18.11.2019

Poniedziałkowy przegląd ofert: szajs za czapkę śliwek (od 400 KM wzwyż)

Nie wiem jak ludzie są w stanie jeździć na co dzień samochodami, które mają mniej niż 600 KM. Takie auta to powinni rozdawać za darmo, bo to przecież w ogóle nie jedzie.

Mój kuzyn, straszny biedak, szuka samochodu. Ma 100 tys. zł do wydania, nie przepada za szybką jazdą, nigdy nawet nie jechał 300 km/h, więc szukam mu czegoś tak nieco powyżej 400 KM – żeby chociaż nie było wstydu. Wiadomo, takie żółwiowozy to lekka żenada, ale rodziny się nie wybiera. Ja właśnie się przesiadam z 550-konnej Panamery Turbo na 630-konnego Mercedesa-AMG 4-door Coupe 63+ 4MATIC, więc kuzyn i tak będzie jak zwykle na przegranej pozycji, ale musi mieć przynajmniej auto, którym ucieknie załodze wideorejestratora. Popatrzmy, co tam słychać wśród tych tanich, słabowitych aut.

BMW M5 (E60)

Propozycja brzmi obiecująco, bo mowa o pięciolitrowym V10, rozwijającym 507 KM w trybie sportowym. Podczas jazdy w trybie standardowym jest ich około 400. Widzę już jednak pierwszy problem: takie auto jest trudno znaleźć, bo bardzo wielu sprzedających pisze „M5” przy zwykłej piątce, żeby zwiększyć zainteresowanie. W ten sposób je zmniejsza, bo jeśli ktoś szuka tylko M5, to ich oferty pomija ze złością. Drugi problem jest taki, że M5 z serii E60 ma ogromny rozrzut cenowy. 69 000 zł teoretycznie wystarczy, ale te bardzo ładne egzemplarze są droższe o… drugie tyle. Czy to ma sens? No średni, bo ile by nie trzeba było naprawić w tym M5, to nie wydamy na to raczej 69 000 zł.

Te ze średniej półki kosztują ok. 90 tys. zł. Czasem nieco mniej. Rozsądnie wygląda egzemplarz z Piotrkowa Trybunalskiego. Sprzedający nie zasłania tablic, pisze od razu o wymianie panewek, przebieg wydaje się prawdziwy – auto nie wygląda na skatowane. Można dyskutować z doborem felg, ale to sprawa estetyczna. Myślę, że warto spróbować przynajmniej zadzwonić. Zwłaszcza, że podobne pojazdy z podobnym przebiegiem są droższe o 10 tys. zł (tu nie ma opisu), albo są droższe i w wersji amerykańskiej jednocześnie. Odważni mogą obejrzeć M5 z czerwonym wnętrzem. Trudno będzie sprzedać M5 z przebiegiem 270 000 km za 100 tys. zł. Jeszcze trudniej będzie sprzedać za takie same pieniądze poprzedni model E39. Ma tylko 400 KM. Choć przynajmniej sprzedający postarał się przy zdjęciach.

Polecana oferta z OLX. Fot. Dominik.

Jest jeszcze kwestia panewek. Są takie same jak w mniejszym silniku S65. W najlepszym razie wytrzymują 100 tys. km. Jeśli nie wymienisz ich prewencyjnie po 100 tys. km, to sam się prosisz o awarię silnika.

Ford Mustang

Nie jest łatwo, ale dobrze wiedzieć, że każdy silnik 5.0 V8 we współczesnym Mustangu ma ponad 400 KM – 417, 426 lub 450. Sztuka polega na znalezieniu egzemplarza po 2011 r. z takim silnikiem, ale bezwypadkowego, za mniej niż 100 tys. zł. Auto może nie należy do najbardziej finezyjnych, ale za to można nim świetnie palić gumę, kręcić bączki, driftować i wpadać na krawężnik podczas wyjeżdżania ze zlotu. No i ten dźwięk amerykańskiego V8 – na pewno bardziej mięsny niż to V10 z BMW.

