Za chwilę pewnie Kia Sportage stanie się powszechnym widokiem na naszych ulicach, więc nawet jeśli nie chcecie jej kupić, to przynajmniej będziecie wiedzieć, jaka była cena, którą ktoś za nią zapłacił.
A cena jest… to zależy.
Nowa Kia Sportage – cena w Polsce
Jeśli interesuje nas po prostu najtańszy wariant i nic więcej nie potrzeba nam do życia, to w salonie zapłacimy – przynajmniej według cennika – 105 900 zł. Dostaniemy za to Sportage w wersji wyposażenia M, z silnikiem benzynowym o mocy 150 KM (1.6 T-GDI), manualną przekładnią i napędem na przednią oś. AWD ani przekładnia automatyczna nie są oferowane z tym silnikiem. Przy okazji – to jedyny czysto benzynowy silnik w ofercie.
Jeśli jednak chcemy czegoś więcej, możemy sięgnąć po odmianę mild hybrid. Jednostka benzynowa jest ta sama (ale może mieć 150 albo 180 KM), ale w standardzie łączona jest z 7-stopniową przekładnią DCT i opcjonalnie z napędem na obie osie. Ile kosztuje coś takiego? W najniższej wersji wyposażenia M możemy nabyć jedynie wersję 150 KM z FWD – zapłacimy wtedy 116 900 zł. Opcja 180-konna jest już oferowana co najmniej jako L za 135 900 zł, natomiast AWD i 180 KM to wydatek minimum 144 900 zł.
Dla fanów silników benzynowych jest jeszcze klasyczna hybryda z 6-stopniową przekładnią automatyczną i FWD lub AWD za – odpowiednio – 147 900 zł lub 156 900 zł. W jednym i drugim przypadku minimum wyposażenia to L.
Na szczycie cennika ulokowano natomiast hybrydę plug-in. Kosztuje co najmniej 177 900 zł, ale w wersji GT Line musimy już wydać co najmniej 200 900 zł. Ciekawe, ile takich egzemplarzy wyjedzie z polskich salonów.
Tak, Kia Sportage zaoferuje też diesle.
Bazowy to 1.6 CRDi o mocy 115 KM z manualną przekładnią i FWD, wyceniony na 114 900 zł w wersji M. Wyżej ulokowano natomiast diesle mild hybrid o mocy 136 KM, oferowane wyłącznie z automatem i wycenione na 143 900 zł (FWD, L) lub 169 900 zł (AWD, Business Line).
Diesla plug-in hybrid nie ma, nie pytajcie o niego w salonach.
Kia Sportage – wyposażenie
I tutaj jest… różnie.
W wyposażeniu wersji M bez dopłaty znajdziemy m.in. 7 poduszek powietrznych, reflektory LED, elektrycznie regulowane i podgrzewane lusterka, 8-calowy ekran dotykowy z CarPlayem i Android Auto, złącze USB, kamerę cofania, relingi dachowe, elektrochromatyczne lusterko wewnętrzne, 17-calowe felgi aluminiowe i skórzaną kierownicę. Fajnie, ale dlaczego za ponad 100 000 zł dostajemy manualną klimatyzację?
Żeby było zabawniej, w wersji L nie dostajemy zwykłej automatycznej klimatyzacji dwustrefowej, ale od razu trójstrefową. Do tego jescze czujniki parkowania z przodu i z tyłu, 12,3-calowy wyświetlacz, przyciemniane szyby tylne, panel dotykowy do sterowania multimediami i klimatyzacją, podgrzewane fotele przednie i kierownicę, elektryczne sterowanie podparciem lędźwiowym, tempomat i asystenta jazdy po autostradzie.
Business Line dorzuci do tego jeszcze tylne światła LED, adaptacyjne światła mijania i drogowe, automatyczne otwieranie i zamykanie klapy bagażnika, ładowarkę indukcyjną, bezkluczykowy dostęp do auta, elektryczną regulację foteli przednich i skórzano-materiałową tapicerkę.
W wersji GT-Line pojawia się natomiast w standardzie lakier metalizowany, inne detale (np. zderzak GT-Line) niż w standardzowych wersjach, sportowa kierownica, zamszowo-skórzana tapicerka i 19-calowe felgi.
Ach, gdyby ktoś pytał – w ramach pakietu Smart za 4000 zł można nawet do najtańszej wersji dokupić trójstrefową klimatyzację automatyczną. I obstawiam, że pewnie takich wersji, tj. M + Smart będzie na naszych drogach najwięcej. I tak wiem, że czytacie to, galopując do salonu.