28.10.2019

Przyjacielu, gdzie moje zderzaki? Czyli poranny miks gruzów z Gruzji

Gdzie jechać, by oglądać gruzy? Oczywiście do kraju z najbardziej graciarską nazwą: do Gruzji. Motoryzacja w tym kraju jest bardzo zaskakująca.

Redaktor prowadzący właśnie wrócił z Japonii i przygotował miks wozów z tamtejszych ulic. W ogóle – nic a nic! – nie zazdroszczę mu tego wyjazdu. Na pewno było nudno i kiepsko. A do tego wszystkiego, wcale nie trzeba lecieć aż tak daleko, by oglądać dziwne, japońskie samochody. Bez sensu ta Japonia…

Tegoroczny urlop spędziłem w Gruzji.

O tym, że jest to kraj pysznego wina i wspaniałych krajobrazów, wiedziałem już wcześniej. Na miejscu zaskoczyły mnie jednak dwie kwestie. Po pierwsze, gruzińskie jedzenie było gorsze i mniej doprawione, niż w moich oczekiwaniach. Po drugie: tamtejsze ulice i parkingi różnią się od naszych o wiele bardziej, niż się spodziewałem.

Gruzini uwielbiają samochody z kierownicą po prawej.

Ruch w tym kraju jest oczywiście prawostronny, jak w Polsce. Ale nikt się tym za bardzo nie przejmuje. W niektórych miejscach na oko spokojnie ponad 80 proc. aut ma kierownicę po „złej” stronie. Wszystkie zostały sprowadzone z rynku japońskiego. Czasami bezpośrednio, a czasami po drodze miały jeszcze właścicieli np. w Rosji.

Toyota Will VS. Całkiem fajnie wygląda.

Są to najróżniejsze wozy: od całkiem normalnie wyglądających Yarisów I, aż po minivany, których nigdy nie widziałem w Europie i nawet nie wiedziałem, że istnieją. Zaraz zobaczycie kilka z nich na zdjęciach. Czy Gruzinom kiera z prawej przeszkadza w czasie jazdy? Nie sądzę. Ruch w tym kraju jest chaotyczny, a kierowcy porozumiewają się ze sobą za pomocą specjalnego kodu trąbnięć. Przez 10 dni nie rozgryzłem, o co w tym chodzi. Czasami jedno biip oznacza uwaga, jadę, poczekaj, a kiedy indziej: zapraszam, wpuszczam cię. Cieszę się, że tam nie prowadziłem.

Co jeszcze warto powiedzieć o gruzińskich ulicach? Wygląda na to, że nie ma tam mody na auta typu „jedyny taki klasyk, czar ZSRR zobacz”. Wołgi czy Łady – owszem – zdarzają się, ale bardzo rzadko. Jest ich mniej niż Polonezów czy Fiatów 125p w Polsce. Zwykle są w kiepskim stanie i najpewniej dożywają swoich dni w rękach jakiegoś emeryta. Ewentualnie są zajeżdżane w górskich wioskach.

Mogą też służyć jako reklama baru.

Jeśli ktoś jeździ w Gruzji tanim, starszym wozem, jest duża szansa, że jest to Opel Astra I, ewentualnie Vectra A lub B. Gdyby ktoś zastanawiał się, gdzie podziały się te auta: pewnie są w Gruzji.

Warto wspomnieć jeszcze o marszrutkach, czyli mieszczących kilkanaście osób busach jeżdżących między miastami. Jeśli ktoś był kiedyś gdzieś na Wschodzie, na pewno wie, o czym mówię. W Gruzji 95 proc. marszrutek to Mercedesy Sprintery, a 5 proc. – bardzo stare Fordy Transity. Niezależnie od stanu technicznego i wieku, takie wozy zawsze są najszybsze na drodze. Im bardziej kręto, dziurawo i wąsko, tym szybciej.

Wystrój marszrutek bywa wspaniały.

Osobną grupą na ulicach są Toyoty Prius.

Priusów II i III jest mnóstwo. Nie da się zrobić zdjęcia ulicy albo większego parkingu i nie uchwycić co najmniej dwóch. Co ciekawe, akurat one zawsze mają kierownicę po lewej stronie. Szczególnie mocno lubią je taksówkarze i kierowcy Bolta (cudownie taniego w Gruzji), ale zdarzają się też prywatni właściciele.

Losowa fotka ulicy. Dwa Priusy: obecne. A może i trzy?