Takie Mustangi są oczywiście dostępne. Niektórzy właściciele są królami lakonicznego przekazu. Zdjęcia, które niczego nie przekazują i opis „w stanie idealnym”. Koniec, po co więcej. Kogo interesuje czy auto jest serwisowane, czy było kupione w europejskim salonie, albo czy miało naprawy blacharskie, w końcu mówimy zaledwie o 100 tys. zł. Ważne że ma 450 KM, a właściciel chętnie zamieni się za coś mocnego. Ma rację, 450 KM – śmiech na sali. Poszukajmy więc czegoś bardziej przekonującego.

W tym przypadku mamy przynajmniej fajny kolor i zdjęcia, które realnie pokazują sprzedawany samochód. Wiemy też, że to wersja amerykańska. Nie jest to najbogatszy wariant wyposażenia, może przydałyby mu się większe felgi – cena jest do negocjacji, więc pewnie na jakiejś konkretne szpulki da się coś znegocjować. A może trzeba po prostu kupić samochód od kogoś, kto nie ukrywa że naprawił go po uszkodzeniu i ma na to dokumentację fotograficzną. V8 + manual + uczciwy opis = mój typ.

O tej cudownej okleinie nie wspomnę. Oferta z OLX / fot. Krzysztof

Chevrolet Corvette

Mustang Mustangiem, ale dopiero Corvette daje prawdziwą amerykańską moc. Mustang jest taki zwykły – bardzo mocny, ale to w sumie samochód jak każdy inny. Corvette ma specjalną konstrukcję z ramą przestrzenną i kompozytowym resorem. To prawdziwe auto sportowe, takie bardziej bezkompromisowe. Poza tym trochę inny jest odbiór człowieka w BMW M5 czy nawet Mustangu, a tego w Corvette. Ten ostatni to po prostu Prawdziwy Miłośnik Motoryzacji.

Za mniej niż 100 tys. zł kupimy Corvette C5 lub C6, oczywiście o mocy powyżej 400 KM. Corvette pozostaje wierna zasadzie „no replacement for displacement”, więc nie ma tu mowy o żadnych małolitrażowych silnikach 5.0. Rozmowa zaczyna się od sześciu litrów pojemności. I od około 80 tys. zł za C6 z silnikiem 6.2 436 KM. Najlepszy w tym aucie jest wyświetlacz HUD – coś wspaniałego. Za prawie stówę wystawiono C6 6.0 (ok. 400 KM), ale ma manualną skrzynię biegów, więc można robić efektowne drifty na zjazdach z autostrady. Lecisz dwie paki, wbijasz na rampę zjazdową, zapinasz grubego boczura i robisz tych frajerów jak chcesz. Takich aut zresztą nie brakuje i prawie wszystkie ceny zawierają się w przedziale 80-100 tys. zł. Niestety, na ZR1 nie ma co liczyć, co najwyżej na samochody „stylizowane na ZR1”, a przypomnijmy że C6 ZR1 to 650 KM z silnika 6.2 ze sprężarką mechaniczną. Czyli wreszcie jakaś normalna moc do normalnej jazdy, a nie jak ślimak. Niestety – stówa nie wystarczy.

Oferta od firmy VCENTRUM z Warszawy. Fot. VCENTRUM

Mercedes-Benz S 63 AMG

Może za bardzo się zapuściłem w rejony samochodów dwuosobowych, może kuzyn potrzebuje jednak czegoś bardziej rodzinnego. Chłopak nie jest z tych bogatych, więc nie wpuszczajmy go na minę z żadnymi dwunastocylindrowcami, zostańmy przy sprawdzonym V8. W tym przypadku mowa o wolnossącym 6.2 z klasy S AMG. Sprawdzonym? No tak nie do końca, problemy ze śrubami głowicy w tym silniku są szeroko opisywane, choć nie dotyczą one wszystkich egzemplarzy. Na wszelki wypadek jednak lepiej zapytać, czy były wymieniane.

