02.08.2019

Australijczycy idą do sądu o DPF-y. Przycisk do ręcznego wypalania zawartości to za mało

Na Antypodach też nie lubią DPF. Do tego stopnia, że wiodącej na tamtejszym rynku marce wytoczono proces o działanie tego urządzenia, a producent, nie czekając na wyrok sądu, montuje… przycisk do ręcznego wypalania zawartości.

W Europie klientów udało się skutecznie przyzwyczaić do filtrów cząstek stałych. Większość klientów już wie, że zakup diesla do jazdy wyłącznie w mieście mija się z celem, że DPF to urządzenie, które wymaga uwagi i pewnych inwestycji oraz konkretnego stylu jazdy. Nikt się już nie dziwi, machnęliśmy ręką, zostaliśmy już wychowani, nawet wycinanie DPF stało się dużo powszechniej ganione niż kiedyś. W końcu DPF ma same zalety, tzn. oczyszcza powietrze, którym wszyscy oddychamy.

Z Australijczykami poszło gorzej

Australijczycy kupują duże terenówki i pickupy – taki jest tamtejszy rynek. Wszędzie jest daleko, a nie wszędzie da się dojechać elegancką, asfaltową drogą. Podczas wolnej jazdy w terenie, ale też w trakcie jazdy miejskiej zapychają się filtry cząstek stałych w nowym dieslu Toyoty o pojemności 2,8 l. Powiedzielibyśmy: hola hola, australijscy przyjaciele, to wszystko rzecz zupełnie normalna i przyzwyczaicie się z czasem do tego, ale oni ani myślą się przyzwyczajać i domagają się natychmiastowych rozwiązań. Sprawa może dotyczyć nawet 250 tys. aut, tzn. dokładnie modeli Toyota Hilux, 4Runner i Land Cruiser Prado.

Hilux to australijski bestseller.

Co na to producent?

Toyota nie mówi „ten typ tak ma” lub „it’s not a bug, it’s a feature”. Właścicieli aut z problemami wezwano do serwisów na aktualizację oprogramowania i wgranie „DPF Custom Mode”. Jest to nic innego niż wizualny wskaźnik zapełnienia DPF, dzięki któremu kierowca wie, kiedy zacznie się wypalanie i kiedy musi rozpocząć jazdę ze stałą prędkością, żeby to wypalanie w ogóle miało szansę się udać. Tyle że to nie wystarczyło, wymyślono więc nowe rozwiązanie: przycisk do inicjowania wypalania zawartości DPF. Proste i genialne.

Przycisk do wypalania zawartości DPF: u góry pośrodku. Fot. Practical Motoring Australia

Co na to prawnicy?

Sprawa ciągnie się już parę miesięcy, a w związku z brakiem satysfakcjonujących działań, kancelaria prawna z Australii właśnie złożyła pozew przeciwko Toyocie o sprzedaż samochodów wadliwych technicznie, podkreślając że filtry nie wypalają dostatecznie swojej zawartości, powodując spadek mocy silnika, zapalanie się alarmujących komunikatów, wypuszczanie trujących oparów z rury wydechowej w przypadkowym momencie i ogólnie uniemożliwiając normalne używanie samochodu. I nawet ten przycisk nie pomaga, bo cóż nam po przycisku, kiedy zainicjowane wypalanie nagle się przerwie, na przykład gdy zmienią się parametry – np. prędkość spadnie poniżej wymaganych 60 km/h. W sumie nie wiem do końca jak on działa, może jak się go trzyma, to wypala tak czy inaczej. W każdym razie użytkownicy Toyot dalej nie są zadowoleni i mówią, że tak dalej być nie będzie.

I to jest bardzo ciekawa rzecz

W Europie żadnemu producentowi nie przeszło nawet przez myśl, żeby wprowadzić wizualny wskaźnik zapełnienia DPF. Po co? Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz. A już przycisk do wymuszonego wypalania? Broń nas panie! Pozostawianie użytkownikowi możliwości decydowania o swoim samochodzie to jakiś koszmarny wymysł. Wszystko jest obmyślone w koncernie przez mądrych inżynierów i proszę niczego samemu nie robić. W Australii jak widać zasady są nieco inne, powiedziałbym że wszystko jest postawione na głowie. Użytkownicy nie dość że nie zadowolili się wizualnym wskaźnikiem i przyciskiem, to jeszcze do sądu idą. W głowie im się przewraca od tego dobrobytu!