Czym jeżdżą bogatsi Gruzini? Odpowiedź jest prosta: Toyotami Land Cruiser i wariacjami na ich temat, typu Lexus GX i LX. Rzadziej zdarzają się też Toyoty Camry, 4Runner albo Sequoia. Europejskich limuzyn w rodzaju BMW 5 czy Audi A6 prawie nie ma, podobnie jak SUV-ów takich jak BMW X5 albo Mercedes GLS.

Są też takie Kruzaki.

Jeśli ktoś ma pieniądze, ma też Land Cruisera. Zwykle z benzynowym V8, bo benzyna jest tu dość tania. W przeliczeniu na złotówki, litr kosztuje ok. 3,5 zł. Nawet skromniejsze auta często mają spore motory na bezołowiową. Niektórzy montują gaz, ale diesli się w Gruzji nie poważa.

O co chodzi z jazdą bez zderzaków?

Zapewne słyszeliście, że w Gruzji popularna jest jazda wozami bez zderzaków. Potwierdzam. O co chodzi? Pytałem o to kilku osób i uzyskałem sprzeczne odpowiedzi. Jedno jest pewne: prawo w tym kraju nie wymaga, by wóz miał zderzaki. Liczy się tylko to, by miał tablice rejestracyjne.

Wersja pierwsza – i najbardziej prawdopodobna – jest następująca: kierowcy po stłuczkach nie naprawiają zderzaków, bo i tak wiedzą, że zaraz znowu je uszkodzą (po obserwacji tamtejszego ruchu, potwierdzam). Biorą więc pieniądze z ubezpieczalni, ale wydają je np. na remont pokoju, a nie na zderzaki.

Mój ulubiony gruz z Gruzji. Kto odgadnie model?

Wersja druga brzmi: wszyscy ci kierowcy zdjęli uszkodzone elementy, by zanieść je do warsztatu. Na czas naprawy jeżdżą bez. Nie chce mi się w to wierzyć. Być może robi tak 10 proc. z tych osób, ale wozów bez zderzaków jest na gruzińskich ulicach po prostu zbyt dużo, by taka wersja miała sens. Poza tym, nie każde uszkodzenie da się naprawić.

Pewnie zderzak poległ przy próbach udawania Giogiego Tevzadze.

 

Tu też.

Tak czy inaczej, widok aut bez obu zderzaków i progów nie jest w Gruzji niczym dziwnym. Nie ma znaczenia marka, rocznik ani wartość wozu. A może to po prostu taka moda i tamtejszy sposób na tuning?

Pora na kilka zdjęć.

Okulary się zdarzają.

 

Starsze Mercedesy – raczej już nie.

 

W ogóle klasyków nie jest zbyt wiele…

 

…choć niektóre nadal dzielnie służą.

 

W samolocie powrotnym spotkałem człowieka, który pokazywał mi filmiki z driftowania swoim E60 M5…

 

…opowiadał, że wspomniany Giorgi Tevzadze był jego przyjacielem…

 

…a chwilę później poszedł zapalić papierosa w toalecie. Kosztowało go to 3000 euro i wyjście w kajdankach.

 

Alfy raczej się w Gruzji nie zdarzają. Widziałem dwie, sfotografowałem jedną.

 

Podoba mi się taki Cedric.

 

Naprawdę ładny.

 

Ale Toyota Crown to godny konkurent.

 

WTEM.

 

Paskudztwo.

 

To też.

 

A to już nie.

 

W Europie nie było wersji 4WD. Szkoda.

 

„Ale droga szpachla!” – powiedział na widok zdjęcia tej Toyoty Estimy mój kolega pracujący w zakładzie blacharskim.

 

Minivany Gruzini lubią prawie tak, jak Japończycy.

 

W górach poważa się tylko jeden samochód: Mitsubishi Delicę. Służą tam jako terenowe taxi.

 

Ale ja byłem wieziony Toyotą Voxy. Pięknie dała radę na bezdrożach.

 

Van na bazie Colta: to ma sens. Zwykły i tak wyglądał jak van.

 

Lexus? Obecny. Zderzaki? Wręcz przeciwnie.

 

Z tyłu też nie ma.

 

Red. prow. mówi, że to RAF Latvia. Obok – fajny pies.

 

A to: Toyota Ractis.

 

Jeśli taksówkarz nie ma Priusa, może mieć Geely.

 

Ale Great Wall pewnie byłby już za ciasny.

 

MX-5 na ulicach raczej nie ma. Ale jedna była.

 

Mercedes W220 w bardzo rzadkiej wersji po liftingu.

I po co jechać aż do Japonii?!