525 KM powinno wystarczyć, żeby takie S 63 AMG sprawnie się rozpędzało do 50 km/h w obszarze zabudowanym. Wariant S 65 AMG mimo dużo mocniejszego silnika V12 (6.0 612-630 KM) ma praktycznie takie same osiągi, nadal mówimy o 4,5 s do setki, czyli bez rewelacji. No ale jak się ma tylko 100 tys. zł, to czego się spodziewać – że będzie szybki jak normalne auto?

Zobaczmy co tam w ofercie: łatwo nie jest, bo na całym OLX znalazłem tylko 3 egzemplarze tego rodzinnego sedana. Pierwszy jest biały i ma beżowe wnętrze. Może być. Przebieg 267 000 km, długa buda. Może być. O bezwypadkowości nic nie ma, wersja amerykańska. Hmmm. Czarny od pana Jakuba w „naprawdę dobrej cenie” 85 000 zł też jest ze Stanów, sytuacja podobna. Cóż pozostaje? Srebrny z czarnym wnętrzem – najbrzydsza możliwa konfiguracja – ale za to od Niemca. Może być, idealny na autobahn. I jak w filmie „Speed” – jak zejdziesz poniżej 200 km/h, to wybuchnie.

Lodóweczka. Zdjęcie: Conradus-Car.

Jeep Grand Cherokee SRT-8

W zależności od generacji mamy tu pojemność 6,1 lub 6,4 l, moc zaś to 426 lub 468 KM. No nie za wiele, ale duży silnik ratuje temat, bo ma przynajmniej odpowiedni moment obrotowy. Obie te jednostki można doładować kompresorem i przebić te 600 KM, żeby to jakoś jeździło, a nie się ślimaczyło jak Astra 1.4 z gazem. No i dzięki napędowi 4×4 nie trzeba się bać o trakcję, a odpowiednie opony pozwolą jechać 200 km/h nawet w terenie.

Problem polega na tym, że 100 tys. zł to za dużo na generację WH/WK, a za mało na WK2. Ten pierwszy model można „trafić” za ok. 60-70 tys. zł. Szkoda, że ma tak straszne wnętrze. Nawet ponad 420 KM nie jest w stanie osłodzić widoku tych plastików i konsoli środkowej prosto z amerykańskiego pojemnika na odpady niesortowane. Na tym tle model WK2 to istne premium, z piękną, wyokrągloną tablicą przyrządów, złożoną bardziej po europejsku. Cóż z tego, skoro jest tylko jedna sztuka WK2 za mniej niż 100 tys. zł. Nie ma się co przejmować przebiegiem, przynajmniej widać że samochód był eksploatowany, a 468 KM powinno sobie jakoś z nim poradzić. No i ma gaz, to będzie taniej, bo ten biedak mój kuzyn płacze już przy 20 l/100 km. Taki Jeep z pewnością pali więcej.

Oferta z Otomoto. Autor zdjęcia nie podpisany.

Porsche Cayenne Turbo/Turbo S

Przynajmniej jak masz takie Porsche, to i po zakrętach można pojechać, z Jeepem to różnie bywa. Nie wiem czy tego biedaka, mojego kuzyna, nie zrujnuje serwis takiego Porsche, ale pewnie wychodzi to podobnie jak klasa S 63 AMG. Niestety, kategorie dla Porsche na OLX wymyślał idiota: jest osobna kategoria dla Cayenne i Cayenne Turbo, podczas gdy są to po prostu wersje silnika. Tak jakby była osobna kategoria dla Astry 1.4 Twinport i 1.6. Co ciekawe, ta patologia trwa od lat, i zaczęła się jeszcze na Allegro. Serio nie ma tam nikogo, kto widziałby debilizm tej sytuacji i od tylu lat nikt nie jest w stanie zmienić tak prostej rzeczy?

