyrnie jest w stanie w razie potrzeby wyprodukować 640 tys. sztuk aut rocznie. To daje ponad 13 tys. sztuk na tydzień.

W Europie królem sprzedaży w tym segmencie jest Renault Zoe.

Ten niepozorny, mały samochodzik w 2017 r. pobił na naszym kontynencie wynik sprzedaży wszystkich modeli Tesli razem wziętych. Udało się to, ponieważ jest relatywnie niedrogi i idealnie sprawdza się w zatłoczonych, europejskich miastach.

Dobre wyniki sprzedaży osiąga także – zwłaszcza w Niemczech – BMW i3.

Tesla robi wiele dobrego dla segmentu aut elektrycznych.

Kalifornijska firma oprócz aut sprzedaje marzenia i coś, co Amerykanie zawsze uwielbiali sprzedawać – czyli styl życia. Mimo ostatnich kłopotów firmy, posiadanie Tesli nadal jest cool, sama marka kojarzy się z najwyższym technologicznym wyrafinowaniem, ekologią i świetnymi osiągami. W kwestii PR-u i reklamy inni producenci nie dorastają firmie Elona Muska do pięt.

Tyle że klient często czyta o Tesli i myśli sobie, że chciałby taką mieć i należeć do tego świata. A później siada z kalkulatorem w ręku, dzwoni do swojego doradcy kredytowego i…

Wtedy wjeżdżają Leaf i Zoe.

Niekoniecznie cali na biało, choć akurat te kolory są popularne. Tesla jest droga, więc osoby zainteresowane autami elektrycznymi często kończą z bardziej przystępnymi autami. Które wcale nie są o wiele gorsze, zwłaszcza w europejskich warunkach.

Kibicujemy Tesli w jej staraniach, by dostarczać samochody klientom na czas. Ale czasami warto zamiast na komunikaty prasowe, po prostu spojrzeć za okno. To jeszcze nie Tesla „elektryfikuje” nasze ulice.