20.05.2018

Nissan Primera P10 za niemałą forsę jako „kultowy wóz komisarza Ryby”

Pomysłowość ogłoszeniodawców nie zna granic. Nawet zwykłą Primerę P10 sedan, ciekawą jak film o schnięciu farby, są w stanie powiązać z postacią ze starej komedii – co ma oczywiście uzasadniać wyższą cenę.

Większość z nas oglądała „Kilera”. Ale ileż to już lat? Dokładnie 21. Dla młodych to „stary, polski film”. Był niewątpliwym przebojem, a niektóre teksty z Kilera weszły nawet do mowy potocznej. Zresztą na to narzekają w Polsce najbardziej cudzoziemcy uczący się polskiego – Polacy rozmawiają ze sobą tekstami z filmów. „Ja to, proszę pana, mam bardzo dobre połączenie”, albo „kończ Władziu, i robimy” – i wszyscy wiedzą o co chodzi, oprócz biednego cudzoziemca.

Rolę komisarza Ryby, bezlitośnie śledzącego tytułowego Kilera, zagrał w tym filmie Jerzy Stuhr i jak to Stuhr, był w tej roli znakomity. Jego brawurowe wykonanie przeboju Varius Manx przeszło do historii:

Mało kto pamięta już – a właściwie tylko motoryzacyjne świry – że w Kilerze wszyscy poruszali się Nissanami, bo zapewne ten producent po prostu zasponsorował film, podstawiając na plan samochody. W końcu komisarz Ryba głupio wyglądałby w Polonezie Caro na szerokim moście. Zamiast tego miał służbową Primerę P10 z tablicami z warszawskiej Ochoty, zapewne wyprodukowaną w 1994 r. Nie mogę powiedzieć, żeby ten samochód zapisał się jakimiś zgłoskami w historii polskiej kinematografii. Wystąpił na ekranie przez kilkanaście sekund żeby ucieszyć sponsora i to tyle.

Nie przeszkadza to zupełnie ogłoszeniodawcy wystawiać Primerę P10 „JAK KOMISARZA RYBY” za niebagatelną kwotę 7500 zł.

I tu pojawia się problem. Bo ten samochód mógłby być fajny, gdyby ktoś miał go od nowości i teraz jeździł nim sobie od spotu do spotu youngtimerów z kartką za szybą „Primera jak komisarza Ryby”. Gdybym to zobaczył na takim spotkaniu, pewnie nawet bym się uśmiechnął i na chwilę zainteresował. Nawet nudna jak „Klan” Primera P10 zasługuje na swoje miejsce wśród youngtimerów. Ale przypisywanie takiego samochodu jakiejś niezbyt istotnej postaci filmowej i windowanie ceny z tego powodu to kolejny sposób na psucie rynku. W efekcie dobre, choć niezbyt ciekawe samochody przepadną całkowicie, bo nikt nie wyłoży niemałej kwoty 7500 zł na Primerę z powodu komisarza Ryby.

W PRL-u stare samochody umierały z powodu braku części, fatalnego serwisu i ogólnej niechęci do wszystkiego, co stare. W aktualnej rzeczywistości stare samochody umierają z powodu nakręcania lipnej koniunktury na „youngtimery” i przekonywanie ludzi na wszelkie sposoby, że „ten model już drożeje”. Przeglądam codziennie wiele ogłoszeń i te rzekomo drożejące auta nadal można kupić w normalnych cenach, tyle że w ogłoszeniach nie ma miliona zdjęć, opisu wielkimi literami z obowiązkowym hasłem „cośtam classics”, a samo auto nie wyjechało właśnie ze studia detailingu. Mam w przygotowaniu przegląd takich samochodów.

Tymczasem proponuję jeszcze następujące klasyki, sądzę że rozpoznacie bez problemu te filmy:

 

Ale jeśli jesteście fanami Kilera, mam dla Was dobrą wiadomość. Za jedyne 89 000 zł możecie kupić Nissana 300ZX. Takiego jak ten, którym jeździł tytułowy bohater w drugiej części.