Skoro narzekanie mamy już za sobą, spójrzmy na jakieś Cayenne. Jeśli chodzi o Cayenne I generacji, jest ich cała masa i kosztują 50-60 tys. zł, no czasem okazjonalnie trochę więcej. Problem w tym, że mocy to owszem tam jest nawet sporo (500-550 KM), ale ten wóz po prostu już nie wygląda. Nie ma tego uderzenia, opatrzył się, i co z tego że jest szybki – to tak jak 40-letni raper w bluzie z kapturem. Może dalej ma fajny flow, ale ludzie i tak będą głównie komentować to, że jest dziadem. Rozbawił mnie ten egzemplarz: prawa lampa z pomarańczowym kierunkowskazem, ale za to lewa z czerwonym. Tuning w TOMARACING z 550 na 600 KM – uuu gruby tuning. Albo te monitory w zagłówkach, tu nawet „ceramika” nie pomoże. To po prostu MUSI być Cayenne II z 4.8/500 KM. I proszę, są dwa, oba czarne. I RAZ 500 KM! I DWA 500 KM! To razem tysiąc. O, tysiąc koni, to byłoby coś. Taki wóz wreszcie by jakoś jechał…

Oferta z OLX.pl. Zdjęcie: Alicja

Jaguar XF-R

I na koniec coś dla ludzi, którzy chcą koniecznie mieć zupełnie inne auto niż reszta. Przy okazji to jeden z najtańszych sposobów na dość świeże auto o mocy powyżej 500 KM, czyli Jaguar XF z literą R napędzany pięciolitrowym V8 ze sprężarką. AMG, RS czy M-Power wszędzie jeździ na pęczki, a propozycja angielska może nieco namieszać, bo z zewnątrz nie zdradza, że w środku ma ponad pół tysiąca kucyków.

Z XF-R są dwa problemy. Pierwszy: jest powolny jak żółw. 4,9 do setki? Hmm, z tego co pamiętam to Golf R ma 4,6 s. No żenada. Drugi to dostępność części. Nie liczyłbym na jakieś zamienniki ani na specjalne traktowanie w ASO Jaguara. To znaczy oczywiście, że będziemy specjalnie traktowani – pewnie wszystko będzie liczone razy dwa albo trzy. No i mamy jeszcze to dość archaicznie wyglądające wnętrze. To trzy. Trzy problemy. Propozycja dla bardzo wybrednych i bardzo nielubiących motoryzacji niemieckiej czy amerykańskiej. Oferty? Ależ proszę. Srebrny. Biały. Wolę tego drugiego, bo nie jest amerykański.

Oferta z Otomoto. Autor zdjęcia nie podany.

Nie ma ani jednego Nissana GT-R poniżej 100 tys. zł.

A szkoda, bo ten samochód przynajmniej jakoś tam się zbiera i prowadzi, nie trzeba zdejmować nogi z gazu jak masz dwa dwadzieścia, możesz na szybkości pozmieniać pasy, wyprzedzić frajerów i lecieć dalej. Oczywiście taki GT-R w serii też jest żenująco wolny, ale ten silnik 3.8 dobrze przyjmuje mody i jak tam 700 KM pęknie to już da się jechać bez wstydu, nie będzie fakapu że ktoś cię wyprzedzi. A to jest największy możliwy przypał. Raz pamiętam, jechałem swoim 911 GT2 podłubanym na 850 KM gdzieś pod Poznaniem, no może miałem 330-340, nie pamiętam bo rozmawiałem przez telefon, i nagle z tyłu podjeżdża mi czerwone Cinquecento i mi miga. Wcisnąłem gaz, ale skubaniec trzymał się za mną gdzieś tak do 380 km/h, potem zjechałem na prawo a on pojechał dalej. Za chwilę patrzę, a on stoi na MOPie, no to też zjechałem, wysiadam i mówię – człowieku, ja tu mam 850 KM, co ty tam masz pod maską? A on mówi – dziewięćset. No to rozumie, to miał prawo, nie?

No i to już wszystko na dziś. Zostawiam Was z przeglądem tego biedackiego shitu dla ludzi, którzy nie umieją jeździć normalnym samochodem, więc kupują jakieś chuderlawe strupy o mocy 400 KM. Idę przejechać się obwodnicą Olsztyna. Albo ekspresówką z Warszawy do Bydgoszczy.